Kiedy to się skończy? UE ogłasza przystąpienie do genderowej konwencji

Viera Jourova. Foto: wikimedia
Viera Jourova. Foto: wikimedia
REKLAMA

W czwartek 1 czerwca Unia Europejska ogłosiła „przystąpienie do Konwencji stambulskiej”. W teorii konwencja mówi o „zwalczaniu przemocy wobec kobiet”, w praktyce wprowadza zasady genderyzmu i kilka krajów z tego powodu jej nie ratyfikowało.

Posunięcie Brukseli ma umożliwić stosowanie zapisów Konwencji w państwach członkowskich, które jej nie ratyfikowały. Polska, niestety, to zrobiła, a rząd PiS nie potrafił się w tej pułapki wycofać.

REKLAMA

Konwencję przyjęła oficjalnie Rada UE, a wcześniej otrzymała w tej sprawie „zielone światło” od Parlamentu Europejskiego. Teraz będą to prawnie obowiązujące „standardy”. Konwencja stambulska została uchwalona w 2011 r. Jest międzynarodowym traktatem Rady Europy, ogólnoeuropejskiej organizacji zrzeszającej 46 krajów.

Zobowiązuje sygnatariuszy do przyjęcia ustawodawstwa zwalczającego przemoc wobec kobiet, molestowanie seksualne, okaleczanie żeńskich narządów płciowych, przymusowe małżeństwa oraz zapewnienie schronienia ofiarom przemocy. Są tu też zapisy o ochronie imigrantek.

Unia Europejska podpisała konwencję w 2017 r., ale nie ratyfikowała ze względu na brak konsensusu wśród państw członkowskich. Ratyfikowało ją 21 krajów UE, w tym Polska. Sześć krajów (Bułgaria, Czechy, Węgry, Łotwa, Litwa i Słowacja) odmówiło jej ratyfikacji.

Kraje te słusznie zwróciły uwagę, że konwencja przemyca genderową definicję płci i pośrednio wspiera nielegalną imigrację. Jednak Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w swojej opinii z października 2021 r. wskazał, że UE może ratyfikować konwencję stambulską bez zgody wszystkich państw członkowskich!

Utorowało to drogę obecnej decyzji, którą wsparła unijna prezydencja sprawowana przez Szwecję. Oznacza to, że konwencja będzie obowiązywała we wszystkich 27 krajach UE, chociaż tylko w zakresie kompetencji należących do Brukseli. Jednak i tak dzięki coraz bardziej postępowej „trzeciej władzy”, oporne wobec genderyzmu kraje zaszli od… tyłu.

Komisja Europejska z zadowoleniem przyjęła „mocny sygnał”, a z poparciem pospieszyła komisarz Vera Jurova, twierdząc, że w Europie „jedna kobieta na trzy padła ofiarą przemocy fizycznej lub seksualnej”. Problem w tym, że za sporą część tych aktów odpowiadają także wspierani konwencją… imigranci.

REKLAMA