– Jestem gotów walczyć wspólnie z Rosjanami, ale tylko w jednym przypadku: jeśli choćby jeden obcy żołnierz naruszy nasze granice, by zabijać moich rodaków – mówił Alaksander Łukaszenka. Wyciekły dokumenty, z których dowiadujemy się, dlaczego miński reżim nie włączył się do inwazji na Ukrainie.
W ostatnim czasie nastąpił wyciek tajnych planów, z których wynika, że Alaksander Łukaszenka był gotów włączyć się do inwazji na Ukrainie w grudniu zeszłego roku.
Potem jednak białoruski dyktator zmienił zdanie i ostatnio stwierdził, że Rosja i Białoruś powinny były „rozwiązać kwestię” Ukrainy w latach 2014-2015, kiedy „nie miała ani armii, ani gotowości” do wojny.
Okazuje się, że w pewnym momencie Łukaszenka zdał sobie sprawę, że białoruska armia nie nadaje się do tego, by wysłać ją na front przeciwko Ukraińcom.
– Żołnierze zaczęli zadawać dowództwu dużą liczbę pytań, dlaczego powinni jechać do Ukrainy, dlaczego naród ukraiński nagle stał się naszym wrogiem – wyjawia Walerij Sakaszczyk, współpracownik Swiatłany Cichanouskiej oraz przedstawiciel Wspólnego Tymczasowego Gabinetu Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego Demokratycznej Białorusi.
– Ministerstwo Obrony próbowało zastraszyć wojsko, ale nic się nie stało. Organy KGB w prawie pełnej sile spędziły w wojsku niemal tydzień, szantażowały, zastraszały, rozmawiały z wojskiem, lecz nie przyniosło to skutku. Powiedzieli najwyższemu kierownictwu, że białoruska armia nie jest gotowa do prowadzenia działań bojowych w Ukrainie, więc rozkaz nie został wydany – dodał polityk.
Mimo wszystko Federacja Rosyjska korzysta z Białorusi w tej wojnie. Z terytorium państwa Łukaszenki wystrzeliwano w stronę Ukrainy rakiety, a ostatnio przewieziono tam także broń nuklearną jako straszak.