Kto skuteczniej przekupi Polaków ich własnymi pieniędzmi?

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk/Fot. PAP (kolaż)
Jarosław Kaczyński i Donald Tusk/Fot. PAP (kolaż)
REKLAMA

„700 plus to właśnie posunięcie proinflacyjne. Nie sądzę, żeby było. Ale to nie oznacza, że my zaniechamy pomocy dla rodzin” – mówił w czerwcu 2022 roku Jarosław Kaczyński, gdy odnosił się do medialnych doniesień o tym, że PiS planuje podniesienie „500 plus” do kwoty 700 złotych. Co takiego zmieniło się w ciągu roku, że Kaczyński zapowiedział „800 plus” od 1 stycznia 2024 roku – oczywiście o ile PiS będzie rządziło?

Otóż bardzo słabe notowania PiS. Według oficjalnych sondaży, PiS ma 30-33 proc. poparcia, przewodzi stawce, ale w żadnym wypadku nie może liczyć na samodzielne utworzenie rządu. Kaczyński zdecydował się więc na zagrywkę, która ma dać mu władzę. Konsekwencje negatywne dla gospodarki nie liczą się. W tym samym duchu odpowiedział mu lider Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk. Posłowie jego partii złożyli projekt podniesienia „500 plus” do „800 plus” już od 1 czerwca br. Na PiS padł blady strach. Zręcznie przygotowywana narracja dla elektoratu, że opozycja zabierze mu kasę, legła w gruzach.

REKLAMA

Kaczyński wspólnie z Morawieckim mają teraz duży problem. Opozycja zaczęła grać w grę Kaczyńskiego bardziej bezwzględnie niż on. I ma rację, bo jak zauważył Bogusław Grabowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej, „To nie są wybory ani o stabilność finansów publicznych, ani o programy socjalne. To są wybory o demokrację. Jeżeli PiS wygra najbliższe wybory, to w Polsce miękka dyktatura stanie się faktem.

W całej tej dyskusji umyka fakt, że „800 plus” od 1 stycznia 2024 roku wcale nie będzie nawet pełną waloryzacją tego świadczenia. Skumulowana inflacja rządów PiS z lat 2015-2023 pokazuje, że 1 stycznia 2024 roku „800 plus” będzie warte… 400 zł z 2015 roku. Mamy więc do czynienia z obniżkami wartości „prezentów PiS”. Kaczyński liczy jednak na to, że elektorat da się nabrać. Blokująca reakcja Donalda Tuska bardzo mocno zaszkodziła tej ofensywie. Kaczyński jest dziś przekonany, że ma w swoim sztabie szpiegów, którzy wynieśli plany podniesienia „500 plus”, co sprawiło, iż Tusk się przygotował. „800 plus” dla polskiej gospodarki to klasyczne leczenie kaca alkoholem. Na krótki moment działa. Ale dewastuje i rujnuje organizm. W tym wypadku – państwo.

Polska w ruinie

W Polsce spada wzrost PKB. Zaczyna się długo zapowiadany kryzys. Rządy PO-PSL w trakcie dwóch kadencji 2007-2015 zadłużyły Polskę o około 400 mld zł więcej. Władza PiS na koniec 2023 roku będzie miała wynik ponad dwa razy „lepszy” – 850 mld zł. Przy czym Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki zaczęli tworzyć skomplikowany system poręczeń i pieniędzy pozabudżetowych, aby utrudnić ocenę rzeczywistego stanu finansów państwa.

Stopę inwestycji w gospodarkę, która w 2015 roku wynosiła ok. 20,8 proc., politycy PiS oceniali jako niewystarczającą i zapowiadali poprawienie tego wskaźnika do 25 proc. Zamiast tego obsunął się on do 16,8 proc. i dalej spada. Co tego wynika? Ano to, że Polacy nie chcą inwestować w polską gospodarkę, bo nie ufają władzy PiS. Kaczyński już przed 2019 roku był wściekły na polskich przedsiębiorców. Oskarżał ich, że celowo nie inwestują za rządów PiS, aby wykończyć jego rządy. Infantylizm takich twierdzeń trudno komentować.

Skutek jest taki, że cały wzrost gospodarczy PiS jest oparty na konsumpcji i długu. Przedsiębiorczość maleje, bo rząd PiS zarządza gospodarką tak jak alkoholik budżetem domowym. Jak go przyszpili, to wynosi z domu, co popadnie, aby sprzedać i mieć na flaszkę. Odpowiednikiem takiego zachowania był słynny „Polski Ład” Kaczyńskiego i PiS ze stycznia 2022 roku. Ta największa w historii Polski podwyżka podatków (likwidacja odliczenia składki zdrowotnej od dochodów osobistych – czyli podniesienie stawki podatku o 7,76 proc.) poniosła spektakularne fiasko. Kaczyński wycofał się z niej w marcu 2022 roku, ogłaszając obniżenie stawki PIT z 17 proc. do 12 proc. Tym samym podwyżka podatków spadła do 2,26 pkt. procentowego.

Uspokoiło to trochę Polaków, ale nie zmieniło postrzegania rządów PiS jako kompletnie nieodpowiedzialnych.

Polska w ruinie

Żadna z partii mających szanse na rządzenie w Polsce po wyborach nie ma planu, jak naprawić gospodarkę. Dalsze rządy PiS będą oznaczały pójście w kierunku upadku gospodarczego, takiego jaki miał miejsce w Wenezueli. Nastąpi drastyczne zubożenie państwa.

Moi informatorzy z kręgów PiS mówią o tajnym planie Kaczyńskiego, który ma pozwolić zachować władzę i nie wywiązać się kosztownych obietnic. Otóż PiS nie będzie mogło samodzielnie rządzić – to jest już pewne (o ile w ogóle wygra tegoroczne wybory). Gdyby zaś weszło w sojusz z Konfederacją, to zostanie to użyte jako pretekst do niewywiązania się z obietnic. „Chcieliśmy wam dać, ale niestety – nie rządzimy już sami, więc nie możemy” – będzie brzmiał komunikat. Dzięki takiej sytuacji ma dojść do niestabilnych rządów administrujących państwem do wyborów prezydenckich, które wygrać ma PiS pod hasłem „przywrócenia dobrobytu” i w konsekwencji wcześniejszych wyborów i odzyskania pełni władzy.

Ta opowieść ma ogromny minus. Jest kompletnie odrealniona. Polska gospodarka ma gigantyczny problem i brak nowej, jasnej polityki nie pozwoli wyrwać się ze stagflacji (braku wzrostu gospodarczego i wysokiej inflacji).

Kaczyński ma problem, bo oferta Donalda Tuska zawiera też „babciowe” – 1500 zł miesięcznie dla kobiety, która po urodzeniu dziecka wróci do pracy. Nazwa tego transferu nawiązuje do tego, że pieniędzmi młoda matka może podzielić się z babcią, której przekaże opiekę na niemowlakiem. W tym wypadku transfer jest mniej bolesny dla budżetu, bo wiąże się z aktywizacją pracownika. Młoda matka, zamiast zajmować się dzieckiem, będzie pracować dla „chwały PKB”.

Problem PiS i Kaczyńskiego, aby utrzymać rządy przy pomocy kolejnych „prezentów” dla wyborców, jest bardzo trudny. Polacy połapali się, że za te prezenty od władzy dostają teraz rachunek w postaci inflacji, która okrada ich z dwóch pensji rocznie. Kaczyński gra więc w tę grę nie dlatego, że gwarantuje mu ona wygraną, ale dlatego, że nie ma innego pomysłu na wygranie wyborów. To plus atak propagandy TVP to jedyne pomysły ekipy Kaczyńskiego na pozytywny wynik wyborczy.

REKLAMA