Walka z seksualizacją

szkoła
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: MaxPixel
REKLAMA

Jak kraj długi i szeroki, krąży wieść radosna. Oto partia ogłosiła, że spełni prośby rodziców i powstrzyma seksualizację dzieci i młodzieży. Walka ta ma postać inicjatywy „Chrońmy dzieci, wspierajmy rodziców” i polega na zmianie ustawy „Prawo oświatowe”. Jak głosi przekaz, jest to oddolny projekt rodziców, zainicjowany konferencją w Sejmie 24 marca. Jak na projekt społeczny został dobrze przygotowany. Strona internetowa działa, podpisy są zbierane, koszulki gotowe, pliki można pobrać.

Oto wreszcie lewackie NGO-sy, wspierane przez liberalne samorządy, mają otrzymać zakaz wstępu do placówek oświatowych, ma zwiększyć się rola rodziców, nie będzie więc dalszej deprawacji ni wczesnej seksualizacji. Pytanie: czy to dobrze, czy źle? Odpowiedź nie budzi wątpliwości: oczywiście dobrze, inicjatywa jak najbardziej słuszna i godna poparcia. Drugie pytanie: czy ja się czepiam? Trochę tak. Nie tyle samej inicjatywy, co całego kontekstu, a także tego, czego w niej nie ma.

REKLAMA

Kontekst skłania do zadania pytania, ile czasu potrzeba politykom, by wpadli na właściwy pomysł. Odpowiedź: siedem lat i siedem miesięcy, tyle bowiem czasu PiS jest przy władzy. Co w takim razie robiła prawicowa, konserwatywna, narodowo- katolicka partia przez ten czas w kwestii seksualizacji dzieci w szkołach? Raczej niewiele, poza okazjonalnymi wypowiedziami medialnymi, zazwyczaj w ramach rytuału dyżurnej po-pisowej nawalanki. Dwukrotnie Pan Prezydent wetował podobny projekt ustawy, znany jako Lex Czarnek. Ciekawe, czy tym razem też zawetuje. Problem seksualizacji w oświacie stał się szerzej znany, gdy około 2019 roku postępowe samorządy kilku dużych miast zaczęły wdrażać standardy edukacji seksualnej typu B według WHO.

Problem został nagłośniony wcale nie przez polityków partii rządzącej, lecz przez rodziców, którzy całkowicie oddolnie, bez żadnego wsparcia zaczęli się organizować społecznie, by chronić swoje dzieci. Dobrym przykładem takiego skutecznego działania jest stowarzyszenie „Odpowiedzialny Gdańsk”.

Inicjatyw takich powstało więcej, przyłączyły się też inne prorodzinne organizacje społeczne, dzięki czemu udało się odnieść kilka lokalnych zwycięstw, a ponadto uświadomić społeczeństwu, że dzieci mogą być zagrożone w publicznych placówkach oświatowych. Ludzie oczekiwali pomocy ze strony państwa i odgórnego zatrzymania takich praktyk. Organizacje prorodzinne od kilku lat próbowały zainteresować rządzącą większość problemem. Niestety nie doczekały się, politycy mieli inne sprawy na głowie, rodzice musieli radzić sobie sami.

Trzeba mieć świadomość, dlaczego samorządy mogą w ogóle wprowadzać taką agendę. Otóż za sprawą reformy Buzka z 1999 roku mamy w oświacie dwuwładzę. Samorządy są organami prowadzącymi, a treści programowe i nadzór pedagogiczny pochodzą z rządu. Ta sytuacja generalnie prowadzi do licznych problemów, szkodząc samej edukacji. Usunięcie tego stanu musiałoby prowadzić do likwidacji dwuwładzy i powrotu do sytuacji sprzed 1999 roku, ale tego nikt nie zamierza ruszać. Projekt ustawy „Lex Czarnek” miał na celu chociaż częściowe uporządkowanie tych spraw, lecz prezydent zawetował. Teraz jednak mamy rok wyborczy, wszystkie głosy się liczą, więc miejmy nadzieję, że wreszcie doczekamy się ustawowej regulacji zatrzymującej seksualizację.

Co to za wsparcie?

Jest jednak inna jeszcze kwestia, nieznana opinii publicznej ani politykom. Na imię jej wsparcie psychologiczne dzieci i młodzieży. Jak wszyscy już chyba wiedzą, coś dzieje się z psychiką młodych ludzi. Nie tylko w Polsce – cały świat białego człowieka zmaga się z tym problemem. Zaburzone poczucie wartości, próby samobójcze, samookaleczenia, zaburzenia odżywiania, agresja, autoagresja, depresja, brak poczucia sensu, dysforia płciowa, zaburzenia tożsamości, problemy z orientacją seksualną – to tylko część symptomów. Skoro fala tych problemów dochodzi do nas z Zachodu, przyjrzyjmy się temu, aby wyciągnąć wnioski dla nas. Co takiego stało się z mentalem w ciągu ostatnich dekad?

Kilka współgrających procesów. Odejście od Kościoła i wiary połączone z rozwojem państwa opiekuńczego i konsumpcjonizmem sprawiło, że człowiek porzucił chęć zbawienia wiecznego i skupił się na swoim dobrostanie psychofizycznym. Wmówiono mu, że wszystko należy mu się bez wysiłku, więc przestał się rozwijać i stał się słaby fizycznie i psychicznie. Antykultura masowa wylewa z siebie potok antywychowania w postaci generalnego rozwydrzenia. Miejsce Kościoła zajął przemysł psychologiczno-pedagogiczny, który zwę psychopedą. Jego quasi-kapłani głoszą dwa główne dogmaty dotyczące wychowania: pierwszy – że należy „mądrze kochać”, czyli nie narzucać dziecku żadnych wzorców wychowawczych, bo ma się ono samo kształtować i z bogactwa różnych modeli zachowań ma wybrać coś dla siebie. Wybiera więc to, co widzi na ekranie i co jest najprostsze.

Drugi dogmat głosi, że każdy nastolatek obowiązkowo odrzuca wszystko, co otrzymał od rodziców i wychowawców – i konstruuje swoją nową tożsamość. Brzmi to już znajomo genderowo. W przestrzeni publicznej młodzi ludzie bombardowani są paniką katastrofy klimatycznej, praw zwierząt, piekła kobiet, krwiożerczego patriarchatu, rzekomą dyskryminacją mniejszości seksualnych, zagrożeniem nierównościami. Histeryczki w rodzaju Grety, nagłaśniane przez media, dokładają swoje.

Młodzi ludzie pasjami siedzą z nosami w ekranach, gdzie non stop straszy się ich kolejnymi wersjami globalnej katastrofy. Swoje dokłada jazgotliwa pseudomuzyka, nachalnie promowana przez globalne wytwórnie muzyczne. Świat ich relacji międzyludzkich coraz mocniej zależny jest od cybertechu i mediów społecznościowych. Tamtejsze algorytmy mają na celu ogłupianie, straszenie, wzburzenie, genderowanie, elgiebetyzację. Swoje dokładają gry, pornografia i platformy serialowe.

Dodajmy do tego porozwalane małżeństwa i związki nieformalne. W dodatku młodzi ludzie są praktycznie odcięci od zbawiennego wpływu, jaki miałaby na nich dawna sztuka i literatura, która powinna być podawana w szkole, jednak ta ostatnia woli być kreatywnie nowoczesna i tamtych dóbr nie podaje.

Posoborowy Kościół w obszarze wychowania młodzieży stał się infantylny i nieskuteczny, nie podaje więc budującej tradycyjnej nauki katolickiej. Zachodnie przedszkola i szkoły za to bardzo dbają o rozwój wiedzy i świadomości seksualnej. Promuje się więc wczesne kontakty seksualne, antykoncepcję hormonalną i aborcję. To wszystko musi spowodować problemy psychiczne młodzieży.

I co na to dorośli? Ano – wspierają. W szkołach zachodnich roi się od psycholożek, które ostatnimi laty często problemy takie diagnozują jako dysforię płciową, czyli konflikt między płcią biologiczną a odczuwaną, i zalecają tranzycję – „kurację” korekty płci, prowadzącej do kastracji chłopców i sterylizacji dziewcząt.

Psycho-manipulacja

Ale co to ma wspólnego z Polską? Niestety dużo. Właśnie na naszych oczach tworzone są mechanizmy „wsparcia” młodzieży przez psychologów w szkołach. W ciągu kilku najbliższych lat do polskich szkół zostanie skierowana armia kilkudziesięciu tysięcy dzielnych psycholożek. Politycy się chwalą, a naród się cieszy. Ludzie nie wiedzą jednak, że ci fachowcy uczeni są przez neomarksistów na uczelniach.

Dla nich największym wrogiem jest normalność, a najgorszą opresją, od której chcą wyzwolić młodzież, są ich rodzice oraz patriarchalna kultura chrześcijańska. Budujemy taki sam system jak na Zachodzie w ramach Edukacji Włączającej, czyli ogromnej przemiany szkoły, która ma się dokonać do 2030 roku. Psychologizacja jest tam wbudowana, a wzorce dobrostanu, nad którym będą pracowały psycholożki, określa WHO.

Tak więc tzw. prawa seksualne i reprodukcyjne, gender, agenda LGBT pomału wkraczają do nieświadomego społeczeństwa pod pozorem wsparcia dzieci. Ma to przekroczyć bramy szkoły i wkroczyć do każdej rodziny pod nazwą oceny funkcjonalnej. Jest to eufemizm kryjący stałą inwigilację, ingerowanie i psychomanipulację. Da się to zatrzymać, ale nikt się tego nie podejmie. Trzeba będzie strzec dzieci nie tylko przed aktywistami, ale też przed psychologią.

REKLAMA