Samozwańczy przedstawiciel Europy

Emmanuel Macron oraz Xi Jinping.
Emmanuel Macron oraz Xi Jinping. / foto: PAP/EPA
REKLAMA

Jeśli ktoś szuka dowodu na to, że oskarżenia o brak tzw. praworządności służą w Unii Europejskiej jedynie dyscyplinowaniu tych, którzy nie chcą ustawicznie potakiwać uzgodnieniom wielkich w Brukseli, to warto, aby zainteresował się ustaleniami, których dokonano podczas wizyty prezydenta Francji Emmanuela Marcona w Chinach. Można je jednoznacznie podsumować jako wbicie noża w plecy Amerykanom przez francuskiego prezydenta. Należy jednak zaznaczyć, że za dekompozycję jedności Zachodu obwiniać można nie tylko Macrona.

Prezydent Macron nie udał się do Pekinu sam. Do stolicy Chin przybyła także przewodnicząca Komisji Europejskiej (KE) Ursula von der Leyen. Wizyta przewodniczącej stanowi doskonałe tło, na którym widać, jak daleko polityka Macrona odbiega od tego, co zostało formalnie uzgodnione jako wspólna polityka Unii Europejskiej wobec Chin.

REKLAMA

Przewodniczący Xi Jinping spotkał się razem z oboma politykami. O wiele ważniejsza była jednak dla niego rozmowa z prezydentem Francji. W opinii ekspertów, von der Leyen była praktycznie ignorowana lub nawet lekceważona. Chińczycy są jednak zbyt doświadczonymi graczami, żeby pozwolić sobie na jawne lekceważenie najważniejszej urzędniczki Unii Europejskiej.

Formalnie wizyta była więc zorganizowana zgodnie z protokołem dyplomatycznym, z obecnością osób odpowiadających randze szefowej KE. Von der Leyen spotkała się najpierw z premierem Li Qiangiem Podczas tego spotkania poruszyła przede wszystkim problem nierównowagi wymiany gospodarczej, w tym prawie dwukrotnie większego chińskiego eksportu (562 mld USD) w stosunku do unijnego (265 mld USD).

Przewodnicząca podkreśliła, że unijne firmy mogłyby sprzedawać w Chinach znacznie więcej towarów, pod warunkiem likwidacji dyskryminujących przepisów w Państwie Środka. Von der Leyen następnie odbyła wspomniane trójstronne spotkanie z Przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej, a potem ponownie spotkała się z Xi Jinpingiem. Trudno to nazwać ignorowaniem, skoro jednego dnia trzykrotnie spotkała się z dwoma najważniejszymi chińskimi politykami. Problem polega na czymś innym.

Chińczycy wolą się spotykać nie z przedstawicielami UE, ale z przywódcami poszczególnych państw, gdyż wtedy mogą uzyskać więcej od swoich partnerów, wykorzystując swój znacznie większy potencjał. Ponadto wystarczy porównać stanowisko przewodniczącej, która krytykuje Pekin, mówiąc dziennikarzom w Pekinie, że „UE staje się coraz bardziej asertywna w sprawie ochrony swoich interesów w celu zapewnienia równych szans”, z tym, co mówił Marcon, który zachował się więcej niż kordialnie w stosunku do swoich gospodarzy. Można przeto zrozumieć, że w interesie Chin nie leżało nadawanie większego znaczenia wizycie przewodniczącej UE, ale marginalizowanie jej przy zachowaniu pozorów dyplomatycznej uprzejmości.

Co ustalono w Pekinie

Oprócz handlowych umów podpisanych pomiędzy firmami obu krajów zasadnicze znaczenie ma 51-punktowa wspólna deklaracja Republiki Francuskiej i ChRL.

Pierwsze trzy punkty dotyczą zacieśnienia relacji z corocznym spotkaniem obu głów państwa. Punkt czwarty mówi o „pogłębionej wymianie w kwestiach strategicznych, a w szczególności między Południowym Teatrem Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej a Dowództwem Sił Francuskich w Strefie Azji i Pacyfiku (ALPACI)”. Francja ponadto ponownie uznała zasadę jednych Chin.

Obie strony zobowiązały się „do promowania w wyważony sposób trzech filarów układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), którymi są rozbrojenie jądrowe, nierozprzestrzenianie broni jądrowej i pokojowe wykorzystanie energii jądrowej. Francja i Chiny zobowiązały się do zapewnienia uczciwych i niedyskryminujących warunków konkurencji przedsiębiorstwom, w tym 5G”.

Francja otrzymała zgodę na eksport swojej wieprzowiny z 15 zakładów oraz zgodę na eksport win burgundzkich w zamian za poparcie wniosku Chin o przystąpienie do Międzynarodowej Organizacji ds. Winorośli i Wina (OIV) oraz organizację przez Chiny międzynarodowej konferencji poświęconej sektorowi winiarskiemu. Zawarto wstępną umowę na zakup 160 samolotów francuskiej firmy Airbus, a w Tianjin, kilkunastomilionowej aglomeracji, zostanie rozbudowana fabryka tego francuskiego producenta samolotów.

W punkcie 37 zapisano, że „oba kraje postanawiają zacieśnić współpracę w ramach G20, tak aby G20 odgrywała rolę głównego forum światowej współpracy gospodarczej”.

Ponadto ustalono, że w ramach wymiany kulturalnej zostanie zorganizowana przez chińskie Muzeum Pałacowe w Zakazanym Mieście w Pekinie oraz przez Pałac Wersalski wystawa pt. „Pałac Wersalski i Zakazane Miasto, wymiana między Francją a Chinami w XVIII wieku”. Ponadto, już w ramach osobnych umów, francuska firma energetyczna EDF rozszerzyła zakres umowy z chińskim liderem nuklearnym China General Nuclear Power Group, wielkim chińskim koncernem energetycznym, zarządzającym m.in. grupą elektrowni jądrowych.

Wspomniana umowa umożliwia budowę nowych tego rodzaju elektrowni. W kontekście tych warunków, stworzonych przez wizytę i politykę Marcona, nie dziwi, że francuska firma Suez wygrała przetarg na projekt odsalania wody morskiej, a słynna firma kosmetyczna L’Oréal podpisała umowę ze znaną platformą e-commerce Alibaba. Francuski sabotaż unijnej jedności został nagrodzony.

Dywersja Macrona

Nie ulega wątpliwości, że Macron swoją polityką łamie nie tylko solidarność Europejczyków oraz wypracowaną politykę Unii w stosunku do Chin, ale umożliwia rozgrywanie Europy. Dowodem jest zgoda na kilka zapisów w wymienionej deklaracji przez przyjmowanego z pełną dostojnością, godną cesarza, prezydenta Macrona.

Po pierwsze: to współpraca militarna na południowym teatrze działań chińskiej armii, czyli w rejonie Tajwanu, uznanego przez francuskiego lidera za część Chin, oraz w rejonie Morza Południowochińskiego. To tak jakby Paryż w tym konflikcie deklarował współpracę z Pekinem przeciw Waszyngtonowi i Tajpej. Macron złamał też wymuszony przez Waszyngton europejski bojkot 5G (chińska technologia mobilna piątej generacji). Zmarginalizował G7, grupę najsilniejszych i bogatych państw zachodnich, na rzecz G20, grupy najsilniejszych państw w skali globu, której członkami są m.in. Chiny i Rosja. Przychylił się do chińsko-rosyjskiej wizji nierozprzestrzeniania broni nuklearnej, zarzucającej USA, że trzymają ją poza swoimi granicami, podczas gdy Chiny i Rosja trzymają ją u siebie. W ten sposób de facto poparł rosyjski plan żądający od USA usunięcia tej broni z Europy.

Źródła francuskiego separatyzmu

Współczesna polityka Francji ma swoje źródła w kilkuwiekowej rywalizacji tego kraju ze światem anglosaskim. Pomijając średniowieczną wojnę stuletnią, zakończoną wygnaniem Anglików z Francji, przełomowym starciem była wojna siedmioletnia (1756-1763), zakończona przegraną Francji, wyniku której Paryż stracił pozycję konkurenta w walce o stanie się najważniejszym mocarstwem kolonialnym.

Wojna ta stała się początkiem budowy światowego imperium brytyjskiego. Próba odzyskania prymatu podjęta przez największego geniusza, jakiego miała Francja, zakończyła się ostatecznie upokarzającą klęską pod Waterloo. Od tego czasu rozpoczyna się zmierzch pozycji Francji, która staje się coraz bardziej drugorzędnym mocarstwem. Do pierwszej ligi mocarstw awansują kolejno: Wlk. Brytania, Rosja, Niemcy, USA, Związek Sowiecki, obecnie Chiny, a w kolejce są już Indie.

Ostateczna utrata wielkomocarstwowej pozycji nastąpiła podczas II wojny światowej, a konkretnie w roku 1940 – roku kapitulacji Francji przed Niemcami. Zaraz po tej kapitulacji nastąpiła mało znana, ale ważna dla Francuzów krótkotrwała wojna z dotychczasowym sojusznikiem, kiedy brytyjski premier Winston Churchill, obawiając się, że francuska flota może zostać przejęta przez Niemców i posłuży do inwazji na Wlk. Brytanię, kazał ją zaatakować i zatopić.

W tych akcjach Brytyjczyków, przeprowadzonych w kilku miejscach na świecie, zginęło ponad tysiąc francuskich marynarzy. Do tego należy dodać niedobre i nierzadko lekceważące traktowanie walczącego po stronie aliantów gen. Charlesa de Gaulle’a przez prezydenta USA Franklina Roosevelta i Churchilla.

Wszystkie te urazy podsyciły zadawnioną niechęć do anglosaskiego świata i stały się źródłem separatystycznych decyzji Paryża, jakimi były wyjście Francji z wojskowych struktur NATO (w 1966 r., częściowo powróciła w 1995, całkowicie w 2009 r. – dop. Red.) oraz słynne przemówienie prezydenta de Gaulle’a w Québecu, francuskojęzycznej prowincji Kanady, kiedy powiedział on: „Niech żyje wolny Québec! Niech żyje francuska Kanada!”, po której to wypowiedzi został uznany przez rząd Kanady za persona non grata.

Źródła francuskiego separatyzmu rozbijającego jedność Zachodu tkwią także w przekonaniu Francuzów, że jako naród najbardziej zasłużony dla europejskiej kultury powinni posiadać specjalną pozycję – i nic ich tak nie boli jak świadomość, że język angielski, a nie francuski stał się językiem światowym.

Wszystkie te sprawy powodują, że zachowanie Francuzów w polityce jest odbierane w Europie z pewnym krytycyzmem, szczególnie widocznym w Europie Wschodniej. Uważa się, że Francuzi są zapatrzeni w siebie i potrafią słuchać tylko siebie. Ta opinia, nawet jeśli jest przesadzona, utrwala obraz francuskiej polityki i Francji jako państwa wyjątkowo egoistycznie dbającego o swoje interesy.

Chęć bycia tym pierwszym w Unii i rządzenia w niej można było dostrzec podczas zawierania umowy inwestycyjnej między UE a Chinami w końcu 2020 roku. Rozmowy na temat tej umowy zostały gwałtownie przyspieszone – tak, żeby została ona zawarta jeszcze w ostatnim dniu roku, będącym jednocześnie ostatnim dniem prezydentury Niemiec.

Okazało się, że zamiast unijnych liderów upoważnionych do prowadzenia rzeczonych rozmów, tj. przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela i przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, z przewodniczącym ChRL Xi Jinpingiem rozmawiali Macron i kanclerz Angela Merkel – oboje niemający upoważnienia do tych rozmów. Wzbudziło to takie protesty wielu państw, że rzeczona umowa nie została ratyfikowana – i również obecnie raczej nie ma na to szans.

Autonomia strategiczna

Prezydent Francji wystąpił w Pekinie, uważając siebie za reprezentanta Europy. Faktycznie był to samozwańczy przedstawiciel Europy, dążący do strategicznej autonomii, czyli odsunięcia Europy od USA. W tej sprawie – o czym nasze media rzadko piszą – Macron ma pewne poparcie w Europie, np. w Hiszpanii.

Sama ta idea, dzięki której Francja chce wrócić do pierwszej ligi mocarstw, podobnie jak Niemcy, wykorzystując siłę zjednoczonej Europy – to poroniony pomysł. Europa jak na razie jest bezpieczna tylko dzięki armii USA. Bez niej jest bezbronna. Francuskie marzenia o europejskiej armii pod dowództwem Paryża to kolejne marzenie. Rozbrojona zachodnia Europa nie jest w stanie zbudować takiej armii przez najbliższe 20 lat.

Jednakże polityka prezydenta Joe Bidena, realizującego politykę swego poprzednika, który określał ją jako America First („Najpierw Ameryka”), daje pewne poparcie krytykom ścisłej współpracy amerykańsko-europejskiej, słusznie uważającym, że np. Ustawa o redukcji inflacji to skuteczne narzędzie prawne służące m.in. do wyciągnięcia kapitału z Europy i przeniesienia go do USA. Zwolennicy Emmanuela Marcona, największego euroentuzjasty wśród europejskich liderów, uważają, że nie należy dać się zwasalizować Ameryce (tak myślał m.in. de Gaulle) i nie należy się dać wciągnąć w konflikt amerykańsko-chiński.

Paradoksem tej całej sprawy, której przykładem jest wizyta Macrona w Chinach, jest to, że francuski prezydent żądający, żeby praworządna Europa mówiła jednym głosem, sam niczym łamistrajk jedzie do totalitarno-autokratycznego państwa i egoistycznie promuje francuskie interesy kosztem całej europejskiej wspólnoty. Nikt w Brukseli zapewne nie zażąda ukarania Francji za łamanie praworządności…

REKLAMA