Groteska! Rzecznik MSZ dostał „dość jednoznaczną” sugestię. Powodem słowa o Ukrainie i Rzezi Wołyńskiej

Rzecznik MSZ Łukasz Jasina/Fot. PAP
Rzecznik MSZ Łukasz Jasina/Fot. PAP
REKLAMA

Nie milkną echa słów rzecznika polskiego MSZ wypowiedzianych w rozmowie z Onetem. Łukasz Jasina, który swego czasu twierdził, że „jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”, teraz powiedział, że Wołodymyr Zełeński powinien przeprosić Polaków za zbrodnię wołyńską. Przedstawiciele władzy utrzymują, że MSZ robi politykę niezależnie od Kancelarii Premiera.

Przypomnijmy, że kilka dni temu Łukasz Jasina był pytany w Onecie m.in. czy Zełeński powinien przeprosić Polaków za Rzeź Wołyńską dokonaną na naszych rodakach przez ukraińskich nacjonalistów.

REKLAMA

Tego nie zrobiło państwo ukraińskie, ale prezydent Zełenski powinien wziąć jako Ukraina jednak większą odpowiedzialność – stwierdził Jasina.

Przepraszam i proszę, prosimy o wybaczenie. Ta formuła bardzo dobrze działa w przypadku polsko-ukraińskich stosunków, a jej jest ciągle mało – odparł, pytany jakich słów oczekiwałby z ust prezydenta Ukrainy.

SZOK! „Sługa narodu ukraińskiego” chce, by Zełenski przeprosił za Rzeź Wołyńską

Jasinę za te słowa zrugał nie tylko ukraiński ambasador w Polsce Wasyl Zwarycz, lecz także KPRM. Kancelaria premiera rządu warszawskiego przyznała, że jest „zaskoczona”, a nawet „zirytowana”, słowami rzecznika MSZ.

– Jego wypowiedzi nie należy traktować jako stanowiska rządu – odcinali się w rozmowie z Wirtualną Polską urzędnicy z otoczenia Morawieckiego.

Jak podaje wp.pl, nie były to wszystkie konsekwencje tej wypowiedzi. Jasina miał bowiem otrzymać także „dość jednoznaczną” sugestię, dotycząca obecności w mediach. A mianowicie: rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych ma się w mediach nie wypowiadać. Ma to być m.in. sposób na to, by dziennikarze nie mieli sposobności pytać go o tamte słowa. Oczywiście, ma to być także „forma pewnej reprymendy” – podkreślał rozmówca, na którego powołuje się wp.pl.

Jasina będzie mógł wyłącznie przedstawiać komunikaty w „trybie urzędniczym” – a więc np. udzielać odpowiedzi na pytania związane z wizytami ministra spraw zagranicznych. Nie może natomiast udzielać wywiadów. Przynajmniej na razie.

Źródła Wirtualnej Polski przyznały też, że cała sprawa jest pokłosiem niespójnej polityki zagranicznej prowadzonej przez MSZ i przez Kancelarię Premiera. Często podejmują one działania dyplomatyczne sprzeczne ze sobą.

Problemy mają pojawiać się także na linii Morawiecki – Rau. – Czy kojarzy pan jakąś wspólną inicjatywę, wspólne wystąpienie obu panów? Zdjęcia? Nie? No właśnie. Tam nie ma bliskiej współpracy – ujawnił jeden z informatorów.

Jeden z polityków PiS-u zaś podkreślił, że kluczowe decyzje zapadają w kancelariach premiera i prezydenta, a resort dyplomacji „jest często pomijany”. Jak dodał, minister Rau „nie decyduje o najważniejszych, strategicznych sprawach, nie wpływa na to, co robi KPRM czy Pałac Prezydencki”.

Jak się wydaje, problem jest głębszy. Jeden z rozmówców wp.pl, przedstawiciel rządu, zaznaczył, że Rau „nie wiedział nawet o wizytach premiera w Ukrainie. O różnych rzeczach dowiadywał się z mediów”.

Jak wynika z wypowiedzi członków obozu władzy, minister spraw zagranicznych ma jednak wpływ – „większy niż chciałby Morawiecki” – na obsadę placówek dyplomatycznych. To właśnie na tym tle mają m.in. powstawać spory na linii KPRM – MSZ.

Zbrodnia Wołyńska

11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. W tym roku przypada 80. rocznica krwawej niedzieli, kiedy to doszło na Wołyniu do największej fali mordów na Polakach.

11 i 12 lipca 1943 r., Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach.

Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Zbrodnie na Polakach dokonywane były niejednokrotnie z niebywałym okrucieństwem: ludzi palono żywcem, wrzucano do studni, używano siekier i wideł, wymyślnie torturowano ofiary przed śmiercią; gwałcono kobiety. Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia, 11 lipca, mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców.

Akcja UPA była kulminacją trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domów, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków. Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej były Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach polskich sąsiadów, choć byli i tacy Ukraińcy, którzy sąsiadów Polaków przed mordami ostrzegali.

Za przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej bezpośrednią odpowiedzialność ponosi główny dowódca UPA, Roman Szuchewycz.

Określenie „Zbrodnia Wołyńska” dotyczy nie tylko masowych mordów dokonanych na terenach Wołynia, czyli byłego województwa wołyńskiego, ale także w województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim (Galicja Wschodnia), a także w województwach lubelskim i poleskim.

REKLAMA