Homofoby nad Sekwaną

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: pixabay/domena publiczna (kolaż)
REKLAMA

Przy sondażach pozostaniemy, chociaż ten poniższy wydaje się „podkładką” pod kolejne pomysły dotyczące narzucania ideologii LGBT. Z drugiej strony sondaż wskazuje też, że oduraczanie tą ideologią nie idzie zbyt łatwo.

Badanie przeprowadzone przez BVA Opinion dla „Le Refuge” i „SOS Homofobia” ujawnia, że „dyskryminacja osób LGBT jest nadal silna, nawet w kręgu ich rodzin”. Lata prania mózgów ciągle na nic… Według tego sondażu, prawie jeden na pięciu Francuzów twierdzi, że akceptuje „dyskryminację” ze strony bliskich wobec osób LGBT. 17% z nich twierdzi, że rozumie rodziców, którzy nie akceptują tego, że ich dziecko deklaruje przynależność do jakiejś literki LGBTQ+. 13% popiera rodziców, którzy nie wyrażają zgody, by ich dziecko miało „przyjaciela” z kręgu LGBT+.

REKLAMA

Ankietę zamówiono z okazji „Światowego Dnia Przeciw Homofobii”. Posłuży więc zapewne do wzmożenia kolejnych agitacji na rzecz „tolerancji”, ale jakoś nikt nie zauważa, że tego typu akcje tylko przysparzają wrogów temu środowisku. Może warto sobie zadać pytanie: czy nie lepiej, zamiast np. ubierać piłkarzy w „tęczowe” koszulki, zostawić sprawy preferencji w alkowie prywatnemu życiu ludzi?

Na razie zamiast akceptacji, mamy odrzucenie, które wywołuje często po prostu natrętna propaganda ideologii LGBT. Nic dziwnego, że 10% ankietowanych Francuzów wykazuje zrozumienie nawet dla faktu, że rodzice wyprą się swojego dziecka o „odmiennych preferencjach” i odmawiają „wszelkiego kontaktu”, a nawet są gotowe wyrzucić je z domu.

5% respondentów zrozumie przemoc, jaką może zastosować rodzic wobec dziecka deklarującego przynależność do jakiejś „tęczowej” grupy. Wspomniany sondaż zajął się jeszcze tematem osób „transpłciowych”. 27% respondentów stwierdziło, że popiera rodziców, którzy sprzeciwią się zmianie płci ich dzieci. Takie normalne postawy zdroworozsądkowe zakwalifikowano już jako… transfobię.

Badanie BVA Opinion wskazuje, że po negatywnych opiniach w internecie (17%) największa krytyka „osób LGTB” i „akty homofobiczne” dotyczą rodzin (w 2022 roku 15%). Kolejne miejsca zajmują sklepy i usługi (13%), miejsca publiczne (12%) oraz sąsiedzi (9%).

Tylko czekać, aż rząd wesprze jeszcze mocniej dekonstrukcję rodziny i zostanie ona poddana dodatkowej obróbce. Od wielu miesięcy służy temu wałkowanie ogólnego tematu „przemocy w rodzinie”. W tym przypadku też jakoś nie zwraca się uwagi na to, że najpierw odbiera się rodzinie wiele praw na rzecz państwa, wspiera rozwody, „prawa kobiet”, feminizuje się role ojców, a kiedy już rodzinę sprowadzi się do karykatury, zarzuca się jej dodatkowo „patologię”.

Ofensywa genderyzmu w praktyce

Wydaje się, że przy okazji wspomnianego „dnia przeciw homofobii, transfobii i bifobii” niektórzy dostali niezdrowego podniecenia. Francuskie ministerstwo edukacji zadekretowało 17 maja „atmosferę przyjazną LGBT” w każdej szkole. Można się czasami zastanawiać, po co komu rozmaite „dni czegoś tam”. Odpowiedź jest prosta: to pretekst do narzucania rozmaitych, często ideologicznych pomysłów.

Kiedy 17 maja cały „postępowy świat” obchodził „międzynarodowy dzień przeciw homofobii, transfobii i bifobii”, francuski minister edukacji Pap Ndiaye ogłosił wielką kampanię „uświadamiającą” we wszystkich szkołach. Takie działania pozwalają lepiej zrozumieć wściekłość lobby LGBT na polskiego ministra Przemysława Czarnka, który przynajmniej zapowiada kierunek odwrotny.

We Francji minister edukacji Pap Ndiaye rozpoczął „kampanię uświadamiającą”, a ta ma objąć uczelnie i szkoły średnie. Jej hasło brzmi: „Tutaj możemy być sobą”. Według ministerstwa, celem jest „pełne umożliwienie życia swoją tożsamością”. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów wyznających islam, zapewne owa kampania natrafi na spore problemy.

Niedawno tacy „uczniowie” zdemolowali stoisko LGBT z okrzykami „Allah Akbar”. Działo się to w sąsiedniej Belgii, kiedy to w ramach „akcji przeciwko homofobii”, zorganizowanej pod patronatem miasta Genk w miejscowym koledżu, trzeba było ją szybko przerwać… Francuzi będą mieli zapewne podobne problemy.

Na początku 2023 roku „postępowy” i „wielokulturowy” minister edukacji Pap Ndiaye zapowiedział, że chce zrobić „zdecydowany krok na rzecz osób LGBT+” w środowisku szkolnym. I tak się dzieje. Obecna kampania obejmuje „plakaty uświadamiające”, ale też „materiały edukacyjne poruszające kwestie związane z dyskryminacją i stereotypami opartymi na orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej”. Na stronach internetowych ministerstwa zamieszczono też poradniki dla nauczycieli pod nazwami: „Przeciwdziałanie LGBT-fobii w szkołach” oraz „Jak przeciwdziałać LGBT-fobii?”.

W tyle nie pozostaje Ministerstwo Sportu, które z kolei zapowiedziało utworzenie grupy ekspertów, która ma „sprzyjać integracji” osób transpłciowych. Minister Amélie Oudéa-Castéra mówi o ustalaniu kryteriów „promowania integracji” osób transpłciowych w sporcie wyczynowym. Owi „eksperci” zaczną pracować już jesienią. Zapowiedź padła podczas sympozjum zorganizowanego przez komitet organizacyjny Igrzysk Olimpijskich Paryż 2024 pod nazwą „walka z homofobią w sporcie”.

Dyskutowano m.in. nad decyzją międzynarodowej federację lekkoatletycznej, która wykluczyła „osoby transpłciowe” z udziału w zawodach kobiet. Chodzi o naturalną przewagę mężczyzn zamienionych na kobiety nad kobietami biologicznymi. Właśnie takie sprawy mają rozstrzygać „eksperci”, chociaż wystarcza tu przecież zdrowy rozsądek każdego normalnego człowieka. Niezależnie od rozstrzygnięć kolejnych federacji, minister Amélie Oudéa-Castéra oświadczyła, że chce zachęcać do „uprawiania sportu osoby transpłciowe”, ale dodała, że może to być np. także sport amatorski.

„Warsztaty” dla dzieci z drag-queen

Genderyzm dociera we Francji nawet do małych wiosek. Gmina Saint-Senoux urządziła w bretońskim departamencie Ille-et-Vilaine, „warsztaty czytania dla dzieci na temat tożsamości płciowej”. Prowadzącym był przebieraniec transpłciowy, czyli tzw. drag-queen. Oduraczanie dzieci spotkało się jednak tym razem przynajmniej z ripostą.

Temat „Równość płci, porozmawiajmy o tym” miał być wstępem do „dekonstrukcji stereotypów” czy „samoakceptacji siebie i innych”. Przekazywanie takich treści dzieciom nie pozostawia wątpliwości, że chodzi tutaj o inwazję genderowej ideologii wobec najmłodszych. W obronie dzieci wystąpiła grupa młodych ludzi ze stowarzyszenia „L’Oriflamme Rennes”. Zorganizowali oni pod biblioteką pikietę protestacyjną i wywiesili transparent przeciw seksualizacji dzieci. Jednak władze gminy postawiły na swoim i spotkanie z drag-queens na temat tożsamości płciowej się odbyło. Warto dodać, że władze raczą takimi „warsztatami” miejscowość wiejską liczącą około 1800 mieszkańców.

„Dekonstrukcja stereotypów” i czytanie przez drag-queen dzieciom w wieku od trzech do sześciu lat odbywały się za zgodą mera gminy, pani Antinéi Leclerc, z zawodu… terapeutki pomagającej w „tranzycjach”, a z koloru politycznego – aktywistki lewicy. Przebierańcy czytali dzieciom fragmenty dwóch książek: „Families” („Rodziny”) Georgette i „Fred s’habille” („Fred się ubiera”) Petera Browna.

Stowarzyszenie „L’Oriflamme Rennes”, które zaprotestowało przeciw indoktrynacji dzieci, w komunikacie prasowym zwróciło się do władz gminy, by te, zamiast „narzucania draq-queens”, zajęły się wpajaniem dzieciom „naszych korzeni i wartości”. We wpisie na Twitterze była też wprost mowa o „propagandzie zorganizowanej przez lobby LGBT w celu ukształtowania na swój obraz młodego pokolenia, które nie ma jeszcze ducha krytycyzmu”.

Protestujący w Bretanii zostali jednak oskarżeni o „skrajnie prawicowy aktywizm”, a odpowiedzialni za demoralizację mają wsparcie władz. Podobna sprawa miała też miejsce w Paryżu, w prestiżowej, ale prywatnej szkole École Alsacienne. Tam o „transfobię” oskarżono… rodziców dzieci. Zorganizowana w szkole pogadanka dla klas czwartych o transseksualizmie spotkała się z oporem rodziców dzieci.

Prelegentami byli działacze stowarzyszenia „OUTrans”, które też „walczy z transfobią” i dostaje dotacje na „pomoc dla osób transpłciowych”. W poniedziałek 17 kwietnia prelekcja do uczniów wywołała jednak konsternację. Miało być o „walce z LGBT-ofobią”, a była wyłącznie promocja transeseksualizmu, która zgorszyła zarówno uczniów, jak i ich rodziców. Zszokowani i wściekli na „propagandę na rzecz aktywizmu trans” rodzice złożyli nawet skargę. W zmian przylepiono im łatkę „homofobów”.

Zamieszanie po „tęczowej kolejce” ligi piłkarskiej

Wróćmy jeszcze do minister sportu. Wyraziła ona niezadowolenie z postawy niektórych piłkarzy Ligue 1, którzy w ostatni weekend odmówili noszenia tęczowych opasek na znak „walki z homofobią”. Była nawet mowa o „nietolerancji” wielu graczy. Od pewnego czasu w rozgrywkach sportowych narzucana jest odgórnie akceptacja ideologii LGBTQ. Uznano, że sport jest idealnym środkiem do narzucania takiej propagandy i swoistą próbą „kastracji” zbyt męskich kibiców. Ci usiłowali protestować, ale takie akcje spacyfikowano karami nakładanymi na kluby.

Jest jednak i inny problem. Jak wiadomo, we francuskich klubach roi się tymczasem od piłkarzy wyznających islam, którzy nijak nie chcą być kojarzeni z homoseksualizmem – i konflikt jest tu oczywisty. W programie telewizyjnym minister Amélie Oudéa-Castéra zareagowała na odmowę noszenia tęczowych koszulek przez zwłaszcza piłkarzy na meczu Tuluzy i FC Nantes i wezwała nawet do nałożenia na piłkarzy sankcji.

Władze francuskiej Ligue 1 przeprowadzały taką „tęczową akcję” po raz piąty. Tegorocznym przesłaniem było hasło: „gej czy hetero, wszyscy nosimy taką samą koszulkę”, chociaż żaden czynny zawodowy piłkarz coming-outu we Francji nie zrobił. Akcje tego typu wspiera rząd, a warto przypomnieć, że obecna minister sportu Amélie Oudéa-Castéra pojawiła się np. na Mundialu w Katarze na meczu Francuzów w sweterku z „tęczowymi” barwami, zapewne trochę na złość islamskim organizatorom. Jej ministerstwo „tęczową” propagandą objęło zwłaszcza tzw. męskie dyscypliny sportowe. Sporo „tęczowego” wysiłku włożono np. w rozgrywki popularnego we Francji rugby. Z piłką nożną mają jednak ciągle pod górkę.

Minister sportu w telewizji publicznej wyrażała więc żal, że „we Francji nie mamy 100% graczy, którzy odnajdują się w przesłaniu o niedyskryminacji”. Dodała nawet, że to „konieczne”, bo „jesteśmy w kraju, który zawsze promował szacunek dla innych i praw człowieka” – i zapowiedziała kary. Jej pomysły to m.in. automatyczny zakaz stadionowy za same „wypowiedzi homofobiczne”. Panią minister wspiera kolektyw Rouge Direct, specjalizujący się w „walce przeciwko homofobii” w piłce nożnej i innych dyscyplinach sportowych. Ów kolektyw przypomniał, że taki zakaz wprowadzono już w Anglii „przy aktywnym udziale największych klubów”. Teraz chce, aby i francuskie kluby „osiągnęły taki sam poziom zaangażowania w walkę z homofobią, która szerzy się z całkowitą bezkarnością wśród niektórych kibiców”.

Rouge Direct prosi też o kolejny krok i wprowadzenie procedur zatrzymywania kibiców „w przypadku incydentów o charakterze homofobicznym”. Chcą nawet, by minister ogłosiła politykę „zero tolerancji dla homofobii”, za którą odpowiadałyby władze lig piłkarskich. Wygląda na to, że natrętna promocja symboliki LGBT może z czasem pozbawić francuskie kluby kilku niezłych piłkarzy, którzy akurat wyznają islam.

Osoby zakażone wirusem HIV będą mogły wstąpić do wojska

Do tematu wprowadzania we Francji szeroko pojętej „tolerancji” można zaliczyć i decyzję ministerstwa obrony. Szef resortu Sébastien Lecornu zapowiedział, że osoby seropozytywne będą mogły wstępować w szeregi armii. Decyzja otwiera osobom zarażonym HIV drogę do wstępowania do formacji żandarmerii, straży pożarnej w Paryżu i Marsylii oraz wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Rzecz jasna, w imię tolerancji… Minister sił zbrojnych Sébastien Lecornu wydał zarządzenie w tej sprawie, a odpowiedni dekret zostanie opublikowany na wniosek ministra spraw wewnętrznych Géralda Darmanina.

„Nosicielstwo wirusa HIV nie będzie już z zasady kryterium dyskryminacji” – podkreślił minister. Wskazał, że do tej pory medyczne kryteria nie pozwalały osobom zakażonym wirusem HIV na dostęp do tych zawodów, ale sytuacja się zmieniła. Jeszcze pod koniec listopada 2022 roku taki zakaz zatrudniania osób z wirusem HIV został zniesiony przez MSW w przypadku służby w policji. Rząd francuski uchylił wcześniejsze przepisy dotyczące „sprawności fizycznej” w takich służbach, w których osoby zakażone wirusem HIV były kwalifikowane jako niezdolne.

Ministerstwo Sił Zbrojnych odpowiada z kolei rekrutacją żandarmów, wojskowych i strażaków – i do tej pory odmawiało zmiany przepisów rekrutacyjnych. Jednak podobno „najnowsze badania naukowe wykazały, że osoby zakażone wirusem HIV i otrzymujące leczenie antyretrowirusowe już nie przenoszą wirusa HIV”. Gorzej będzie, jak np. na froncie zapomną owych leków przyjąć…

Atak francuskiego MSW na premier Meloni

Pomiędzy Francją a Włochami mocno zaiskrzyło, a francuski minister dolał oliwy do ognia i kpi z włoskiej premier. Giorgia Meloni stała się kolejny raz obiektem zaczepek ze strony szefa francuskiego MSW Géralda Darmanina. Obydwa kraje nie radzą sobie z napływem nielegalnej imigracji. Meloni po hasłami walki z tym zjawiskiem wygrała wybory. Francuski minister na początku maja stwierdził, że Giorgia Meloni „nie jest w stanie rozwiązać kwestii migracyjnych, chociaż z powodu takich obietnic została wybrana”.

Darmanin powrócił do tematu 18 maja. Powiedział, że włoska premier nie ma „odpowiedniego modelu” zarządzania kwestiami migracyjnymi i składała „lekkomyślne obietnice”. To zarazem samoobrona, bo jego resort jest tym bardziej odpowiedzialny za impas w walce z nielegalną imigracją i praktyczną bezczynność. Wielu Francuzów widzi wyjście w głosowaniu na narodową prawicę, więc atak na Meloni ma i podtekst dotyczący polityki wewnętrznej.

Darmanin dorzucił w wywiadzie dla France Inter, że jest to efekt „składania nieprzemyślanych obietnic ze strony skrajnej prawicy”, i powiedział, że jego „atak nie jest skierowany przeciwko Włochom, ale przeciwko pewnym politykom”. „Mam prawo powiedzieć, że pani Le Pen czy pani Meloni nie mają odpowiedniego modelu” przeciwdziałania. O ile już wypowiedź Darmanina z początku maja wywołała kryzys dyplomatyczny między Francją a Włochami, to teraz się on znacznie pogłębi. Szef włoskiej dyplomacji Antonio Tajani odwołał nawet zaplanowaną wizytę w Paryżu z powodu braku przeprosin ze strony francuskiego ministra.

Gérald Darmanin chwalił się, że on sam jest skuteczny i ma na koncie, licząc rok do roku, wzrost o 18% wydaleń nielegalnych imigrantów z Francji. Jednak cała prawica francuska jest jednomyślna, że MSW sobie z tym problemem nie radzi. W przypadku rządu włoskiego Giorgii Meloni Darmanin zadaje się zapominać, że organy unijne i międzynarodowe dość skutecznie ograniczają jakiekolwiek rozwiązania i pełną ochronę granic UE. Tymczasem tzw. organizacje humanitarne, także francuskie, i ich okręty skutecznie dowożą z Afryki setki nowych migrantów do włoskiego wybrzeża.

Francja ma najniższy wskaźnik urodzeń od lat

Francja, dzięki polityce pronatalistycznej i wsparciu finansowemu, od lat chwaliła się wysokim wskaźnikiem urodzin, co stawiało ją na europejskim podium. Wspieranie cywilizacji śmierci, aborcji czy darmowa antykoncepcja, zrobiły swoje. Kraj ten ma obecnie najniższy wskaźnik narodzin dzieci od 1994 roku i sytuacji nie zmieniają nawet często wielodzietne rodziny migrantów.

Ze średnią w marcu, 1816 urodzeń dziennie, Francja spadła do poziomu niespotykanego tutaj od 29 lat. Dotyczy to Francji metropolitalnej. Według Instytutu Statystki, INSEE, już cały rok 2023 był pod tym względem szczególnie „słaby”. Najnowszy raport tej instytucji statystycznej wskazuje, że w marcu rodziło się średnio 1816 dzieci, w porównaniu do 1825 w styczniu i 1876 w lutym. To także o 7% mniej niż w marcu 2020 roku, czasów sprzed pandemii COVID-19.

Historycznie niskie wskaźniki budzą zaniepokojenie. Poziom narodzin jest najniższy od 1994 roku, a był to pierwszy rok prowadzenia we Francji statystyk dotyczących danych miesięcznych. Spadek dotyczy całej Francji, ale niektóre regiony wykazują wyjątkowo niskie tendencje. Dotyczy to np. Oksytanii (11-procentowy spadek urodzeń). Najmniejszy spadek odnotował region Bretanii (2%).

Za to w departamentach zamorskich liczba urodzeń wzrosła – zarówno na Majotcie, jak i na Réunionie. Dawne kolonie na brak przyrostu naturalnego narzekać nie mogą i mają nawet szansę odwrócenie „wektora kolonizacji”. Do tego dochodzi permanentny wzrost liczby imigrantów i wydaje się, że teoria „zastąpienia narodu” przez „kreolizację” społeczeństwa coraz bardziej przestaje być „teorią spiskową prawicy”.

INSEE wskazuje, że spadek liczby urodzeń we Francji w marcu nie jest niczym nowym i jest to już stała tendencja spadkowa. Raport demograficzny Instytutu z 2022 roku odnotował najniższą liczbę urodzeń we Francji od 1946 roku. Ciekawostką jest, że w okresie pandemii koronawirusa za każdym razem następowało lekkie zwiększenie liczby brzemiennych kobiet. Nie pierwszy raz okazuje się, że ludzie zamknięci w domach przypominają sobie o „obowiązkach w alkowie”. Podobnie zresztą było w okresie stanu wojennego w Polsce po grudniu 1981 roku, kiedy to liczba urodzin eksplodowała. Jeśli jednak uznać stany wyjątkowe za „lekarstwo” na poprawę demografii, to cena jest wysoka.

REKLAMA