Tajemnica masowych śmierci Australijczyków. Liczba zgonów nadmiarowych o wiele większa niż przewidywano

Zwłoki. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
Zwłoki. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
REKLAMA

W Australii w 2022 roku odnotowano ponad 174 tysiące zgonów, czyli aż o 12 procent więcej niż przewidywano. Stanowi to jeden z największych poziomów nadmiarowych zgonów, poza pandemią, w ciągu ostatnich 80 lat, wynika z danych Actuaries Institute.

Oznacza to, że w ubiegłym roku w Australii odnotowano ponad 20 tysięcy zgonów nadmiarowych. Oficjalnie około połowę z nich, ponad 10 tysięcy, przypisano bezpośrednio COVID-19. Kolejne prawie 3 tysiące zgonów miały być w jakiś sposób powiązane z wirusem.

REKLAMA

Jednak pozostałe ponad 6,5 tysiąca zgonów nie było w żaden sposób powiązane z COVID-19. Większość z nich związana była z chorobami serca, a także nowotworami.

„Nie mieszczą się w normalnych granicach”

Karen Cutter, z grupy roboczej Instytutu ds. śmiertelności COVID-19, powiedziała, że poziomy te „nie mieszczą się w normalnych granicach fluktuacji w czasach niepandemicznych”.

O sprawie informuje „The Sun”, w którego artykule możemy przeczytać, iż Cutter „powiedziała, że Instytut wierzył, że wirus odegrał rolę w wielu nadmiarowych zgonach – nawet tych, które nie były bezpośrednio przypisane Covidowi”.

Jak widać Instytut, który zajmuje się badaniem śmiertelności COVID-19, wierzy w zabójczość złowrogiego wirusa, nawet kiedy nie udało się zapisać na jego konto zgonów. – Niektóre z tycyh zgonów mogą być niezdiagnozowanymi zgonami z powodu COVID-19 – uważa Cutter.

Wyjaśniła też news.com.au, że „ryzyko śmiertelności jest wyższe po ostrym zakażeniu Covid, a większość Australijczyków ma teraz COVID-19”.

Co mówią badania?

Poprzednie badania, a jak wiadomo należy ufać nauce, wykazały, że każdy kto przeszedł zakażenie COVID-19 jest zagrożony śmiercią 18 miesięcy po zakażeniu.

„The Sun” powołuje się na różne badania, które wykazują, że po zakażeniu koronawirusem zwiększa się ryzyko śmiertelnych problemów, które są zaskakująco zbieżne z przypadkami nagłych zgonów, których „epidemię” obserwujemy ostatnio.

Wśród nich wymienia się – za naukowcami z Chin – problemy z sercem, w tym niewydolność serca, migotanie przedsionków oraz zawał serca, a także – powołując się na inne badanie – zwiększone ryzyko rozwoju choroby zakrzepowo-zatorowej.

Brak dostępu do służby zdrowia

Tabloid wskazuje jednak także na zamknięcie służby zdrowia w czasie mniemanej pandemii, kiedy to wiele osób nie mogło uzyskać odpowiedniej opieki zdrowotnej. Zdaniem Cutter to również mogło przyczynić się do wzrostu liczby zgonów.

Ludzie nie uzyskali dostępu do opieki medycznej w razie potrzeby, albo przez niemożność (w sytuacjach awaryjnych), albo przez strach lub brak możliwości (przez co ominęła ich rutynowa opieka na wcześniejszym etapie pandemii) – powiedziała.

Cutter dodała, że efekty uboczne szpryc nie były podawane jako powód zwiększonej śmiertelności.

REKLAMA