Nawet NBP uderza w program PiS. Nadchodzi wzrost cen i wykluczenie biedniejszych

Adam Glapiński prezes NBP/Foto: PAP
Adam Glapiński, prezes NBP/Foto: PAP
REKLAMA

Rząd Prawa i Sprawiedliwości niezmiennie „dzielnie” walczy z problemami i wprowadza kolejne socjalistyczne rozwiązania. Teraz mowa o programie mieszkaniowym. Choć poprzedni okazał się klęską i de facto wciąż się nie zakończył, PiS gorączkowo przed wyborami startuje z nowym programem dopłat. Nieoczekiwanie głos krytyki pojawił się nawet ze strony Narodowego Banku Polskiego.

PiS wymyślił, że państwo będzie teraz dopłacać do kredytów hipotecznych zaciąganych na zakup lub budowę pierwszego mieszkania lub domu. Będzie je można także nabyć na rynku wtórnym. Ponadto będzie można założyć konto mieszkaniowe z dopłatą od państwa.

REKLAMA

Z bezpiecznego kredytu 2 proc. oraz Konta Mieszkaniowego będzie mógł skorzystać każdy kto nie ukończył 45. roku życia, nie posiada i nie miał mieszkania, domu jednorodzinnego ani spółdzielczego prawa do lokalu mieszkalnego. W przypadku małżeństwa lub rodziców co najmniej jednego wspólnego dziecka, warunek wieku przy bezpiecznym kredycie 2 proc., spełnić będzie musiało przynajmniej jedno z nich.

Choć poprzednie rządowe interwencje w rynek mieszkaniowy nie poprawiły sytuacji na nim, to rząd zapewnia, że tym razem będzie podobno inaczej.

Nie brakuje głosów krytycznych, a jeden z nich nieoczekiwanie popłynął z Narodowego Banku Polskiego, któremu przewodzi Adam Glapiński, czyli polityczny nominat z PiS-u.

NBP o programie „Pierwsze Mieszkanie”

NBP podkreśla, że program nie rozwiązuje problemu niskiej podaży mieszkań w Polsce, a jedynie stymuluje popyt. To z kolei może prowadzić do wzrostu cen mieszkań, co utrudni dostęp do nich dla osób o niższych dochodach. Ponadto, tworzenie nowego funduszu w BGK może być niezgodne z zasadami transparentności finansów publicznych i obniżyć wiarygodność Polski w oczach Komisji Europejskiej.

„Rozwiązania proponowane w projekcie ustawy wspierają jedynie stronę popytową na rynku nieruchomości, przez co nie przyczyniłyby się w zauważalny sposób do zwiększenia dostępności mieszkań w Polsce. Ze względu na fakt, że instrument „bezpieczny kredyt 2 proc.” wspierałby jedynie stronę popytową na rynku nieruchomości, jego wprowadzenie oddziaływałoby w kierunku wzrostu cen mieszkań, przyczyniając się do poprawy sytuacji finansowej deweloperów, a także podmiotów gospodarczych, które są obecnie właścicielami wielu mieszkań, w tym osób zamożnych” – napisano w opinii NBP.

„Wyższe ceny mieszkań, ograniczałyby jeszcze bardziej ich ogólną dostępność dla części populacji, która nie byłaby uprawniona do korzystania z tego instrumentu. W ocenie skutków regulacji projektu wskazano, że jednym z oczekiwanych efektów jego wprowadzenia jest utrzymanie wysokiego poziomu nowych inwestycji mieszkaniowych, jednak w ocenie NBP, cel ten można byłoby skuteczniej osiągnąć poprzez działania zmierzające do zwiększenia podaży mieszkań, a nie stymulujące popyt. W szczególności, podejmowane działania powinny koncentrować się na zwiększeniu zasobu mieszkań socjalnych i tanich mieszkań na wynajem” – dodano.

„Ze wsparcia kredytowego oraz dopłat do oszczędzania korzystać mogłyby bowiem wyłącznie osoby o odpowiednio wysokich, stałych dochodach, a więc gospodarstwa domowe, które generują nadwyżki finansowe umożliwiające oszczędzanie i spłatę kredytu. Z kolei gorzej sytuowane osoby – których nie stać na najem mieszkania na rynku i które nie mogłyby uzyskać kredytu (ani nie są w stanie gromadzić oszczędności ze względu na niskie dochody) – nie uzyskałyby poprzez dopłaty do kredytu (i do oszczędzania) wsparcia” – napisano.

„Jednocześnie, poprzez oddziaływanie w kierunku wzrostu popytu na rynku nieruchomości, instrumenty przewidziane w projekcie mogłyby wręcz utrudnić dostęp do mieszkań dla części mniej zamożnych gospodarstw domowych. W ocenie skutków regulacji projektu jest mowa o tym, że wsparcie w spłacie kredytu będzie kierowane do mniej zamożnych, młodych gospodarstw domowych, które dopiero budują swoją pozycję zawodową” – dodano.

Taka teza budzi istotne wątpliwości NBP.

„Po pierwsze wiele niezamożnych gospodarstw domowych nie posiadałoby wystarczającej zdolności kredytowej, aby skorzystać ze wsparcia. Po drugie zamożne gospodarstwa miałyby silny bodziec, by skorzystać z tego wsparcia, pomimo że byłyby w stanie zaciągnąć kredyt na warunkach rynkowych. Bodźcem tym jest duża skala proponowanych dopłat z perspektywy pojedynczego beneficjenta – w ciągu 10 lat mogłaby ona sięgnąć nawet 200 tys. zł” – napisano.

Ryzyko niewłaściwego ukierunkowania wsparcia występuje również, zdaniem NBP, w przypadku proponowanych dopłat do oszczędzania na cele mieszkaniowe w ramach instrumentu „Konto mieszkaniowe”.

„W szczególności beneficjentami tego programu mogą być względnie zamożne rodziny planujące zakup mieszkania dla swoich dorastających dzieci, który zostałby zrealizowany niezależnie od wsparcia państwa. Proponowane w projekcie rozwiązania pozwolą tym rodzinom na skorzystanie z dopłaty ze środków publicznych, która nie przyczyni się do poprawy sytuacji mieszkaniowej ludności. Takie ukierunkowanie wsparcia budzi zastrzeżenia co do jego celowości i efektywności nakładów na realizację programu. Wydatki te – szacowane w OSR na ok. 16 mld zł w horyzoncie 10 lat od wejścia w życie zmian – ponosiłby sektor finansów publicznych, tj. ogół podatników” – wskazuje bank centralny.

W ocenie NBP konstrukcja programu może stanowić negatywny bodziec oddziałujący w kierunku „ograniczenia dzietności i mobilności pracowników na rynku pracy”.

NBP pisze, że uzależnienie dopłat od prowadzenia gospodarstwa domowego w zakupionym w ramach programu mieszkaniu przez 10 lat może w tym okresie negatywnie oddziaływać na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych części gospodarstw domowych, gdyż sprzedaż, celem zamiany mieszkania na inne (np. większe, wskutek zmian potrzeb życiowych związanych z powiększeniem rodziny, czy też w innej miejscowości, w związku ze zmianą pracy) wiązałaby się z wygaszeniem dopłat.

REKLAMA