Triumf Erdogana

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Foto: PAP/EPA
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Zaskoczenia nie było. Zgodnie z przewidywaniami większości obserwatorów w drugiej turze wyborów prezydenckich zwyciężył urzędujący prezydent Recep Tayyip Erdogan, zdobywając 52 proc. poparcia. Opozycja musiała się z tym pogodzić. Jej kandydata poparło wprawdzie 25 mln Turków, co jest ilością niebagatelną, ale Erdogana 27 mln, czyli o dwa miliony obywateli więcej! Frekwencja była nieco niższa niż w pierwszej turze, ale i tak wyniosła 84,22 proc. Rządzący Turcją od 20 lat Erdogan ma bardzo silny mandat społeczny do dalszego sprawowania władzy. Zachodni obserwatorzy sugerują, że jeżeli tylko zdrowie mu pozwoli, to może on pozostać u władzy do końca lat trzydziestych.

Erdogan wygrał w II turze i będzie rządził Turcją jeszcze przynajmniej pięć lat. Tworzony przez niego przez 20 lat system polityczny okazał się niezwykle odporny na ciosy. Nie pokonała go ani olbrzymia inflacja wynosząca 86 proc., ani trzęsienie ziemi, które zniszczyło w Turcji obszar o powierzchni porównywalnej do terytorium Bułgarii. Dla zachodnich obserwatorów jest to zupełnie niezrozumiałe. Nie mogą pojąć, na czym polega fenomen Erdogana.

REKLAMA

Obserwatorzy z krajów zachodnich nie biorą pod uwagę odrodzenia w Turcji wpływów islamu, który przed erą Erdogana kemaliści (ci od Atatürka) – przekształcając kraj w republikę świecką – zepchnęli, jeżeli nie do podziemia, to w sferę prywatną.

Erdogan ponownie zaczął wprowadzać islam do życia publicznego, tworząc z niego główne spoiwo swojego systemu władzy. Nie przekształcił Turcji w republikę islamską, ale znacznie osłabił jej świeckość, umożliwiając swoim rodakom publiczne wyznawanie islamu. Tuż przed wyborami wprowadził prawo zezwalające studentkom wyższych uczelni nosić hidżaby w czasie zajęć, co wcześniej było zakazane.

Dla tureckich wyznawców islamu Erdogan jest nie tylko prezydentem, ale strażnikiem ich tożsamości – prezydentem, dla którego nie ma alternatywy. Będą na niego głosować niezależnie od sytuacji wewnętrznej. Elektorat ten wynosi ponad połowę społeczeństwa. W 2018 r. Erdogan uzyskał podobne poparcie jak w obecnych wyborach. Ma więc znaczący tzw. twardy elektorat.

Czy kemaliści zejdą ze sceny

Wybory w Turcji po raz kolejny pokazały słabość opozycji. Dla jej kandydata były to już piąte przegrane wybory parlamentarne i drugie prezydenckie. Wydaje się, że kemaliści pozbawieni wsparcia armii, którą po nieudanym zamachu Erdogan całkowicie spacyfikował, nie są w stanie odzyskać w Turcji dominującej roli.

Erdogan będzie kontynuował budowę swojego systemu politycznego i nie jest wykluczone, że w którymś momencie zdecyduje się na zmianę świeckiej konstytucji Turcji. Wcześniej Erdogan zapowiadał, że ta kadencja będzie jego ostatnią. Będzie się starał wypromować swojego następcę i stworzyć dla niego warunki, by nikt nie mógł zagrozić mu w kontynuowaniu jego kursu.

Przeciwnicy Erdogana mają jeszcze nadzieję, że nie poradzi on sobie z sytuacją gospodarczą, która istotnie jest trudna. Co zaskakujące prezydent zapowiedział, że będzie kontynuował (przynajmniej w części) obecną politykę monetarną i np. utrzyma stawki procentowe na niskim poziomie, mimo że to one m.in. są powodem rosnącej inflacji. Bank Centralny ma niewielkie rezerwy.

Na terenie Turcji przebywa 3,5 mln uchodźców z Syrii, Iraku i Afganistanu, którzy stanowią duże obciążenie dla gospodarki kraju. Wielu zachodnich obserwatorów uważa jednak, że Erdogan na pewno coś wymyśli. Może nawet spowoduje jakiś międzynarodowy kryzys, żeby odciągnąć uwagę rodaków od wewnętrznych problemów?

Obserwatorzy sugerują, że Erdogan przyspieszy normalizację stosunków z Syrią, by rozpocząć proces powrotu uchodźców do ich ojczyzny. Działania w tym kierunku już zresztą zostały podjęte przed wyborami. Wstrzymał je syryjski prezydent Asad, nie wiedząc, czy Erdogan pozostanie u steru władzy w Ankarze. Obecnie sprawa może nabrać tempa. Tym bardziej, że Syrię ponownie zaproszono do Ligi Państw Arabskich i wszystko na to wskazuje, że przestanie ona być bojkotowana przez kraje arabskie. W sprawie normalizacji stosunków z Syrią Erdogan będzie prowadził rozmowy z Moskwą i Teheranem.

Na razie tylko idea

Obserwatorzy są zdania, że turecki prezydent będzie dalej wciągał Rosję do swoich planów gospodarczych. Zapowiedział to zresztą w swoim przemówieniu po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów. Będzie chciał zmaterializować ideę tureckiego gazowego huba, który uczyni z Turcji swoistą rozdzielnię dla gazu wydobywanego w całym regionie. Ma to być jednak nie tylko gaz rosyjski, ale także azerski, być może turkmeński i irański, który będzie pompowany do portu nad Morzem Śródziemnym, tam skraplany i przepompowywany na tankowce.

Jest to, jak wcześniej zaznaczono, na razie tylko idea, która nie jest przyobleczona w żaden konkretny projektowy kształt – nie ma wyliczeń finansowych, ani też nie określono, kto ma wyłożyć środki na tę inwestycję. Erdogan zdaje się tym nie przejmować. Jest owładnięty ideą przekształcenia Turcji w główny hub gazowy Europy, z którego ta będzie kupować gaz, a który formalnie będzie turecki.

Erdogan z pewnością zrobi wszystko, by gazowy hub w Turcji powstał. Doskonale bowiem wie, że przyniesie on zyski gospodarcze, ale także podniesie rangę Turcji jako regionalnego mocarstwa, z którym wszyscy muszą się liczyć.

REKLAMA