Znowu wysyp partii prawicowych na wybory

Sondaż i urna wyborcza.
Urna wyborcza - zdj. ilustracyjne. / Fot. PAP
REKLAMA

Od wielu już lat gdy na horyzoncie widać wybory, następuje wysyp partii prawicowych. Panuje powszechne przekonanie, że część z nich jest „koncesjonowana” przez rząd w celu rozbicia głosów prawicowych wyborców poprzez przechwycenie tych co naiwniejszych. Nie inaczej jest i w tym przypadku, choć poziom komplikacji genezy tych ugrupowań jest tym razem wyjątkowy.

Zacząć należy od ziobrystów, którzy w udawaniu prawicy posunęli się dość daleko, a mianowicie do zmiany nazwy partii. Zaznaczę, że dla mnie to oczywista przystawka PiS-u i socjaliści, choć rozmawiając z różnymi osobami – również takimi, których o brak rozsądku nie podejrzewam – stwierdzam, że naprawdę widnieją dla nich jako alternatywa dla PiS-u. Niewiele niestety dziś potrzeba, by uwierzyć politykom – dosłownie wystarczą deklaracje.

REKLAMA

Od wielu dni mówiło się, że ziobryści chcą przejść rebranding. „Solidarna Polska” miała się skończyć i nadejść nowe ugrupowanie. Oczywiście złożone z tych samych ludzi. I tak się stało. Teraz mamy „Suwerenną Polskę”. Że niby suwerenność i niezależność od UE jest na pierwszym miejscu. Jak to osiągną, jednocześnie deklarując, że nie chcą wyjść z UE, to nie wiem. Ale słowa wystarczą, by przekonać do siebie „grzecznych” prawicowców.

O konwencji tego ugrupowania można było znaleźć tłity wśród ludzi Roberta Bąkiewicza. A skoro o nim mowa, to pojawiły się medialne pogłoski, że tutaj też powstaje partia.

„Niepodległa” nie Bąkiewicza?

25 kwietnia „Onet” poinformował o partii Droga Niepodległości (skrót: Niepodległość). Portal podał, że ma to być ugrupowanie Roberta Bąkiewicza. Z kolei Jerzy Wasiukiewicz dzień po publikacji zwrócił na Twitterze uwagę, że „Bąkiewicz deleguje swoich najbardziej zaufanych kolegów (a już niewielu takich zaufanych kolegów mu zostało) do założenia partii”.

Jednak sam Bąkiewicz odpowiada „Onetowi”, że nie wie, czy będzie startował z Niepodległości. – Ja wielokrotnie mówiłem, że nie wykluczam politycznego zaangażowania. Nie wiem, czy będzie to akurat w partii Niepodległość. Musiałbym dostać konkretną propozycję. Na ten moment nic prawnie nie łączy mnie z tą partią – powiedział Bąkiewicz.

Co ciekawe, dwa dni później na portalu rp.pl z jego wypowiedzi na ten temat wychodziło już co innego. – Prawdą jest, że przygotowujemy się do jesiennych wyborów, a przygotowania trwają w taki sposób, jakbyśmy mieli wystartować. Jednak odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście się na to zdecydujemy, będziemy znać w najbliższym czasie – powiedział Robert Bąkiewicz.
Jak widać, wiele się może zmienić przez dwa dni.

Wolnościowcy

Oczywistą próbą konkurencji dla Konfederacji będzie partia Wolnościowcy, choć tej akurat obawiać się zbytnio nie musi. Ugrupowanie od czasu usunięcia z Konfederacji regularnie dokonuje prób ataków na prawicę, stosując przy tym mainstreamową narrację.

Głównym problemem Wolnościowców jest to, że wierzą we własną propagandę. A przynajmniej na to wygląda. Liderzy ugrupowania opowiadają w wielkich mediach – do których są zapraszani w przeciwieństwie do prawicy, co wywołuje również brak zaufania wśród wyborców – o „prorosyjskości Konfederacji”. A przypomnieć należy, że przecież był to jedynie pretekst do utworzenia Wolnościowców.

Inna kwestia to fakt, że już wielokrotnie partia dała się poznać jako ugrupowanie lewicowe obyczajowo. Przypominam, że to przede wszystkim Artur Dziambor promował proaborcyjne stanowisko partii KORWiN i zdaje się być twardym orędownikiem prawa do mordowania dzieci, co de facto sprawia, że Wolnościowcy to idealna satelita Platformy Obywatelskiej.

Swoją drogą Nowa Nadzieja najwięcej straciła z powodu Wolnościowców już wcześniej. Wielu oczekiwało, że nowy prezes Sławomir Mentzen jako jedno z pierwszych działań weźmie na cel właśnie odrzucenie proaborcyjnego stanowiska z końca października 2020 roku. Zwłaszcza że sam Mentzen publicznie mu się sprzeciwił. Niestety, choć post z proaborcyjną deklaracją został najwyraźniej usunięty z mediów społecznościowych, to jasnego odrzucenia aborcji jako partia nie ma. A obrońcy życia mają w głowie, że nie mogą ufać partii Nowa Nadzieja, której prezes znalazł czas i okoliczności na początku urzędowania, by zachęcać do popierania Ukrainy, ale dla obrony życia już nie.

„Kamraci”

Tzw. Kamraci i Wojciech Olszański vel Aleksander Jabłonowski również mogą podebrać głosy Konfederacji. Zwłaszcza że „Jaszczur” niedawno wyszedł z więzienia. To na pewno działa na jego korzyść, jeśli chodzi o wyborców antysystemowych. Wiadomo bowiem, że nic tak nie buduje legendy jak odsiadka.

Ponadto w obecnej właściwie kryzysowej sytuacji antysystemowości jest to niezwykle ważna cecha. Jak wiadomo, niedawna twarz antysystemu, Paweł Kukiz, idzie na jawną kolaborację z partią rządzącą i obecnie w jego sprawie pytanie nie brzmi „czy będzie chciał startować z PiS”, ale „czy PiS zechce Kukiza na listach”.

Choć możliwa do przewidzenia, to zmiana o 180 stopni deklarującego się jako antysystemowiec polityka zwyczajnie podważa i zniechęca osoby nastawione ogólnie antysystemowo do tego, by pójść zagłosować. Wyborcy bowiem mogą odczuwać gorycz.

I w tej właśnie sytuacji wjeżdża „cały na biało” Wojciech Olszański – sądzony za przedstawianie poglądów, którym służby zainteresowały się dopiero po jego wypowiedziach o Żydach. I wjeżdża zupełnym przypadkiem akurat wtedy, gdy zbliżają się wybory.

Jest jeszcze jedna kwestia dotycząca Kamratów i Konfederacji. Ci pierwsi uderzać będą w elektorat narodowy (bo Nową Nadzieją, jak przypuszczam, pogardzają). A o Ruchu Narodowym krążą różne plotki. Niezależnie zaś od plotek, faktem jest, że kilku już działaczy narodowych na przestrzeni ostatnich kilku lat przeszło z pozycji narodowych na bezczelnie wręcz pisowskie. Wystarczy wspomnieć „Fafluna” czy „Małpiana” (zresztą kandydata RN-u na najbardziej prestiżowy urząd w państwie). Stąd też niewykluczone, że i tak niewielkie poparcie dla RN-u faktycznie zostanie obniżone jeszcze przez tzw. Kamratów. Bo choć władze RN-u niewątpliwie nie chcą mieć z Olszańskim nic wspólnego, to wyborcy tej partii już niekoniecznie muszą mieć takie nastawienie.

Sykulski

Leszek Sykulski to postać, która stała się znana. Promowali go w ostatnim czasie m.in. działacze Konfederacji. Pytanie: czy ten przy Konfederacji pozostanie?

„Czy w Polsce czas na formację polityczną, która powie: TAK za dobrymi relacjami z Rosją? Tak dla taniego paliwa, prądu i gazu? TAK dla Nowego Jedwabnego Szlaku! (Tajwan jest chiński!)?” – napisał w nocy ze środy na czwartek na swoim Twitterze Leszek Sykulski.

Wiele osób spodziewało się, że Sykulski będzie startował z list Konfederacji. W połowie kwietnia na portalu goniec.pl pojawił się nawet tekst sugerujący, że będzie on „jedynką” partii w Częstochowie.

„Dr Leszek Sykulski ma mieć spore szanse na start w najbliższych wyborach parlamentarnych z pierwszego miejsca na liście Konfederacji w okręgu częstochowskim. Według relacji dziennikarza, po wewnętrznych ustaleniach w szeregach Konfederacji 28 okręg wyborczy miał zostać powierzony partii Grzegorza Brauna, z którą od dłuższego czasu sympatyzuje dr Leszek Sykulski. Na szczególną uwagę zasługuje bowiem fakt otwartych deklaracji nauczyciela akademickiego, pokrywających się zasadniczo z linią programową Konfederacji Korony Polskiej” – podaje portal.

Leszek Sykulski jednak – podobnie jak Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke – jest na celowniku reżimu jako persona non grata. Ta trójka wciąż jest wymieniana jako ci, z którymi „nie da się dogadać”. Korwin-Mikkego jednak Nowa Nadzieja nie ośmieli się pozbyć. Grzegorz Braun zaś pozwala się „wyciszać”, jednak jest w „strukturach szefowskich” Konfederacji. Sykulski zaś nie ma żadnego podobnego asa. W efekcie więc może rzeczywiście próbować utworzyć partię, aby umocnić swoją pozycję negocjacyjną z Konfederacją. A jeśli te nie zakończą się powodzeniem, może startować samodzielnie i odebrać Konfederacji część głosów. A niewątpliwie ma szansę na głosy osób mających dość ukrofilskiego podejścia i bzdurnej narracji o tym, że kto sprzeciwia się przywilejom dla Ukraińców czy też rozdawaniu za pół darmo majątku rządowi w Kijowie, ten jest „ruską onucą”. I oczywiście przeciwników angażowania Polski w wojnę, w której nas nie ma i nie mamy obowiązku być.

„Problem” Sykulskiego Konfederacja mogłaby szybko zlikwidować, nie dając się wodzić przez propisowskie media. Niestety, gdzieś przez te cztery lata odwaga do tak oczywistej postawy chyba w ugrupowaniu zaginęła.

REKLAMA