Korwin-Mikke: Dobry Polak – słaby „obywatel”

Poseł Konfederacji Grzegorz Braun przerwał wykład w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie.
Poseł Konfederacji Grzegorz Braun przerwał wykład w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie. / foto: PAP
REKLAMA

WCzc. Grzegorz Braun wtargnął… – pardon: wkroczył z poselską interwencją – na wykład p.prof. Jana Grabowskiego i rozwalił Niemcom aparaturę nagłaśniającą. Od razu okrzyknięto go „barbarzyńcą” i człowiekiem niekulturalnym. Tymczasem człowiek zachowuje się tak, jak narzuca to otoczenie.

W Cesarstwie Niemieckim Adolf Hitler malowałby akwarele – w d***kracji zagrał rolę Führera. W porządnym państwie WCzc. Grzegorz Braun na tezy p. prof. Grabowskiego odpowiedziałby wycyzelowanymi kontrargumentami.

REKLAMA

Niestety, żyjemy w d***kracji, gdzie nikt (statystycznie…) by tych argumentów nie zrozumiał – a połamanie mikrofonu i zdemolowanie głośnika zrozumie każdy idiota. Ponieważ w d***kracji rządzi (tfu!) Większość, czyli idioci – kol. Braun użył języka dla nich zrozumiałego.

To nie on wymyślił d***krację. Ja też nie!

Zabrałem w tej sprawie głos w Sieci, pisząc (cytuję):

Ponieważ nie wiedziałem, kim jest p. Jan Grabowski, zajrzałem do Sieci (…). Dowiedziałem się od razu, że p. JG jest profesorem holokaustologii. Jest to bardzo wdzięczne zajęcie. Jak ktoś chce napisać o wymordowaniu mieszkańców Samarkandy przez Mongołów, to musi znaleźć jakieś źródła, coś odkryć, może nawet grzebać w brudnej ziemi. I zarobek marny, sponsorów ze świecą szukać.

Holokaustolodzy zaś po prostu piszą po raz setny to samo – innymi (czasem…) słowami – ale nikt nie ośmiela się odmówić pieniędzy na badania holokaustologiczne. Toteż zajmuje się nimi rzesza wnikliwych badaczy i kontrbadaczy. Tych drugich jest mniej, bo o sponsorów znacznie trudniej. Dlatego holokaustologom czasem ciężko znaleźć dyskutantów – i zmuszeni są udzielać wywiadów innym holokaustologom.

Już pierwszy taki wywiad podniósł mi brwi i resztki włosów. Oto p.Zofia Waślicka-Żmijewska, antropolożka i socjolożka, pyta: „o Żydach, polskich obywatelach, nie myśli się, że to też Polacy?” – a p.prof. JG odpowiada: „To jest coś niesłychanie bolesnego, także dla mnie osobiście. Ta plemienność, trybalność tego podejścia właściwie stoi w sprzeczności z czymś, o co większość z nas, demokratów, chciałaby walczyć, czyli poczucia przynależności opartego na obywatelskości”.

Mam tu dwie uwagi.

1. To nie my.

Od pierwszej chwili, gdy na jaw wyszły niemieckie mordy, mówiono o „mordowaniu Żydów”. Wątpię, by nawet jeden artykuł na tysiąc w amerykańskiej i innej prasie był tytułowany: „Wyszły na jaw mordy popełniane przez Niemców na polskich obywatelach”. Słusznie zresztą, bo Niemcy nie mordowali „polskich obywateli”, tylko „Żydów”.
Nikt na świecie „nie myślał o Żydach, polskich obywatelach, że to też Polacy”. Proszę więc mieć pretensje do wszystkich, a nie tylko do Polaków. Zresztą gdy ja zwróciłem parę lat temu uwagę, że to polscy obywatele, to nikt tej interpretacji nie podjął. Co najwyżej zauważano, słusznie zresztą, że ja to piszę dlatego, by pokazać, że odszkodowanie za ich śmierć należy się Polsce, a nie Izraelowi. Cóż – takie są konsekwencje stosowania kryterium obywatelstwa, a nie narodowości.

2. Czym jest „obywatel”?

Nie ma logicznego związku między „d***kracją” a „poczuciem przynależności opartym na obywatelskości”. Istnieje narodowa d***kracja, chrześcijańska d***kracja itd.

P. Profesor chce (jak większość – jak twierdzi – d***kratów) walczyć o to, by poczucie przynależności oparte było na byciu wyzyskiwanym przez wspólnego oprawcę – państwo. Cóż – p. prof. Jan Hartman walczy o to, by mężczyzna marzył, by rozkosznie drapała go broda innego mężczyzny – na jego nieszczęście u znacznej większości mężczyzn budzi to obrzydzenie, bo jest to sprzeczne z Naturą. To samo i tu. Związki krwi, plemienne, są naturalne, odbierane uczuciowo – drugi Polak spotkany w Patagonii budzi od razu życzliwe uczucia.

Z obywatelstwem tak nie jest. Gdy do Polski przyjechał pierwszy murzyński zawodowy piłkarz, p.Emanuel Olisadebe, część kibiców obrzucała go bananami. Gdy p.Aleksander Kwaśniewski, ówczesny prezydent, nadał mu polskie obywatelstwo, w niczym nie zmieniło to uczuć widzów – bo obywatelstwo jest tylko formalne. Po dwóch latach p.Olisadebe opuścił Polskę i chyba został obywatelem Grecji; czy z tego powodu kibice mieli zacząć obrzucać go tzatzikami? A potem znów wrócił do Nigerii – i gdyby przyjechał do Polski, to mamy szykować banany?

A należał do plemienia Anioma, czyli Igbo z Delty. Takim się urodził – i choćby państwo Nigeria przestało istnieć, to p.Olisadebe pozostanie Murzynem, Igbosem z Delty. Bo człowiekiem się rodzi – a obywatelem się bywa. Znałem człowieka, który był poddanym względnie obywatelem sześciu państw. Sam zresztą nie robił nic – to państwa się zmieniały. A on nadal był sobą.

Lewica tego nie rozumie – bo Lewica nie widzi człowieka, tylko jego dokumenty. A tam można wpisać wszystko.

(…)

Państwo jest tworem sztucznym, jest aparatem ucisku. Ja walczę o Polskę, kocham Polskę – a III Rzeczypospolitej nienawidzę. Jestem posłem – wybranym przez Polaków, by kontrolować tego potwora (na szczęście z dykty…), jakim jest III Rzeczpospolita Polska. To państwo chcę zniszczyć, sporą część jego urzędników wsadzić do więzień za gnojenie i okradanie Polaków – i zbudować Państwo Polskie, zapewniające wszystkim możliwie nieskrępowany rozwój. Wszystkim – nie tylko „Polakom”. Wszyscy mają mieć swoje prawa. Ale nie widzę powodu, by ktoś, kto mieszka w Polsce krócej niż 25 lat, miał mieć jakieś „prawa obywatelskie”. By je mieć, nie musi mówić po polsku – ale musi być zżyty z tą ziemią. A nie otrzymać jakiś papierek od urzędnika! (…)

Wiele razy pisałem w „NCz!”, że w sporze etatyzmu z nacjonalizmem opowiadam się po stronie nacjonalizmu. Jestem Polakiem i chcę być Polakiem – natomiast „obywatelstwo” to sprawa czysto formalna: zostając „obywatelem” jakiegoś państwa, uznaję jego prawa i związane z tym obowiązki – ale nie łączy się z tym ŻADNE uczucie.
I to jest ta różnica.

REKLAMA