Coraz większe koszty i problemy

Flaga Niemiec. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
Flaga Niemiec. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
REKLAMA

Niemcom już zaczyna brakować pieniędzy i mieszkań na dalsze utrzymywanie euro-kołchozowej i niemieckiej polityki imigracyjnej, czyli na przyjmowanie i utrzymywanie niemal każdego chętnego przybysza z Azji, Afryki czy z krajów bałkańskich. Wydaje się, że dzięki temu powoli zaczyna im też już brakować środków na kolejne projekty absurdalnej „ochrony klimatu”, czyli planowanej komunistyczno-„zielonej” rewolucji energetycznej, przemysłowej, transportowej i budowlanej. Sehr gut!

25 kwietnia przedstawiciele wszystkich 27 lewicowych rządów państw tzw. Unii Europejskiej, w tym rządu PiS, na posiedzeniu Rady UE ostatecznie zatwierdzili katastrofalne dla narodów Europy rozporządzenia dot. euro-bolszewicko-rewolucyjnego tzw. pakietu Fit for 55, które tydzień wcześniej przegłosował Parlament UE. Są to konkretne przepisy i nakazy dot. między innymi redukcji emisji „gazów cieplarnianych” i osiągnięcia „neutralności klimatycznej”. Sektory przemysłu i energetyki już objęte od kilku lat systemem ogromnych i przymusowych w UE opłat ETS, związanych z emisją rzekomo szalenie niebezpiecznych „dla planety” gazów (jak dwutlenek węgla), mają do 2030 r. obniżyć poziom emisji tych gazów o 62 proc. w porównaniu do 2005 r. Ma też powstać i wejść w życie odrębny system ETS II dla paliw, które wykorzystuje się w transporcie drogowym, lotniczym, morskim i do ogrzewania budynków.

REKLAMA

W związku z tym już w styczniu 2027 r. władze UE zamierzają wprowadzić dodatkowe przymusowe opłaty od emisji „gazów cieplarnianych” z ww. sektorów przemysłu, energetyki i transportu oraz od emisji gazów i ciepła z budynków. A także przymusowe opłaty od importu spoza granic UE żelaza, stali, cementu, aluminium, nawozów, energii elektrycznej i szeregu innych dóbr. Za ten „zielony ład” w sumie setki miliardów euro rocznie mają płacić europejskie przedsiębiorstwa przemysłowe – małe i duże, kopalnie, elektrownie, firmy transportowe itd. Ale finalnie – i to każdego roku – to „klimatyczne” i rewolucyjne szaleństwo będą opłacać europejscy pracownicy i emeryci. Zanosi się więc na dalszą i jeszcze większą drożyznę wszystkiego lub niemal wszystkiego i na kolejne wielkie zadłużanie obecnych podatników niemieckich, czeskich, polskich i innych oraz ich dzieci i wnuków – z silnym poparciem lewicowych rządów UE, w tym kolejnego rządu PiS czy KO.

Jakby tego „zielonego” euro-komunizmu było mało, nadal trwa fatalna (dla narodów i krajów Europy) polityka imigracyjna władz UE i RFN – polityka przyjmowania każdego roku i utrzymywania kolejnych setek tysięcy uciekinierów i biedaków z Azji, Afryki, Ukrainy czy też np. z Albanii czy Bośni. I to każdego roku, i już od ponad 30 lat. W 2022 r. przybyło ich do samych Niemiec – legalnie i nielegalnie – w sumie prawie 400 tys., nie licząc ok. 1,2 mln tych z Ukrainy. I chyba nikt w Niemczech dokładnie nie wie, nawet policja, ilu w sumie uciekinierów z ww. kontynentów i krajów przebywa aktualnie na terenie RFN. Ale prawdopodobnie aż ponad 3,5 mln! Wiadomo natomiast, że np. od stycznia do marca br. w Niemczech złożono prawie 102 tys. podań o azyl – aż o 78 proc. więcej niż w tym samym okresie w 2022 r. I niemal wszystkich tych uciekinierów trzeba utrzymywać – na koszt niemieckich podatników, gmin itd. Nie licząc ok. 8 mln tych cudzoziemców, którzy od lat mają w RFN legalny pobyt i jakąś pracę lub emeryturę. Ale których czasami też trzeba wspierać w ramach ogólnego „socjalu”. 8 maja unijny Eurostat podał, że w Niemczech liczba samych uciekinierów z Ukrainy w ostatnich miesiącach znów „nieznacznie wzrosła” i wynosiła (na początku kwietnia) aż ok. 1,07 mln. Jednak niektórzy niemieccy eksperci i komentatorzy prasowi szacują, że jest ich więcej – bo ok. 1,2 miliona. Wunderbar! „Слава Україні!”.

Problemy niemieckich budżetów

W związku z tymi ogromnymi wydatkami na miliony cudzoziemskich przybyszów oraz na radosne projekty i koszmarne skutki euro-bolszewickiej i niemieckiej polityki „klimatycznej” 10 maja okazało się, że w budżecie RFN i w budżetach 16 landów już niebawem zabraknie dziesiątek mld euro. Według opublikowanych tego dnia rządowych szacunków wpływów do budżetów z podatków, opłat itd. dochody budżetu federalnego Niemiec, 16 krajów związkowych i gmin będą w sumie, w okresie najbliższych pięciu lat, aż o 148,7 mld euro niższe, niż zakładano wcześniej (!). W tym roku eksperci rządu spodziewają się wpływów podatkowych na poziomie „nieco poniżej 921 mld euro” – byłoby to o prawie 17 mld euro mniej, niż prognozowano w ubiegłym roku. Z kolei na przyszły 2024 r. przewiduje się ok. 31 mld euro wpływów mniej, a w kolejnych latach, do 2027 r. włącznie, niedobór dochodów ma wynieść od 32 do 36 mld euro rocznie.

Te niedobory dochodów są oczywiście wynikiem nie tylko ogromnych kosztów utrzymania ww. uciekinierów i imigrantów, ale też nadmiernie ogromnych wydatków rządowych, w tym dopłat do „klimatycznych”, czyli b. wysokich cen energii i paliw oraz innych dopłat dla gospodarstw domowych, które w samym roku ubiegłym wyniosły prawie 200 mld euro (!). Te niedobory są także efektem innych kosztów polityki „klimatycznej” i energetycznej UE i RFN, kosztów obsługi zaciąganych od 2020 r. wielkich długów oraz efektem upadłości stu kilkudziesięciu tysięcy niemieckich firm (od 2020 r.) i stopniowego zmniejszania się wpływów podatkowych do budżetów landów i do budżetu RFN. Te mniejsze wpływy do budżetów są też efektem bieżących znacznych ulg podatkowych, jakie rząd Niemiec wprowadził w ubiegłym roku, żeby złagodzić skutki wielkiego wzrostu inflacji i drożyzny paliw, żywności i innych towarów – dla obywateli i niektórych firm.

W związku z tą kryzysową sytuacją budżetów nawet lewicowy dziennik „Süddeutsche Zeitung” ocenił (12 maja), że „pole manewru dla dodatkowych życzeń dotyczących wydatków budżetów wynosi teraz dokładnie zero przecinek zero”. Komentator gazety dodał, że „spełniło się to, co federalny minister finansów Christian Lindner [z demoliberalnej FDP] prorokował od tygodni”, że „aby stworzyć budżet zgodny z konstytucją [ten na przyszły rok], rząd będzie musiał obniżyć niemal wszystkie koszty i na nowo ustalić priorytetowe wydatki”. Richtig! Z kolei dziennik ekonomiczny „Handelsblatt” zauważył, że niestety, wbrew tej mocno pogarszającej sytuacji budżetowej, działacze i posłowie rządzących SPD i Zielonych nadal postulują wydawanie jeszcze więcej pieniędzy. W tym m.in. na nowe zasiłki na dzieci dla rodzin o niskich dochodach, które miałyby kosztować 12 mld euro rocznie, czy na dopłaty do kosztów energii elektrycznej dla energochłonnych gałęzi przemysłu (do 30 mld euro rocznie). Do tego doszły coraz silniejsze żądania władz landów i gmin dotyczące większego udziału władz federalnych w kosztach opieki nad milionami tzw. uchodźców – przypomniał „Handelsblatt”. Zanosi się więc na dalsze budżetowo-finansowe spory – jeszcze w maju i czerwcu br.

Spory o finansowanie uciekinierów

Póki co jeden z głównych takich sporów częściowo zakończono 10 maja. W trakcie spotkania kanclerza Olafa Scholza z premierami rządów 16 krajów związkowych uzgodniono zwiększenie dotacji celowej na pokrycie części tegorocznych ogromnych wydatków na uciekinierów z dalekich krajów o 1 mld euro – do 3,75 mld euro, w tym ponad 1,5 mld na uchodźców z Ukrainy. Bo obciążenia landów i gmin spowodowane gwałtownym wzrostem liczby wniosków o azyl i stały pobyt oraz napływem ponad mln uchodźców z Ukrainy są w tym roku największe od czasu napływu do Niemiec ponad mln mieszkańców Syrii i Iraku w 2015 r.

I to obciążenie, wedle wszelkich prognoz, będzie nadal rosło. Nie osiągnięto jednak porozumienia w sprawie „stałego mechanizmu podziału kosztów” w tej dziedzinie – pomiędzy 16 landami a rządem RFN. Bo ten rząd nie zgodził się na wspólny postulat landów, żeby wsparcie z budżetu centralnego zawsze zależało od liczby ubiegających się o azyl w danym landzie – na zasadzie konkretnych dopłat do każdego wnioskującego o azyl. Bo w niemieckim systemie prawnym większość kosztów związanych z zakwaterowaniem, wyżywieniem i tzw. integracją uciekinierów i azylantów ponoszą właśnie landy, miasta i gminy. Budżet federalny współfinansuje natomiast m.in. różne świadczenia socjalne dla tych cudzoziemskich przybyszów (w 2022 r. za ponad 8 mld euro) czy też m.in. „integracyjne kursy” (za ponad 2,3 mld euro).

Po ww. spotkaniu kanclerza z szefami rządów landów zapowiedziano działania zmierzające do ograniczenia nielegalnej imigracji na dwóch poziomach – europejskim i federalnym. W pierwszym przypadku rząd RFN zobowiązał się do starań o wprowadzenie w UE polityki „uszczelniania granic zewnętrznych UE” oraz ustanowienia na nich „ośrodków umożliwiających rejestrację uchodźców”. Chodzi o to, żeby część wniosków o azyl rozpatrywać na miejscu, czyli jeszcze na terenie np. Turcji, Bośni czy Grecji, a osoby bez prawa pobytu na obszarze UE byłyby deportowane do państw pochodzenia.

Tę procedurę ma uzupełniać „mechanizm solidarnościowy” – czyli rozdzielanie uchodźców pomiędzy państwa członkowskie UE. Istotnymi czynnikami mającymi zmniejszyć liczbę uciekinierów z Afryki, Azji i innych – tych przedostających się do RFN nielegalnie – ma być ich bardziej efektywne deportowanie oraz rozszerzenie listy tzw. bezpiecznych państw pochodzenia o Mołdawię i Gruzję – co dotychczas było niemożliwe z powodu ustawicznego sprzeciwu Zielonych. Natomiast procedurę azylową ma przyspieszyć zapowiadana cyfryzacja obiegu dokumentów w urzędach. Jest to sprawa ważna, bo obecnie jeden wniosek o azyl jest rozpatrywany w Niemczech średnio przez okres aż około siedmiu-ośmiu miesięcy – w zależności od landu, miasta i urzędu. Rząd RFN zapowiedział też wzmocnienie kontroli na granicach samych Niemiec.

Bo do tej pory takie policyjne kontrole koncentrowały się niemal wyłącznie na granicy z Austrią, skąd w ostatnich latach przybywała znaczna większość migrantów. Rząd zapowiedział też: „Ze względu na obecną dynamikę rozwoju sytuacji już wzdłuż wszystkich niemieckich granic lądowych będą prowadzone kontrole”. No, zobaczymy, jak to będzie!

Wydaje się, że większość ekspertów jest dość zgodna w opinii, że wdrożenie większości ww. postanowień i zmian, mających na celu znaczące ograniczenie nielegalnej imigracji, będzie bardzo trudne i nie doprowadzi do szybkiego i trwałego zmniejszenia liczby uciekinierów przybywających do Niemiec.

Te problemy stają się dla rządzących tym bardziej pilne, że wg badania ośrodka „Infratest dimap” dla telewizji ARD z 4 maja już aż 77 proc. ankietowanych Niemców zgodziło się z tezą, że politycy zbyt mało interesują się licznymi problemami, które wywołuje masowa imigracja. A ponadto aż 54 proc. wyraziło przekonanie, że zjawisko masowej imigracji niesie ze sobą więcej skutków negatywnych niż pozytywnych dla Niemiec. Takie stanowisko reprezentują ponoć najczęściej zwolennicy opozycyjnej Alternatywy dla Niemiec (95 proc.) i CDU-CSU (59 proc.). Z kolei domniemane i jakieś rzekomo pozytywne efekty imigracji dostrzegają przede wszystkim sympatycy skrajnie lewicowych Zielonych (68 proc.). So dumm!

REKLAMA