
W najnowszym wideoblogu publicysta Łukasz Warzecha poruszył temat galopującej inwigilacji pod rządami PiS. Wskazał na trzy najnowsze kwestie z nią związane.
Warzecha przypomniał, że PiS rozszerza możliwości inwigilacyjne służb już od 2015 roku. Publicysta zwrócił uwagę na trzy kwestie, które aktualnie budzą niepokój.
Wszystkie faktury do systemu
– Pierwsza kwestia to jest projekt Ministerstwa Finansów, który zakłada, że od 2024 roku wszystkie faktury – jeżeli się faktury zażąda – ale nie tylko, mają trafiać z automatu do systemu e-faktur – powiedział.
– Do pozyskanych w ten sposób informacji o praktycznie każdym zakupie fakturowanym będzie miała dostęp nie tylko Krajowa Administracja Skarbowa, ale w zasadzie wszystkie służby wyposażone w kompetencje do otrzymywania takich danych – wskazał.
Jak podkreślił, „to nie tylko dotyczy transakcji, w których jedna strona i druga strona prowadzą działalność gospodarczą, bo my, jako klienci, którzy żadnej działalności gospodarczej nie prowadzą, dostajemy też faktury, np. od operatorów telekomunikacyjnych, od firm dostarczających energię elektryczną, gaz, ba, dostajemy faktury przy zdecydowanej większości zakupów internetowych”.
– To znaczy, że te informacje o bardzo wielu – a w przypadku niektórych, o wszystkich – zakupach będą na bieżąco trafiały do systemu – dodał, podkreślając, że „za pociśnięciem jednego guziczka, jakiś funkcjonariusz, czy to policji, czy Straży Granicznej czy Krajowej Administracji Skarbowej” będzie miał do tych danych dostęp. – To jest rzeczywiście bardzo brutalne wtargnięcie w naszą prywatność – ocenił Warzecha.
– Eksperci wskazują, że nie da się tego uzasadnić np. uszczelnieniem systemu VAT, bo w wielu tych transakcjach po jednej stronie nie ma firmy – zaznaczył. – To o co tutaj chodzi? Odpowiedź chyba jest prosta. Chodzi o to, żeby wiedzieć o nas jak najwięcej. Ja nie widzę tutaj innego uzasadnienia – powiedział.
Oprogramowanie izraelskiej produkcji
– Druga kwestia to zakup przez policję za 6,5 mln zł licencji na zaawansowany system ds. – no właśnie – nie do końca inwigilacji (…). Ten system, który został zakupiony, to tak naprawdę jest oprogramowanie, izraelskiej zresztą produkcji, czyli podobnie jak słynny Pegasus. Oprogramowanie do badania urządzeń elektronicznych różnego rodzaju, ale żeby takie urządzenie zbadać, to nie może się to dziać online (…), czyli trzeba urządzenie podłączyć fizycznie do komputera wyposażonego w takie właśnie oprogramowanie – wyjaśnił.
– Wtedy można (…) złamać hasła, można dostać się do chmury, można również odnaleźć, przywrócić historię, która została z urządzenia usunięta, w tym historię działań na komunikatorach, czyli można dostać bardzo dużą wiedzę na postawie dostępu do takiego elektronicznego urządzenia – wskazał dziennikarz.
Jak podkreślił Warzecha, jest to dobre narzędzie w walce z przestępczością. – Ale pytanie brzmi, czy my jesteśmy w stanie dzisiaj zaufać policji, że będzie to wykorzystywała (…) zgodnie z prawem? Bo prawdę mówiąc, jak ja sobie przypomnę, jakie cyrki się odbywały i jak dramatycznie zniszczyła policja swój wizerunek, począwszy od 2020 r., stając się w gruncie rzeczy w wielu sytuacjach po prostu milicją, to powiem szczerze, ja nie mam do nich za grosz zaufania, również jeżeli chodzi właśnie o wykorzystywanie takiego narzędzia – przyznał.
Jak dodał, „jest w stanie sobie wyobrazić sytuacje, w których to narzędzie będzie wykorzystywane przez władze niezgodnie z prawem, nawet”.
Nowe Prawo komunikacji elektronicznej
– Najważniejszy tutaj wątek, to jest nowe Prawo komunikacji elektronicznej, które ma zastąpić prawo telekomunikacyjne, obecnie obowiązujące, które ma około 20 lat – zaznaczył.
Warzecha odniósł się do gigantycznych rozmiarów projektu, który liczy dokładnie 3 449 stron. – Ten projekt Prawa komunikacji elektronicznej pokazali posłowie Konfederacji. Nie bez powodu pokazali go w postaci papierowej, bo to jest przykład po prostu kpiny ze stanowienia prawa – skwitował.
– Nikt nie jest w stanie przekopać się przez akt prawny takich rozmiarów, dokładnie go sprawdzić, w czasie, w jakim on ma być uchwalony, zrozumieć, jakie się w nim kryją zagrożenia – wskazał.
– Ja mam, prawdę mówiąc podejrzenie, że tego typu akty prawne celowo są konstruowane w taki sposób, właśnie po to, żeby jak najtrudniej było posłom, którzy mają za albo przeciw temu głosować, dojść do tego, co tam się w nich kryje – dodał.
– To prawo ma nakazywać retencję, czyli (…) przechowywanie, przez 12 miesięcy danych, pozwalających namierzać połączenia różnego rodzaju, co jest sprzeczne z wyrokami Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i na to wskazuje Fundacja Panoptykon – zaznaczył Warzecha.
Jak podkreślił, objęte tym obowiązkiem są dane dotyczące „publicznie dostępnych usług komunikacji elektronicznej niezbędne do: ustalenia zakończenia sieci telekomunikacyjnego urządzenia końcowego oraz użytkownika końcowego inicjującego połączenie, do którego kierowane jest połączenie i określenia (…) daty i godziny połączenia oraz czasu jego trwania, rodzaju połączenia, lokalizacji telekomunikacyjnego urządzenia końcowego, danych jednoznacznie identyfikujących użytkownika w sieci”.
– A jednocześnie zakres, rodzaj danych i rodzaj połączenia, które (…) podlegają temu nakazowi obejmować ma teraz już również taką komunikację, która dotyczy np. komunikatorów różnego rodzaju – zwrócił uwagę, zaznaczając, że chodzi m.in. o pocztę elektroniczną czy komunikatory internetowe.
Jak podkreślił, „dane jednoznacznie identyfikujące użytkownika w sieci” mają być określane w rozporządzeniu. – To jest skandaliczne, dlatego że tak dokładna, tak czuła sprawa, dotycząca naszej prywatności (…) nie ma prawa być określana rozporządzeniem. To jest akt niskiej rangi. To powinno być określone ustawą – zaznaczył.
Wskazał też, że niektórzy operatorzy prowadzą swoje usługi w taki sposób, że „sami nie mają dostępu do tych danych, których domagać się ma teraz system, państwo polskie, służby”. – Dla bezpieczeństwa połączenia są tak szyfrowane, że dostarczyciel usługi nie wie, kto się z kim połączył – dodał. Zgodnie zaś z projektem „wszystkie te dane z automatu miałyby trafiać do systemu” i dostęp do nich mieliby funkcjonariusze naciskający przyciski.
Warzecha zaznaczył też, że nie ma tu miejsca na tajemnice, np. zawodowe, w tym adwokackie, lekarskie, czy dziennikarskie. – Ale ba, gdzie zagwarantowanie prywatności, która wynika po prostu z generalnej dyrektywy o ochronie danych osobowych – to jest podstawowe pytanie – skwitował.