Wolność słowa i sprawiedliwe procesy w Polsce

Samochód fundacji Pro - Prawo do życia.
Samochód fundacji Pro - Prawo do życia. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Pewien popularny w Polsce zespół ma piosenkę, której głównym tematem są prostytutki. W refrenie śpiewa „może i nie były tanie, za to były brzydkie”. Podobnie jest w Polsce z sądami, które może nie działają szybko, ale za to wydają wyroki w oderwaniu od prawa. I niestety nie są to pojedyncze przypadki, lecz „normalny” sposób działania, który polega na wyrokowaniu według widzimisię danego sędziego. Szczególnie widać to w kwestii wyroków dotyczących wolności słowa. Jeśli trafisz na sędziego o lewicowych poglądach, to jako prawicowiec masz po prostu przekichane.

Teoretycznie konstytucja w art. 54 zapewnia każdemu wolność słowa i wyrażania poglądów. Tak samo teoretycznie zakazana jest cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu. W praktyce jednak niekoniecznie te wolności były przestrzegane. Natomiast od ponad roku, gdy państwo dokonało ataku na niezależne media, blokując wybrane portale „po cichu”, pod pretekstem – najczęściej zmyślonym – popularnego ostatnio „ruskoonucyzmu”, można wprost mówić o stosowaniu cenzury przez rząd. Skoro zaś jest cenzura, to mówienie o wolności słowa byłoby kpiną.

REKLAMA

Wolność słowa w Polsce

Wspomnieć należy, że wśród zablokowanych ponad rok temu portali był, o czym szerzej nie informowano, serwis wrealu24.pl. W tym roku zablokowano zaś m.in. nczas.com. Pretekstem była rzekoma prorosyjskość i dezinformacja (to oczywiście tylko domysły i informacje zakulisowe; oficjalnie nie wiemy, dlaczego nczas.com i inne znane nam portale zostały objęte blokadą – dop. Red.). Wszystko odbyło się po cichu i bez wyroku sądów.

Jednak poza działaniami rządu i służb specjalnych mamy jeszcze sądy. Te nieraz pokazywały, że prawo, którego teoretycznie mają bronić, mają za nic. Wyroki będące wprost sprzeczne chociażby ze wspomnianym artykułem konstytucji to niechlubna norma. W ostatnim czasie jednak mamy do czynienia z istnym wysypem wyroków nie tylko skandalicznych, ale perfidnie ukazujących pogardę zarówno do prawa, jak również zdrowego rozsądku.

Poglądy pro-life jak ludobójstwo w Buczy

Powyższy śródtytuł to nie jest żart, ale krótkie podsumowanie jednego z najnowszych wyroków sądów w III RP. Jan Bienias to kierowca ciężarówki Fundacji Pro – Prawo do Życia, na której znajdują się hasła z akcji „Stop pedofilii”. Sąd Rejonowy w Gorzowie Wielkopolskim skazał go na 10 tys. zł kary. Za co? Ano za to, że umieszczone grafiki i hasła sugerowały, iż aktywiści LGBT mogą być utożsamiani z pedofilią.

Sama Fundacja Pro, jak i Jan Bienias podkreślają, że informacje na ich ciężarówce zawierają publicznie dostępne dane z badań naukowych. No ale jak nauka podaje coś niepoprawnego politycznie, to tym gorzej dla nauki. A jeszcze gorzej dla niej dlatego, że przecież niedawno działacz LGBT i polityk KO został skazany właśnie za pedofilię wobec 13-letniego chłopca, który w ostatnim czasie pośmiertnie – bo odebrał sobie życie – stał się narzędziem polityczno-medialnej nawalanki między plemionami PiS i PO.

„Najlepsze” jest jednak uzasadnienie wyroku. Otóż zdaniem sądu takie hasła… stanowią wstęp do ludobójstwa w Buczy. Uzasadnienie sędziego Krzysztofa Rawo przytoczyła „Gazeta Wyborcza”.
– Odczłowieczanie poszczególnych grup społecznych prowadzi do przyzwolenia na poniżanie – cytuje „GW” uzasadnienie wyroku. Sędzia przekonywał, że „stąd tylko krok do przemocy”. Następnie sędzia „przywołał przykład przedwojennych Niemiec i Bałkanów w latach dziewięćdziesiątych XX wieku oraz dehumanizowanie Ukraińców przez Rosję”.

– Możemy z nimi [osobami LGBT] zrobić to, co w Buczy. Nie czas i miejsce, by iść tą drogą. W XXI wieku wypada patrzeć na historię nie tylko jak na komiks, ale jak na nauczycielkę życia – twierdził sędzia.

– Byłem w szoku, kiedy usłyszałem argumentację sędziego. Sędzia zasugerował, że podejmowane przez naszą fundację pokojowe i informacyjne działania mogą być wstępem do ludobójstwa aktywistów LGBT i eksterminacji, takiej jak zbrodnie wojenne czy holokaust. Ciężko mi wyobrazić sobie bardziej absurdalne uzasadnienie. Tym bardziej że przecież to wolontariusze naszej fundacji są bez przerwy napadani i atakowani przez agresywnych aktywistów LGBT, którzy publicznie wzywają do przemocy przeciwko nam – skomentował Jan Bienias, kierowca ciężarówki Fundacji Pro.

Wyrok za opinię wywołującą negatywne emocje

Innym przypadkiem, który pokazuje, że prawo, przepisy i logika znaczą dla sądów mniej niż Ziobro (w internecie minister finansów jest dość powszechnie złośliwie nazywany „Zerem” – dop. Red.), to sprawy Jacka Międlara. Publicysta był już pozywany wielokrotnie i skazywany, gdy nic takiego nie powinno mieć miejsca. Jednak jeden z ostatnich przypadków jest tak absurdalny, że nie można przejść koło niego obojętnie. Otóż Międlar został skazany przez sąd za „wywoływanie negatywnych emocji”.

„To, że synagogi mogą tutaj stać, na naszej polskiej ziemi we Wrocławiu, to, że Dutkiewicz i Żydzi mogą się w nich upajać talmudyczną nienawiścią, to jest wynik naszej tolerancji graniczącej z brakiem roztropności”; „tuby propagandowe rodem z tej tuby, która jest obok nas, żydo-ukraińca Szechtera zwanego Michnikiem”, „żydowska, marksistowska horda” – to słowa Jacka Międlara, które wypowiedział podczas manifestacji. Został za nie oskarżony z art. 256 kodeksu karnego.

„W dniu 11 listopada 2017 roku, we Wrocławiu, podczas zgromadzenia z okazji Narodowego Święta Niepodległości publicznie znieważał oraz nawoływał do nienawiści na tle różnic narodowościowych i wyznaniowych wobec osób narodowości żydowskiej i ukraińskiej, głosząc treści mające na celu wywołanie wrogości, znieważenie i stanowiące groźby wobec tych grup narodowościowych” – napisała prok. Justyna Trzcińska w akcie oskarżenia.

– Sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, ustnie uzasadniając wyrok, stwierdził, że nie można „wyrażać opinii wywołujących negatywne emocje na tle różnorodności”. Ba! – stwierdził, że moje opinie na temat „Gazety Wyborczej”, Michnika i szerzenia treści talmudycznych w synagogach są tak oczywiste, że nie potrzeba powoływania nowych biegłych, na co wskazywali prawnicy w apelacji. Jak to się ma do konstytucyjnego prawa do wolności wyrażania swoich opinii? Przecież idąc tokiem rozumowania Głowackiego, niemal każda opinia (także ta – jak w tym przypadku – zgodna ze stanem faktycznym), która może nie spodobać się Żydom czy Michnikowi, (…) wywołuje negatywne emocje – relacjonuje Jacek Międlar na portalu wprawo.pl.

Stawiam szklankę dobrego napoju temu, kto wskaże mi, gdzie w polskim prawie jest zakaz wyrażania opinii wywołujących negatywne emocje. Bo według mojej wiedzy, takich przepisów nie ma. Ale wiadomo – bezkarni sędziowie wiedzą lepiej.

Jaszczur i Ludwiczek

Jeszcze inny przypadek to Wojciech Olszański vel „Jaszczur” i jego kolega Marcin Osadowski vel „Ludwiczek”. Ci co prawda niejednokrotnie faktycznie przekraczali to, co jest dopuszczalne w prawie III RP, i np. wzywali do uśmiercania tych czy owych, niemniej sposób prowadzenia ich sprawy budzi wiele zastrzeżeń.

W tym miesiącu media podały, że jeden i drugi został skazany. „Jaszczur” za grożenie posłom został skazany na rok i osiem miesięcy więzienia oraz karę grzywny. „Ludwiczek” zaś na pół roku więzienia i grzywnę.

Jednak to nie jest dla nich koniec. Kaliski sąd będzie sądził m.in. ich za „antysemickie” hasła i „nawoływanie do nienawiści” z powodu przynależności narodowościowej. Chodzi o marsz w Kaliszu, na którym spalono kopię przywileju kaliskiego – od tego zresztą zaczął się medialno-sądowy lincz; wcześniej obaj mogli gadać, co im ślina na język przyniesie, i np. wygrażać katolikom – wykrzykiwano hasło „Śmierć wrogom ojczyzny” i odśpiewano „Rotę”.

– Zarzutami objęto pięciu mężczyzn w wieku od 48 do 63 lat, którym zarzucono popełnienie czynów kwalifikowanych jako zachowania zmierzające do nawoływania do dyskryminacji osób z powodu przynależności narodowej oraz znieważania tych osób z tego powodu – przekazała prokuratura.
Okazuje się więc, że mające głęboką tradycję w polskiej kulturze hasło „Śmierć wrogom ojczyzny” to „nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym”. Ciekawe, o jaką narodowość chodzi? Bo jeśli o tę, co myślę, to werdykt już jest ustalony i pozostaje tylko czekać na konkretny wyrok.

A co można zrobić z sędziami? Nic. Bo jak przedtem stanowiska poobsadzała niegodziwa lewacka klika niekierująca się prawem i przyzwoitością, tak PiS pod pojęciem „reformy sądów” nie ma na myśli faktycznej reformy i dekomunizacji, lecz jedynie obsadzenie stanowisk „swoimi” sędziami.

System i niegodziwość nie zostaną zmienione przez POPiS. Ci chcą jedynie, by „swoi” sędziowie mieli władzę wyrokowania.

A poza tym jaśnie panującym oligarchom nie zależy na wolności słowa – bo korzystając z niej, można przekonać ludzi, że POPiS jest nam po prostu niepotrzebny.

REKLAMA