„Pewni zachodni politycy ostrzegają nas. Uważają, że powinniśmy całkowicie zrezygnować z działań na rzecz odzyskania Krymu”

Zdjęcie satelitarne Krymu
Zdjęcie satelitarne Krymu. / Foto: domena publiczna
REKLAMA

„Pewni zachodni politycy ostrzegają nas. Uważają, że powinniśmy całkowicie zrezygnować z działań na rzecz odzyskania Krymu. Zapewniam jednak, że więź pomiędzy Krymem a Ukrainą jest bardzo silna, trwa od czasów kozackich i nic tego nie zmieni” – powiedziała PAP.PL stała przedstawicielka prezydenta Ukrainy na półwyspie Tamiła Taszewa.

Jak relacjonuje urzędniczka planowane odbicie anektowanego przez Rosję w 2014 roku Krymu wywołało dyskusję wśród zachodnich polityków. Ujawnia, że w obawie przed rosyjskim odwetem część z nich namawia stronę ukraińską do porzucenia planów odzyskania półwyspu.

REKLAMA

„Niektórzy zachodni politycy – nie państwa – ostrzegają Ukrainę. Twierdzą, że odbicie Krymu może doprowadzać do wojny nuklearnej” – wyjaśnia Taszewa. „Argumentują, że Krym rzeczywiście można odzyskać, ale potencjalne konsekwencje będą ogromne, zarówno dla mieszkańców półwyspu, jak i dla całej Ukrainy. Ich zdaniem powinniśmy całkowicie zrezygnować z prób jego zwrotu” – tłumaczy.

I dodaje: „Pojawiły się też tezy, według których Krym nigdy nie był ukraiński. Chcę je obalić, bo Krym nigdy nie był rosyjski. To były tereny skolonizowane, ale posiadające ciągłość historyczną i korzenie krymsko-tatarskie”. Przypomina, że więź pomiędzy Krymem a Ukrainą jest bardzo silna i trwa nieprzerwanie od czasów kozackich do dziś.

Krym jest dla Kremla nie tylko ważnym punktem strategicznym, ale i symbolem zawłaszczenia ukraińskiej historii i kultury. „To dla Rosji +święte+ terytorium i personalna obsesja Putina, dlatego niektórzy na Zachodzie obawiają się, że jeśli odbijemy Krym, Moskwa użyje taktycznej broni jądrowej” – wyjaśnia Taszewa.

Urzędniczka nie chce ujawnić tożsamości polityków, o których mówi. Nie zgadza się z płynącymi z Zachodu przewidywaniami.

„Nie sądzę, by Rosja użyła broni nuklearnej, bo Putin wie, że jeśli to zrobi nie będzie odwrotu – zniszczy cały system, który w bandycki sposób zbudował na okupowanych ziemiach” – mówi. Przekonuje, że mieszkańcy pozostałych części Ukrainy również nie mają powodów do obaw. Ukraińcy wyzwolili Chersoń w listopadzie ubiegłego roku. Miasto, według władz okupacyjnych, było już „oficjalnie” częścią Federacji Rosyjskiej. „Wyzwoliliśmy Chersoń pół roku temu i nic się nie stało, choć według Moskwy było to naruszenie integralności terytorialnej Rosji. A zgodnie z podpisaną przez Putina doktryną jądrową, powinni byli natychmiast użyć taktycznej broni atomowej” – podkreśla Taszewa.

„Nie ma dokładnej daty wyzwolenia półwyspu, ale prawdopodobnie w najbliższym czasie Ukraina odbije Krym” – zapowiada urzędniczka. Według niej obawiają się tego zarówno Rosjanie mieszkający nielegalnie na półwyspie, jak i sam Kreml. Relacjonuje, że już teraz Krym opuszczają tysiące Rosjan, którzy uciekając w popłochu, porzucają swoje nieruchomości i dobytek.

Stacjonujące na półwyspie rosyjskie wojsko przygotowuje się do odparcia ukraińskiego ataku. „Oni się po prostu boją. Przygotowują fortyfikacje na brzegu. Rozpoczęli dodatkowe kontrole cywilów, sprawdzają telefony, elektronikę, dokumenty. Instalują kamery w miastach i na trasach, którymi transportują broń” – mówi Taszewa.

Przedstawicielka prezydenta Zełenskiego ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, że za niektóre z „tajemniczych” wybuchów na okupowanym Krymie odpowiedzialne są Siły Zbrojne Ukrainy. „Wszystkie obiekty wojskowe są prawomocnymi celami naszej armii. Tak było w przypadku wybuchów na lotnisku w Nowofedoriwce i na torach kolejowych w Dżankoju. Ukraina nie ostrzeliwuje dzielnic mieszkalnych ani infrastruktury cywilnej i nigdy tego nie zrobi, bo mieszkają tam nasi obywatele” – wyjaśnia.

Według Taszewej operacje wojskowe na Krymie będą się nasilać. „Musimy przepędzić okupantów z półwyspu i dać im do zrozumienia, że przebywanie tam jest niebezpieczne” – dodaje.

Od początku okupacji na półwyspie działa ukraińska partyzantka. Zdaniem przedstawicielki prezydenta do najbardziej aktywnych organizacji należą m.in. „Żółta Wstążka”, „Czarna Mewa”, „Krymscy Partyzanci” i „Ruch Atesz”. Jak mówi Taszewa, partyzanci twierdzą, że niektóre eksplozje w obiektach wojskowych na okupowanym Krymie to ich dzieło. Swoje niezadowolenie z rosyjskiej okupacji wyrażają też zwykli mieszkańcy Krymu. „Na murach pojawiają się napisy +Chwała Ukrainie+, a niektórzy tatuują sobie hasło +Krym to Ukraina+” – wyjaśnia.

Opór ma jednak wysoką cenę. Władze okupacyjne wprowadziły prawo penalizujące „dyskredytowanie” rosyjskich sił zbrojnych. „W rzeczywistości interpretują wszelkie działania naszych obywateli jako +dyskredytujące+. Śledzimy procesy na półwyspie i takich spraw jest ponad 300. W ciągu ostatnich dziewięciu lat okupanci uwięzili 182 naszych obywateli w sprawach o podłożu politycznym, większość z nich to Tatarzy krymscy. Część z nich odbywa swoje +wyroki+ na półwyspie, a reszta została nielegalnie przeniesiona do więzień w Rosji” – mówi Taszewa.

Ci, którzy nie trafili do więzień mogą zostać siłą wcieleni do rosyjskiego wojska. Jak wyjaśnia urzędniczka, Rosjanie przeprowadzili ukrytą mobilizację pod koniec 2022 roku, ale też w pierwszych miesiącach tego roku. Na czym polega rosyjska strategia mobilizacyjna? „Próbują natychmiast wysłać nielojalnych obywateli na wojnę. Większość zmobilizowanych to ludzie z republik narodowych (np. Tatarstan, Buriacja), podobnie jest na Krymie z Tatarami. Wykorzystują to też jako element propagandy, bo mogą powiedzieć: +Patrzcie, Tatarzy krymscy walczą za Federację Rosyjską+” – tłumaczy.

Tatarzy krymscy robią wszystko, by uniknąć poboru. Przedostają się do Gruzji, Turcji czy Azerbejdżanu. Taszewa wyjaśnia, że niektórzy wracają do kraju, wstępują do Sił Zbrojnych Ukrainy i jadą na front. „Walczą, by Krym został wyzwolony jak najszybciej” – podkreśla.

Choć lojalni wobec Kijowa mieszkańcy Krymu mierzą się z ciągłymi szykanami ze strony okupantów, to zdaniem urzędniczki nie zniechęca ich to do aktywnego oporu. „Krym był miejscem wolnym, tolerancyjnym i wielokulturowym. Putin zmienił go w bazę wojskową, gdzie prześladuje się wszystko, co nie jest rosyjskie. Dziś jest to terytorium strachu, a nie wolności. Ale to nie potrwa już zbyt długo” – podkreśla Taszewa.

REKLAMA