Co Benedykt XVI powiedział Bogu podczas konklawe? Zdradził to na spotkaniu z pielgrzymami z Niemiec

Papież Benedykt XVI Dostawca: PAP/DPA
Papież Benedykt XVI Dostawca: PAP/DPA
REKLAMA

W wieku 95 lat zmarł w sobotę emerytowany papież Benedykt XVI – ogłosił w sylwestra dyrektor biura prasowego Watykanu Matteo Bruni. W dniu konklawe, gdy kardynałowie wybrali go na papieża, Józef Ratzinger nie był pewien, czy podoła tej misji.

Papież Benedykt XVI zmarł o godzinie 9.34. Na czele Kościoła Katolickiego jako biskup Rzymu stał od 2005 do 2013 roku.

REKLAMA

Czytaj więcej:


Co Benedykt XVI powiedział Bogu podczas konklawe?

Podczas homilii dla pielgrzymów z Niemiec 25 kwietnia 2005 roku papież Benedykt XVI wyjawił, co powiedział Bogu podczas konklawe, na którym wybrano go na papieża.

Poniżej tekst całej homilii:

Kiedy przebieg głosowania zaczął wskazywać na to, że ten topór spadnie, że tak powiem, na moją głowę, zrobiło mi się nieswojo. Sądziłem bowiem, że wykonałem już dzieło mego życia i że dokończę moich dni w spokoju. Z głębokim przekonaniem powiedziałem Panu: nie rób mi tego, proszę! Masz osoby młodsze i lepsze ode mnie, które mogą podjąć to wielkie zadanie z większym zapałem i siłami.

W tym momencie bardzo głęboko przemówiły do mnie słowa krótkiego listu od jednego ze współbraci z Kolegium Kardynalskiego. Przypomniał mi on, że wygłoszoną podczas Mszy św. za Jana Pawła II homilię oparłem na zaczerpniętych z Ewangelii słowach, które Pan skierował do Piotra nad jeziorem Genezaret: «pójdź za Mną!» Mówiłem wówczas, że Karol Wojtyła wciąż na nowo przyjmował od Pana to powołanie i zawsze na nowo musiał się wyrzekać wielu rzeczy i z prostotą odpowiadać: tak, pójdę za Tobą, nawet jeśli mnie prowadzisz tam, gdzie nie chciałem. Ów współbrat napisał: Jeśli Pan powie ci teraz: «pójdź za Mną», przypomnij sobie, czego nauczałeś w kazaniu. Nie odmawiaj! Bądź posłuszny, jak opisywany przez ciebie wielki Papież, który powrócił do domu Ojca. Te słowa bardzo głęboko zapadły mi w serce. Drogi Pańskie nie są wygodne, ale my przecież nie zostaliśmy stworzeni do wygód, lecz do wielkich rzeczy, do dobra.

W końcu nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć «tak». Pokładam ufność w Panu i w was, drodzy przyjaciele. Chrześcijanin nigdy nie jest sam, powiedziałem wczoraj w homilii. W ten sposób wyraziłem to wspaniałe doświadczenie, które było udziałem nas wszystkich w tych niezwykłych, minionych czterech tygodniach. Po śmierci Papieża pośród wielkiej żałoby objawił się żywy Kościół. Stało się jasne, że Kościół jest potęgą jedności, znakiem dla ludzkości. Wielkie sieci radiowe i telewizyjne, które przez dwadzieścia cztery godziny na dobę opowiadały o odejściu Papieża do domu Ojca, o bólu ludzi, o dziele wielkiego zmarłego Papieża, odpowiadały na potrzeby swych widzów i słuchaczy, które przeszły wszelkie oczekiwania.

W osobie Papieża widzieli ojca, który dawał poczucie bezpieczeństwa i ufność, który wszystkich jakoś jednoczył. Zobaczyliśmy, że Kościół nie jest zamknięty w sobie i że nie istnieje tylko dla siebie, lecz że jest dla ludzi jasnym drogowskazem. Zobaczyliśmy, że Kościół wcale nie jest stary i bez życia. Przeciwnie, jest młody. A gdy patrzymy na młodzież, która gromadziła się wokół zmarłego Papieża, a tak naprawdę wokół Chrystusa, z którym Papież w pełni się utożsamiał, doznajemy równie wielkiej otuchy: to nieprawda, że młodzi myślą przede wszystkim o używaniu i przyjemności.

To nieprawda, że są materialistami i egoistami. Przeciwnie, tak naprawdę młodzi chcą wielkich rzeczy. Chcą kresu niesprawiedliwości. Chcą kresu nierówności i pragną, by wszyscy mogli korzystać z dóbr ziemi. Chcą wolności dla uciemiężonych. Chcą wielkich rzeczy. Chcą rzeczy dobrych. I dlatego młodzi znowu są — wy jesteście — całkowicie otwarci na Chrystusa. Chrystus nie obiecał nam wygodnego życia. Kto szuka wygód, u Niego ich nie znajdzie, bo pomylił adres. On ukazuje nam jednak drogę do rzeczy wielkich, do dobra, do prawdziwego ludzkiego życia. Kiedy mówi o krzyżu, który mamy wziąć na ramiona, nie ma na myśli cierpiętnictwa czy ciasnego moralizowania. Chodzi o zryw miłości, który rodzi ona sama, nie szukając siebie, lecz otwierając człowieka na służbę prawdzie, sprawiedliwości, dobru. Chrystus ukazuje nam Boga, a tym samym prawdziwą wielkość człowieka.

REKLAMA