
Wyobrażacie sobie sytuację, w której otrzymujecie list z urzędu z wyrazami współczucia z powodu waszej śmierci? A co więcej, z prośbą o wypełnienie i odesłanie formularza? Brzmi jak absurdalny żart albo scenariusz filmu komediowego. To jednak wydarzyło się naprawdę. Popis dali brytyjscy urzędnicy.
77-letni Stuart Dobson z South Norfolk w Wielkiej Brytanii otrzymał szokujący list z lokalnej rady. Urzędnicy zaadresowali do niego wpis, w którym wyrażali żal z powodu jego śmierci. Na tym się jednak nie skończyło. W imiennym piśmie do rzekomego zmarłego zachęcali, by wypełnił załączony formularz i im go zwrócić.
Urzędnicy winę zrzucają na system informatyczny rady, który automatycznie generuje listy do osób, które przestały płacić podatki lokalne.
Stuart Dobson był jednym z nich, ponieważ zmienił adres zamieszkania i przeprowadził się do domu opieki. Sęk w tym, że informację o jego śmierci nie wiadomo skąd wytrzasnęli urzędnicy, umieścili to w liście i wysłali. Choć w teorii urzędnicy mają służyć ludziom, w końcu są opłacani z ich podatków, to w rzeczywistości traktują ludzi jak numery czy statystyki.
Stuart Dobson nie ukrywał swojego oburzenia, ale i zakpił z urzędników. Powiedział mediom, że gdy otrzymał list, pomyślał: „O mój Boże, umarłem”. Dodał, że nie wie, jak miałby wypełnić formularz i odesłać go jako martwy człowiek. Zaznaczył też, że nie chce być pochowany żywcem.