„Specjaliści” mają dylemat: Szpryca „przeciw covidowi” co roku, czy jednak nie?

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pexels
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pexels
REKLAMA

Część specjalistów uważa, że szczepienia przeciwko Covid-19 powinny być wykonywane co roku, podobnie jak szczepienia przeciwko grypie. W tej sprawie na razie nie ma jednak zgody wśród ekspertów. Dyskusja na ten temat niedawno odbyła się z inicjatywy amerykańskiej Agencji Żywności i Leków (FDA) – podaje „Nature”.

Periodyk przytacza wypowiedzieć dr Angeli Shen ze Szpitala Dziecięcego w Filadelfii. Specjalistka zajmująca się szczepieniami stwierdziła, że „to nie jest zły pomysł”. Kłopot polega na tym – przyznała – że brakuje wciąż danych w tym zakresie.

REKLAMA

„Wirus wywołujący Covid-19 ulega ciągłej mutacji, wciąż pojawiają się kolejne jego mutacje, warianty i subwarianty. Jednak występują w innym schemacie aniżeli wirusy grypy sezonowej. Stąd główna wątpliwość dr Angeli Shen: skopiowanie jedynie szczepień przeciwko grypie może nie zadziałać. Bo „Covid to nie grypa” – zaznaczyła dr Shen, która do niedawna była doradcą Centrum Prewencji i Kontroli Chorób (CDC) w USA.

Byle kasa się zgadzała

Szczepienia przeciwko grypie są co roku powtarzane, w kolejnym sezonie pojawiają się zwykle inne odmiany wywołującego ją wirusa. Na ogół jest tak, że mutacje tego patogenu występujące na półkuli południowej, w kolejnym sezonie przenoszą się na półkulą północną. Wystarczy skrupulatnie je monitorować, by odpowiednio dobrać skład szczepionki na kolejny sezon grypowy.

W przypadku wirusa SARS-CoV-2 na razie takich zależności się nie obserwuje, choć również i ten drobnoustrój wykazuje pewną sezonowość.

„Nie wiemy wciąż, czy należy się szczepić co roku lub rzadziej, żeby być dobrze chronionym przed Covid-19” – stwierdziła Luciana Borio, która do niedawna przewodniczyła grupie naukowców doradzających amerykańskiej FDA.

To ciekawa teza, sprzeczna z obowiązującym np. w Polsce przesłaniem, że szpryca NIE CHRONI przed zarażeniem koronawirusem, a jedynie osłabia przebieg infekcji. Ale tak to już jest z tymi „specjalistami”. Raz mówią jedno, raz drugie. Byle kasa się zgadzała.

„Ekspert” prawdę ci powie

Przypomnijmy w tym miejscu główne założenia „eksperckiej” narracji. Wirus SARS-CoV-2 nie krąży po świecie w taki sam sposób jak wirus grypy sezonowej. Jednak po kilku miesiącach spada odporność, jaką uzyskuje się po zaszczepieniu przeciwko Covid-19. Dla podtrzymania odporności zaleca się stosowanie dawek przypominających, tzw. boosterów. Coraz częściej wykorzystuje się do tego preparaty biwalentne (dwuskładnikowe), które poza starszą wersja wirusa SARS-CoV-2, która wywołała epidemię, chronią także przed niektórymi subwariantami Omikrona.

Część „ekspertów” uważa zatem, że zaszczepienie się przed okresem jesienno-zimowych, gdy jest najwięcej zakażeń układu oddechowego, wywołanych przez wirusa grypy i wirusa RS, może się przyczynić do zmniejszenia ogólnej liczby hospitalizacji. Tak uważa Peter Marks, szef Center for Biologics Evaluation and Research FDA.

Niewielkie zainteresowanie

Eksperci twierdzą, że trzeba uporządkować i na ile to możliwe uprościć schemat podawania boosterów, gdyż zainteresowanie nimi – a to niespodzianka! – jest niewielkie. W USA szczepionkę dwuwalentną przyjęło jedynie 15 proc. osób spośród tych, które do takiego szczepienia się kwalifikują. Wiele osób otrzymało różnego typu preparaty, poczynając od pierwszych szczepień, z użyciem dwóch dawek podstawowych lub tylko jednej, i jest w tym zagubionych.

Czy aby faktycznie zagubionych? – zastanówmy się przez chwilę. A może zwyczajnie wiele osób nie chce już więcej dać zrobić się w konia?

Tym bardziej, że – jak głosi oficjalna proszprycowa propaganda – nie ma pewności, czy preparaty biwalentne powinny zastąpić szczepionki z początku pandemii, czyli te jednoskładnikowe, ukierunkowane na wirusa z Wuhan. Na razie mało jest danych dotyczących skuteczności takich szczepionek podawanych osobom, które nie były wcześniej szczepione przeciwko Covid-19, szczególnie dzieci.

Nic nie wiadomo, ale szczepioneczka się przyda

Zwraca się uwagę na tzw. immune imprinting (immunologiczny imprinting), sugerujący, że określony rodzaj wcześniejszego szczepienia może wpływać na późniejszą odporność wobec określonego typu drobnoustroju. Dobrze ilustrują to przeprowadzone przed laty badania specjalistów Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, z których wynika, że ryzyko zachorowania z powodu grypy w znacznym stopniu może zależeć od tego, z jakim szczepem tego wirusa zetknęła się dana osoba w dzieciństwie.

We wrześniu 2021 r. ostrzegali przed tym specjaliści australijscy pod kierunkiem K. Wheatley z uniwersytetu w Melbourne. Tekst pod tytułem „Immune imprinting and SARA-CoV-2 vaccine Designe” dostępny jest na stronie National Center for Biotechnology Information (NCBI) rządu amerykańskiego.

Nie ma jednak pewności, czy immunologiczny imprintig występuje w przypadku szczepień przeciwko Covid-19. Wymagałoby to przeprowadzenia odpowiednich badań klinicznych z różnymi wariantami szczepionek oraz grupą kontrolną. Może to być jednak trudne do przeprowadzenia.

Podsumowując: ble, ble, ble… Ale bierz szprycę!

Takiego SONDAŻU jeszcze nie było. Zmiana władzy, Konfederacja trzecią siłą

REKLAMA