Wołyń przed wojną. Józewski też miał zginąć

Henryk Józewski.
Henryk Józewski. / foto: domena publiczna
REKLAMA

Polityka realizowana na Wołyniu przez wojewodę Henryka Józewskiego, przy poparciu Marszałka Józefa Piłsudskiego, nie podobała się Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Osłabiała ona bowiem poparcie zamieszkujących Wołyń Ukraińców dla idei bezpardonowej walki o wolną Ukrainę i traktowania Polaków jako największych wrogów, których trzeba z ziem ukraińskich bezwzględnie usunąć. Niektórzy Polacy uważali jednak, że Józewski i tak robił za mało i za bardzo sprzyjał Ukraińcom.

Próby zakładania przez OUN komórek na Wołyniu były przez długi czas przez polską policję skutecznie paraliżowane. Penetrację Wołynia utrudniał nacjonalistom w znacznej mierze tzw. kordon sokalski. Ukraińcy nie mogli dzięki niemu wykorzystywać legalnych ukraińskich organizacji do rozpowszechniania swoich wpływów i budowy podglebia dla swoich celów.

REKLAMA

Ponadto na Wołyniu nie było – inaczej niż w Małopolsce Wschodniej – uczelni wyższych. W związku z tym na miejscu, w Łucku czy Równem, nie było ukraińskich studentów. Na nich zaś OUN w Małopolsce opierała swoją nielegalną działalność. Ukraińcy z Wołynia oczywiście studiowali, ale na uczelniach Warszawy. Nacjonaliści próbowali pozyskiwać ukraińskich gimnazjalistów i słuchaczy szkół działających w ramach Liceum Krzemienieckiego. Chcąc „obudzić” Wołyń, planowali też zamordowanie wojewody Józewskiego. Prewencyjne uderzenie polskiej policji uniemożliwiło im jednak wykonanie tego zadania.

Ukraińscy nacjonaliści od początku swojej działalności chcieli zbudować na Wołyniu swoje placówki i prowadzić antypolską działalność. Mieli jednak utrudnione zadanie. Na Wołyniu nie wolno było działać żadnym ukraińskim organizacjom mającym swoje centrale w Małopolsce Wschodniej. Władze polskie doskonale zdawały sobie sprawę, że stanowią one przykrywkę dla nacjonalistów, przy pomocy których Ukraińcy chcieli legalizować swoją działalność.

Stworzyły więc tzw. kordon sokalski, którego Ukraińcom z Małopolski nie wolno było przekraczać. Nie stanowił on oczywiście granicy sensu stricto. Był barierą prawną, uniemożliwiającą np. rejestrowanie na Wołyniu spółdzielni z Małopolski Wschodniej itp. Nie wolno było także kolportować legalnie małopolskiej prasy i innych wydawnictw.
Pierwszą akcję przeciwko OUN, a w zasadzie Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, która weszła w skład tej organizacji, polskie siły bezpieczeństwa przeprowadziły jesienią 1930 roku, rozbijając siatkę OUN w powiecie rówieńskim. Rok później policja rozbiła siatkę na terenie powiatów łuckiego i kowelskiego.

Jak zabić wojewodę?

W 1932 roku policja odnotowała tylko dwa działania, które można było zapisać na konto OUN. Rok później zdarzeń takich było szesnaście. W 1933 roku na konto OUN zapisano już sto różnych akcji, ale były to akcje małego kalibru i dotyczyły nielegalnego kolportażu prasy nacjonalistycznej przez gimnazjalną młodzież. Stało za nimi 20 chłopców i 11 dziewcząt, którym przyszło za to odpowiedzieć jesienią 1933 roku.

Według sprawozdania Urzędu Wojewódzkiego z listopada 1935 roku, na terenie Wołynia funkcjonowało 25 czynnych komórek OUN. Było to najprawdopodobniej 25 „piątek”, czyli razem około stu osób! Nie była to liczba imponująca, jeżeli weźmiemy pod uwagę cały potencjał ludnościowy Wołynia.

W przeciwieństwie do OUN w Małopolsce Wschodniej, OUN na Wołyniu w swoim początkowym okresie nie porywała się na dokonywanie aktów terrorystycznych. Koncentrowała się na pracy propagandowej, organizacyjnej i szkoleniowej. Na pierwsze zamachy OUN na Wołyniu porwała się w 1935 roku. Załatwiała nimi swoje wewnętrzne problemy, mordując dwóch prawosławnych księży, którzy odważyli się potępić ukraiński terroryzm.

W 1935 roku działacze OUN zaczęli przygotowywać zamach na wojewodę Józewskiego. Zamach ten nie był bynajmniej ich pomysłem, ale Stepana Bandery, który nie zdołał się nim zająć osobiście, bo został aresztowany po zamachu na ministra Pierackiego. Kierował nimi niejaki Aleksander Kuc. Czynił to jednak tak nieudolnie, że został aresztowany i skazany na sześć lat więzienia.

W 1935 roku w ręce polskiej policji wpadł też Rostysław Wołoszyn, jeden z czołowych działaczy OUN na Wołyniu, który pochodził ze wsi Jeziorany w powiecie dubieńskim. Wstąpił on do OUN na studiach i zaczynał dopiero swoją zbrodniczą karierę. Po jego aresztowaniu OUN na Wołyniu ograniczyła działalność terrorystyczną, koncentrując się na działaniach propagandowych. Nie znaczy to, że kolportowanie chociażby tylko prasy OUN, która na Wołyń była przemycana z Litwy, funkcjonariusze państwa polskiego mogli lekceważyć. Lektura „Surmy” czy „Rozbudowy Naciji” nie pozostawiała żadnych wątpliwości, do czego dąży Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Polacy byli w nich nazywani „okupantami”, „Lachami”, „kolonistami” czy „cudzoziemcami”.

Terminologia ta miała przekonać czytelników, że pobyt Polaków na Kresach nie jest czymś naturalnym, ale podtrzymywanym siłą. Z wielu publikacji wynikało też, że OUN na Wołyniu przygotowuje się do krwawej rozprawy z Polakami. Ideę tę popularyzowała nie tylko przez jakieś programowe deklaracje, ale także poprzez wiersze czy poematy.

Co miał myśleć o celach OUN polski policjant, który czytał:

„Hej, armaty! Niech zaryczą!
Stań w szeregu!
O te chaty podpalić!
Dynamitu pod »Orlęta« podłożyć!
Rozśpiewamy się pieśniami i święconymi nożami.
Porachujemy się z katami”.

Przyjdź Bohunie i Żeleźniaku

Konkretny program działania OUN zawierał wiersz: „Na zew rewolucyjnych fanfar”. Wzywał on Ukraińców:

„Natychmiast stańmy do boju!
Założymy oddział, partyzantkę!
Sojusznikiem nam będzie wiara,
Okrutność i zemsta przewodnikiem (…)
Z zemsty zrobimy czyn.
Wyrżniemy dzikie nasienie aż do korzenia.
Wypalimy gadom wnętrzności”.

Autor bądź autorka tego wiersza, zamieszczonego w „Surmie”, antycypowali to, co stało się na Wołyniu w 1943 roku. Jeszcze precyzyjniejszą zapowiedź, jak będzie wyglądała „Rewolucja Narodowa”, można było przeczytać w „Rozbudowie Naciji”. Jej autor pisał:

„Kiedy nadejdzie ten nowy, wielki dzień, będziemy bez litości. Nie będzie żadnego zawieszenia broni, nie powtórzy się ani perejasławska, ani hadziacka umowa – przyjedzie nowy Żeleźniak, nowy Gonta. Nie będzie miłosierdzia ani dla wielkiego, ani dla małego, a poeta zaśpiewa: I zarżnął ojciec syna. W wojnie trudno poznać winnego i niewinnego, czas jest tam drogi. (…) Tylko w morzu krwi, tylko bezwzględnością, tylko w jednym żelaznym szeregu i z jednym wodzem wywalczymy sobie prawa człowieka”. Tekst kończy się następującym wezwaniem: „Przyjdź, Bohunie! Przyjdź, Żelaźniaku, Gonto”.

Ukraińscy nacjonaliści w historii widzieli narzędzie mobilizujące masy. Na Wołyniu śladów historii, które OUN chciała wykorzystać w mobilizowaniu mas przeciwko Polsce, nie brakowało. Tu, pod Beresteczkiem, rozegrała się wielka bitwa, w której wojska polskie zatrzymały pochód wojsk Bohdana Chmielnickiego na Rzeczpospolitą.

Władze carskie w 1908 roku zbudowały tu klasztor „Kozackie Mogiły”, który nazwę swą wziął od tego, że złożono tu szczątki kozaków poległych pod Beresteczkiem. Już w początkach lat dwudziestych minionego wieku klasztor ten stał się miejscem pielgrzymek, w czasie dorocznych odpustów, które były wykorzystywane przez nacjonalistów do demonstracji antypaństwowych. Rozdawali oni uczestnikom pielgrzymek ulotki i wydawnictwa opiewające ukraińskich hajdamaków, którzy skąpali Ukrainę w lackiej krwi.

Aktywność propagandowa OUN w wielu polskich środowiskach budziła strach. Domagały się one zmiany nie tylko wojewody, ale także polityki polskiej na Wołyniu. W 1937 roku Stanisław Krasicki wydał broszurę zatytułowaną: „Polityka wojewody Józewskiego na Wołyniu w świetle faktów i cyfr”. Oskarżył w nim Józewskiego – jak pisze Włodzimierz Mędrzecki – że przez 10 lat uświadomił narodowo ludność miejscową poprzez:

„zakładanie szkół ukraińskich z językiem literackim ukraińskim, przez zukrainizowanie Cerkwi prawosławnej, przez założenie ukraińskiej partii politycznej WUO oraz innych stowarzyszeń o charakterze kulturalno- oświatowym, gospodarczym, z oddaniem steru w ręce importowanych Ukraińców emigrantów z Kijowszczyzny, przez niezwalczanie należyte wywrotowej działalności terrorystycznych partii ukraińskich na terenie Wołynia, przez zlikwidowanie wielkiej własności w ogóle, a polskiej w szczególności, przez podział polskiej ziemi z parcelacji prawie wyłącznie między miejscową ludność ukraińską, przez terroryzowanie społeczeństwa polskiego, rozbijanie jedności wśród niego, przez zniszczenie samorządu, oddanie go w ręce jednostek powolnych polityce wojewody”.

Do krytyków polityki Józewskiego należał zwłaszcza Kościół katolicki. Księża uważali, że wojewoda jest Ukraińcem z ducha. Twierdzili, że foruje on Cerkiew prawosławną, którą ukrainizuje. Ordynariusz diecezji bp Adolf Piotr Szelążek uważał, że wojewoda utrudnia rewindykację zabranych i przekształconych w cerkwie kościołów rzymskokatolickich, a także katolików przymuszonych przez carat do przyjęcia prawosławia.

W marcu 1938 roku Henryk Józewski został przeniesiony na stanowisko wojewody łódzkiego. Wojewodą wołyńskim został mianowany Aleksander Hauke-Nowak, który na wstępie swojego urzędowania oświadczył: „O zagadnieniu Wielkiej Ukrainy można mówić w Kijowie lub w Warszawie, lecz nie na Wołyniu, gdzie nie wolno tworzyć ukraińskiego Piemontu”.

Aleksander Hauke-Nowak był majorem dyplomowanym i należał do nieformalnego elitarnego klubu piłsudczyków. Był bowiem żołnierzem IV plutonu Pierwszej Kompanii Kadrowej i był człowiekiem Marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego, który uważał, że polityka na Kresach musi być podporządkowana wymogom wojska i obronności kraju.

Wołyński bastion

Polscy stratedzy uznali, że teren Wołynia sprzyja obronie oraz daje możliwość dokonania przeciwuderzeń rozcinających po linii północ-południe. Cały teren Wołynia podzielono na trzy sektory: pasywny, obrony stałej i obrony aktywnej. W strefie obrony aktywnej znalazło się dziewięć powiatów: dubieński, horochowski, kostopolski, koszyrski, kowelski, krzemieniecki, łucki, sarneński i zdołbunowski.

Stacjonowała tu większość jednostek Okręgu Korpusu o największym odsetku etatów wojennych. Jednostki te stanowiły pierwszorzutową osłonę granicy w przypadku niespodziewanej agresji sowieckiej. Granicę na odcinku wołyńskim obsadziły ponadto dwa pułki KOP. Powiaty nadbużańskie stanowiły obszar obrony stałej, a leżące po drugiej stronie Bugu, już na Lubelszczyźnie, stanowiły główny rezerwuar rezerwistów polskiego pochodzenia.

Plan operacyjny zakładał, że ze strefy obrony aktywnej, z rejonu Gór Krzemienieckich zostanie wyprowadzone kontruderzenie w celu odcięcia od zaplecza wojsk sowieckich atakujących Lwów. Ponadto na południowym Polesiu zlokalizowano rejony umocnione „Deraźne”, „Horyń” i „Bereźne”. Miały one opóźniać pochód wojsk sowieckich oraz ułatwiać wykonanie przeciwnatarć wzdłuż rzek Horyń i Słucz przez Samodzielną Grupę Operacyjną „Polesie”.

Zdaniem nowego wojewody, Aleksandra Hauke-Nowaka, głównym zagrożeniem dla polskich planów strategicznych na Wołyniu była ukraińska irredenta. Wstępem do jej pacyfikacji miała być akcja oczyszczająca. Wymierzona ona była zarówno w sympatyków komunizmu, jak i nacjonalistów z OUN. Do lipca 1939 roku aresztowano na Polesiu Wołyńskim około trzech tysięcy osób sympatyzujących z komunistami, z czego prawie dwa i pół tysiąca skazano.

Równocześnie w części południowej, po akcji sabotażowej na linii kolejowej w powiatach dubieńskim, łuckim, krzemienieckim, rówieńskim i zdołbunowskim, aresztowano około 700 sympatyków OUN. Działania te niewątpliwie przyczyniły się do uniemożliwienia wybuchu we wrześniu 1939 roku antypolskiego powstania, do którego szykowała się OUN.

REKLAMA