NFZ zażądał od lekarz zwrotu wielkiej sumy. A ona uratowała życie dzieci. „Problem systemowy. Pacjent jak trybik w maszynie”

Stetoskop.
Stetosop - zdj. ilustracyjne. (Hush Naidoo/Unsplash)
REKLAMA

Ponad 161 tys. zł ma zapłacić Jolanta Tyczyńska, pediatra i neonatolog z Warszawy. Dlatego, że przepisywała swoim małym pacjentom nierefundowane mleko zastępcze, które pomagało im w rozwoju. Oto patologia polskiego systemu służby ochrony zdrowia w praktyce.

Lekarz Tyczyńska, dbając o zdrowie i życie najmłodszych pacjentów, łamała zasady refundacji. Przepisywała ona swoim pacjentom początkowe mleko zastępcze, mimo że już im – zgodnie z przepisami – taka refundacja na ten preparat nie przysługiwała. Rodzice, za pomoc i przezwyciężenie problemu, są jej dozgonnie wdzięczni.

REKLAMA

Ona sama jednak – decyzją Narodowego Funduszu Zdrowia – musi zapłacić 161 555 zł. NFZ podkreśla, że lekarz zachowała się niezgodnie z przepisami, więc ma zwrócić nienależnie pobraną refundację.

Całe zamieszanie bierze się stąd, że zgodnie z procedurami mleko zastępcze refundowane jest tylko dzieciom do 18. miesiąca życia (a w niektórych przypadkach do 12. miesiąca). Potem powinny otrzymywać tzw. mleko następne. Niektóre z dzieci jednak tego produktu nie toleruje. W przypadku pacjentów dr Tyczyńskiej tych dzieci było 14 i im lekarz przepisywała wciąż mleko zastępcze. System jednak takiej sytuacji nie przewidział, nie uznaje i nakazuje zwrócić pieniądze.

– Przecież sama nie wypiłam tego mleka. Ratowałam zdrowie i życie tych dzieci. Kiedy zobaczyłam tę kwotę, aż usiadłam. Dla mnie to horrendalna suma. Nie jestem w stanie jej spłacić – mówi Onetowi dr Tyczyńska.

Podkreśla, że dzieci reagowały koszmarnie na nietolerowany preparat, więc trzeba było go zmienić.

Nie było innego wyjścia, trzeba było wprowadzić preparat czystoaminokwasowy, czyli to tzw. mleko pierwsze, o które chodzi w tej sprawie. I to przynosiło efekty. Dzieciom zaczynała się goić skóra, przestawały wymiotować, zaczęły przybierać na wadze, przemieszczać się, „gugać”. Następował ich normalny, prawidłowy rozwój – podkreśla pani Jolanta. Jak przekonuje, niektórym dzieciom uratowała w ten sposób życie.

System jednak na taką refundację, tego akurat mleka, nie zezwalał. Pozwalał natomiast na refundację innego mleka, które kosztuje tyle samo, ale na które dzieci mają wspomnianą już alergię. Z logicznego punktu widzenia zatem NFZ nie tracił, ponieważ chodziło refundację tej samej kwoty, tylko na inny produkt.

9 stycznia br. pani Jolanta otrzymała informację od NFZ, że musi zwrócić pieniądze. Ma jeszcze możliwość odwołania się, co uczyniła z pomocą wynajętej przez siebie kancelarii adwokackiej.

Do tej pory nie rozumiem, jak można lekarza obarczyć za to, że ratował życie. Do dzisiaj to do mnie nie dociera – podkreśla. I zastanawia się, czy po 32 latach nie odejść z zawodu.

– Myślę, że ta cała sprawa to wynik biurokracji, a nie złośliwości. Ale też kompletne niedostrzeganie pacjenta i jego potrzeb. Uważam, że to problem systemowy. Nie widzi się pacjenta jako odrębnej jednostki, tylko każdego traktuje jak trybik w maszynie. Gdyby ktoś miał taką sytuację ze swoim dzieckiem, pewnie zupełnie inaczej by na to patrzył, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – zaznacza lekarz.

Stanowisko NFZ jest jednak takie, że kara została nałożona zgodnie z literą prawa. – Działania kontrolne NFZ nie oceniają przebiegu leczenia czy zastosowanych u pacjentów leków lub specjalistycznej żywności (np. mleka). Dotyczą one weryfikacji poziomów odpłatności w receptach, od których zależy wysokość refundacji danego leku, czy żywności specjalnego przeznaczenia, w tym przypadku mleka. Fundusz jest do tego zobowiązany, zaś przepisy nie przewidują odstąpienia od wykrytych nieprawidłowości. Proszę pamiętać, że NFZ też jest kontrolowany i brak podjęcia działań w zakresie nieprawidłowej refundacji może skutkować sankcjami wobec Funduszu ze strony organów kontrolujących – mówi Onetowi Paweł Florek, dyrektor Biura Komunikacji Społecznej i Promocji Centrali NFZ.

REKLAMA