Duchowny diagnozuje kondycję Kościoła. „Łatwiej dojść do prawdy od fałszu, niż z zamętu”

Ks. prof. Waldemar Chrostowski
Ks. prof. Waldemar Chrostowski / Foto: Sławek's - Flickr, CC BY-SA 2.0, Wikimedia Commons
REKLAMA

Gdyby trwający synod o synodalności doprowadził do zmiany doktryny Kościoła, byłoby to nie tylko nieporozumienie, ale i nieszczęście – powiedział ks. prof. Waldemar Chrostowski, laureat watykańskiej Nagrody Ratzingera. Według duchownego, mamy do czynienia w Kościele z zamętem, który utrudnia dojście do prawdy.

Od października 2021 r. w Kościele trwa XVI Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów na temat „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”. Pierwszym etapem były konsultacje na poziomie diecezji. Na ich podstawie powstały krajowe syntezy, które zostały przesłane do Watykanu. W lutym w Pradze odbył się etap kontynentalny synodu dla Europy.

REKLAMA

Ks. prof. Chrostowski zaznaczył, że od początku towarzyszyły temu synodowi obawy znacznej części katolików. – Nasuwają się pytania: Czemu służy ten synod i jaki jest jego rzeczywisty cel? Na to pytanie nie ma jasnej odpowiedzi, i to jest problem – ocenił.

Według duchownego, każdy synod powinien służyć przede wszystkim wzmocnieniu Kościoła. – Jak do tej pory, w moim odczuciu, ten synod nie spełnia należycie takiej roli. Mnożą się wokół niego wątpliwości i rosną konflikty. To nakazuje postawić pytanie o skutki, jakie powoduje – stwierdził.

Dodał, że problematyczna jest także treść synodu. – Mówi się, że jest on „pójściem wspólną drogą”. Ale każda droga powinna mieć jasno określony cel. Co się tyczy Kościoła, powinno się to być widoczne na dwóch płaszczyznach: horyzontalnej, poziomej, czyli doczesnej, oraz wertykalnej, pionowej, czyli ukierunkowanej ku Bogu i eschatologicznej, bo przecież takie jest ostateczne przeznaczenie Kościoła. Wydaje mi się, że do tej pory zdecydowanie dominuje pierwsza płaszczyzna, natomiast druga jest w zasadzie pomijana – zastrzegł.

Ks. prof. Chrostowski wyjaśnił, że „działanie Kościoła traci sens, jeśli nie jest ukierunkowane ku Bogu i nie wzmacnia wiary w Boga”. – To, czego potrzebuje dzisiejszy Kościół, to nie dyskutowanie i debatowanie, ale pewność płynąca z wiary – zaznaczył.

Odnosząc się do spotkania synodalnego w Pradze, ks. prof. Chrostowski przyznał, że nie do końca wiadomo, co tam się wydarzyło. – Znamy to wydarzenie jedynie z omówień prasowych, telewizyjnych i internetowych oraz wyimkowych wypowiedzi uczestników, które są często sprzeczne jeżeli chodzi o ich treść. Natomiast nie znamy materiałów tego synodu, bo nie zostały opublikowane. To nie ułatwia refleksji nad tym, ku czemu zmierza cały synod – ocenił.

Przyznał, że część duchownych i wiernych świeckich żywi obawy, że synod prowadzi ku zmianom w doktrynie Kościoła. – Gdyby miało do tego dojść, to byłoby nie tylko nieporozumienie, ale i nieszczęście – zastrzegł.

„Te obawy nie są na wyrost”

– Czy tak się może stać, trudno powiedzieć. Jak na razie jesteśmy skazani na urywki informacji, na to, że ktoś coś powiedział, ale do końca nie wiadomo, kto i co. Słyszymy, że z Europy Zachodniej dochodzą głosy dotyczące akceptacji dla ideologii LGBT w Kościele. Ale kiedy pytamy, kto jest autorem tych słów, okazuje się, że są to osoby homoseksualne czy transseksualne oraz takie, które im sprzyjają. A przecież nie jest wszystko jedno, kto mówi oraz w jaki sposób pojmuje wiarę i moralność chrześcijańską – wyjaśnił.

Dodał, że w historii Kościoła wielokrotnie mieliśmy do czynienia ze sporami i polaryzacją opinii. – Tak było zawsze. Ale jeżeli te dyskusje mają być katolickie, muszą pozostawać w obrębie doktryny, której zasady znamy, bo została wyłożona w Credo i Katechizmie Kościoła Katolickiego – mówił.

Zaznaczył, że zdarza się, iż osobą, która kontestuje zasady wiary katolickiej, jest biskup czy kardynał. – Kościół katolicki ma strukturę wertykalną, z papieżem na czele. Należy zadać pytanie, jak to się stało, że biskupami zostały mianowane osoby, które kontestują podstawy wiary katolickiej? Czy ci duchowni zawsze mieli takie poglądy? A jeżeli tak, to kto ich promował, kto z tymi poglądami dopuścił ich do biskupstwa? I dlaczego dzisiaj nie spotyka się to z należytą reakcją Stolicy Apostolskiej? – pytał.

„Tego nie można po prostu z siebie strząsnąć”

Podkreślił, że „jeżeli ta kontestacja odbywa się za cichym przyzwoleniem, to sytuacja staje się bardzo niebezpieczna”. – W takiej sytuacji można się liczyć z tym, że jakieś połacie Kościoła, na przykład w Niemczech, pójdą w ślady swoich współbraci sprzed 500 lat i dojdzie do protestu, który skończy się protestantyzmem, czyli de facto kolejną schizmą w obrębie Kościoła – stwierdził. – Nie daj Boże, żeby do tego doszło – dodał ks. prof. Chrostowski.

Przyznał, że część katolików obawia się, że synod o synodalności może przerodzić się w coś w rodzaju niemieckiej drogi synodalnej. – Myślę, że te obawy nie są na wyrost – ocenił.

Dodał, że jeśli chodzi o Kościół w Niemczech, to kryzys pojawił się i narasta nie tyle wśród wiernych, ile wśród hierarchii. – To nie jest tak, że wierni masowo domagają się radykalnych zmian. Istnieje tam bowiem również silny sprzeciw wobec nich, ale jest uciszany i wypierany. W ostatnim czasie kilka prominentnych osób włączonych w niemiecką drogę synodalną zrezygnowało z udziału w niej i dało wyraz dezaprobacie wobec tego, co się wśród tamtejszej hierarchii dzieje. Pytanie brzmi: Co się stało z niemieckimi biskupami? – pytał.

Przypomniał, że już w czasie pontyfikatu Benedykta XVI część biskupów niemieckich traktowała go – oględnie mówiąc – bardzo chłodno. – Byli biskupi, którzy przebywając blisko papieża nie chcieli się z nim przywitać i nie podali mu ręki czy wręcz odwracali się od niego. Benedykt XVI bardzo to przeżywał i przyjmował z pokorą – zastrzegł.

Zdaniem ks. prof. Chrostowskiego źródeł problemu należy upatrywać także w okrucieństwach, jakich dopuścili się Niemcy podczas II wojny światowej.

– Bestialstwo Holokaustu i masowe mordy na ziemiach słowiańskich, obozy koncentracyjne, masowe egzekucje – to wszystko nie pozostało bez wpływu na ich świadomość. Tego nie można po prostu z siebie strząsnąć. Wydaje mi się, że zamiast głębokiego rozrachunku z tym okropieństwem i pokory, niemała część środowiska politycznego i kościelnego wybrała ideologię budowania przyszłości bez oglądania się wstecz – ocenił.

Zaznaczył, że „uczestnicy drogi synodalnej chcą przewartościować sumienia innych, natomiast wygląda na to, że nie są skłonni przewartościować własnych sumień”.

Według duchownego, obecnie mamy do czynienia w Kościele z niemałym „zamętem”. – Już św. Tomasz z Akwinu powiedział, że łatwiej dojść do prawdy od fałszu, niż z zamętu. Dlatego dochodzenie do prawdy jest tak trudne – stwierdził.

REKLAMA