Przy okazji ataku na Jana Pawła II, TVN24 „opluł” także kardynała Adama Sapiehę. Mocne oskarżenia wymagają mocnych dowodów, ale te są mgliste. Telewizja oparła się na dokumentach komunistycznej bezpieki i tajemniczej notatki, której w oficjalnych aktach nie ma i która – zdaniem „Rzeczpospolitej” – została sfałszowana i antydatowana przez ubeka, który próbował ratować własny tyłek.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Kościół Katolicki ma poważny problem z pedofilią i nadużyciami seksualnymi w swoich szeregach. Brak rozliczeń i wyciągnięcia konsekwencji sprawia, że przeciwnicy kościoła walą w niego jak w bęben, na oślep i trafiają na podatny grunt. Często ofiarami ataków są duchowni całkowicie niewinni.
W materiale TVN24 „Franciszkańska 3” mieliśmy do czynienia z haniebnym atakiem na Jana Pawła II. Reportaż opiera się głównie na materiałach gromadzonych przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa oraz zeznaniach świadków z tamtego okresu, którzy są – łagodnie mówiąc – mało wiarygodni.
Przy okazji próbowano skompromitować też kardynała Adama Sapiehę, biskupa krakowskiego w latach 1911-1951 (od 1926 arcybiskupa metropolity). To postać, która odgrywała ważną rolę w historii polskiego Kościoła i narodu. Był mentorem i przyjacielem Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II. Znany był jako Książę Niezłomny, który nie ugiął się ani przed niemieckimi okupantami, ani przed komunistami.
Według TVN24, a także holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka (oba materiały opierają się na tych samych „dowodach”) kard. Sapieha rzekomo molestował kleryków w seminarium duchownym w Krakowie.
„Rzeczpospolita” dotarła do nowych materiałów. Podkreśla, że z tymi dokumentami nie zapoznali się dziennikarze – wspomniany Overbeek i Gutowski z TVN24 – opisujący sprawę kard. Sapiehy.
„Ich analiza prowadzi do wniosku, że dokumenty, w których opisano erotyczne wyczyny kard. Sapiehy, są nie tylko wątpliwe, ale także z dużym prawdopodobieństwem sfałszowane” – pisze „Rzepa”.
Wspomniani dziennikarze opierają się na teczce ks. Anatola Boczka ps. „Luty”, agenta bezpieki, która jest dostępna w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Przywoływane są także zeznania ks. Andrzeja Mistata, byłego sekretarza metropolity krakowskiego, złożone w czasie ubeckiego śledztwa w roku 1949. Zeznań obciążających kard. Sapiehę pod kątem obyczajowym na próżno szukać w IPN. Przywołują je wynalezieni świadkowie. Ks. Mistat był zresztą zatrzymany i przesłuchiwany w sprawie karnej (chodziło o przekazanie „delegatowi gen. Andersa w Rzymie materiałów o charakterze wywiadowczym otrzymanych od Stefana Ralskiego”), a nie obyczajowej.
Zachowały się inne zeznania z tamtego okresu, ale te – z 10 sierpnia 1949 roku, gdy ks. Mistat miał oskarżyć kard. Sapiehę – akurat nie. Przesłuchania, z których zachowały się protokoły, prowadzili ci sami funkcjonariusze UB. Te z 10 sierpnia miał przeprowadzić ppor. Krzysztof Srokowski (główna postać w tej sprawie), co byłoby dość dziwne, gdyby jedno przesłuchanie prowadził ktoś inny i z akt sprawy zniknął tylko ten jeden protokół.
Przypadek? A może przesłuchania tego dnia w ogóle nie było? „Rzeczpospolita” w długim materiale śledczym stawia tezę, Srokowski najpewniej wszystko wymyślił. Po co? Być może przygotowywano grunt pod sfingowany proces kardynała Sapiehy, który byłby głównym oskarżonym o działalność antypaństwową (do procesu nie doszło, bo kard. Sapieha zmarł w 1951 roku).
Być może jednak Srokowski chciał zaimponować przełożonym i próbował ratować swoją pozycję. Miał bowiem zarzuty natury kryminalnej, a bezpieka chciała go przenieść na inny teren za „utratę autorytetu”. Także za to, że z ks. Boczkiem ps. „Luty” pił w restauracji na oczach wielu świadków, co dyskredytowało go jako agenta.
W takich okolicznościach powstał oficjalny i udokumentowany donos na kard. Sapiehę o rzekome „dobieranie się” do innych księży. Stało się to we wrześniu 1950 roku. A relacja ks. Mistata rzekomo powstała rok wcześniej, ale dosłano ją dopiero we wspomnianym wrześniu 1950 r. wraz z donosem sporządzonym z ks. Boczkiem ps. „Luty”.
Notatka z rzekomego przesłuchania z 1949 r. najpewniej została sporządzona właśnie w tym gorącym dla Srokowskiego okresie (wrzesień 1950 r.) i antydatowana dla ratowania własnego tyłka. I na tych mglistych zeznaniach swą tezę wysnuwa TVN24. Sam Srokowski zresztą skończył marnie. Ostatecznie i tak go przeniesiono, potem usłyszał kilka innych zarzutów, w tym m.in. o defraudację finansów bezpieki, i trafił na kilka lat za kratki.
Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z próbą skompromitowania jednego z najważniejszych hierarchów polskiego Kościoła za pomocą sfałszowanych dokumentów bezpieki. Prawda jest jednak taka, że kard. Sapieha był niezłomnym obrońcą wiary i godności ludzkiej w trudnych czasach okupacji i komunizmu, na co jest wiele udokumentowanych świadectw.