Dramatyczny lot, pięć sekund od katastrofy. „Pojawiły się krzyki. Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie w porządku”

Samolot United Airlines/fot. Pixabay
Samolot United Airlines/fot. Pixabay
REKLAMA

O mały włos od katastrofy samolotu pasażerskiego linii United Airlines. Spadającą do oceanu maszynę pilotom udało się opanować w ostatniej chwili. Pięć sekund później samolot uderzyłby w taflę wody.

Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w grudniu ub.r., ale dotąd informacji na ten temat było jak na lekarstwo. Nie ujawniono wyników dochodzenia. Stacja CNN dotarła jednak do pasażerów, którzy przeżyli ten dramatyczny lot.

REKLAMA

Wiadomo, że Boeing 777 minutę po starcie z lotniska w Kahului na wyspie Maui na Hawajach zaczął nagle gwałtownie tracić wysokość. Maszyna spadała z wysokości 670 metrów nad powierzchnią oceanu, a pilotom dopiero po 18 sekundach udało się poderwać jego nos i wyrównać lot. Byli wówczas zaledwie około 250 metrów nad wodą. Pięć sekund później wpadliby do oceanu.

Dotąd nie wiadomo, co było przyczyną dramatycznej sytuacji. Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) przeprowadziła oficjalne dochodzenie w tej sprawie, jednak nie upubliczniła jego wyników. Wydano lakoniczne oświadczenie, że „poufność tego programu ma kluczowe znaczenie dla jego sukcesu” i dlatego informacji nie będzie. Z kolei linie United Airlines oświadczyły jedynie, że piloci Boeinga 777 mieli łącznie 25 tys. godzin nalotu, a po tym zdarzeniu odbyli dodatkowe szkolenie.

Swoje dochodzenie ma przeprowadzić Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). Ci zapewniają, że raport udostępnią za ok. 2-3 tygodnie.

Tymczasem CNN dotarło do pasażerów, którzy znajdowali się w tamtym samolocie. Jednym z nich był Rod Williams, który podróżował razem ze swoją żoną oraz 7-letnim synem i 10-letnią córką.

Według tego, co zapamiętał, samolot tuż po starcie leciał normalnie, ale po chwili zaczął przez kilka sekund wznosić się z „niepokojącą prędkością”. – Czułem, jakbyśmy wjeżdżali na szczyt kolejki górskiej. Pojawiły się krzyki. Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie w porządku – powiedział Williams.

Chwilę później samolot zaczął gwałtownie spadać. Williams przyznał, że zaczął się modlić, kiedy samolot „dramatycznie nurkował nosem w dół”. – To rodzaj napięcia, kiedy naprawdę nie masz szansy na powiedzenie czegokolwiek, po prostu chwytasz siedzenie i się modlisz – dodał.

Pilotom w końcu udało się poderwać nos maszyny i gwałtownie wyrównać lot. Od załogi komunikat uspokajający wyszedł po ok. 10 minutach. Samolot kontynuował lot i dotarł do celu, czyli do San Francisco.

O tym, że samolot spadając był tak blisko powierzchni oceanu, Williams dowiedział się dopiero osiem tygodni później, kiedy jego ojciec przekazał mu raport z incydentu. – Teraz, gdy wiem, że byliśmy około 5 sekund od uderzenia w wodę, zdecydowanie liczę moje szczęśliwe dni. Przypomina mi się, że kiedy razem z żoną modlimy się przed lotami, to wiesz, jest w tym Bóg – ocenia Williams.

REKLAMA