Petlura czy Bandera? A może ktoś jeszcze?

Stepan Bandera i Symon Petlura.
Stepan Bandera i Symon Petlura. / foto: domena publiczna (kolaż)
REKLAMA

W numerze 20 tygodnika „Sieci” Romuald Szeremietiew poświęca ciekawy tekst stosunkom polsko-ukraińskim („Ukraina – wygrywa Petlura”).

Zauważa, że w przeszłości „jak długo istniało państwo polskie, jego policja i wojsko, w tym Korpus Ochrony Pogranicza, panowano nad sytuacją i terroryści z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nie byli w stanie zagrozić porządkowi publicznemu II Rzeczypospolitej”. Równocześnie „współczesne państwo ukraińskie stanęło przed wyborem tradycji współpracy z Polską związanej z atamanem Petlurą (zawarł układ sojuszniczy z Polską w latach 20 minionego wieku – dop. Red.) albo linii polityki wrogiej Polsce, nawiązującej do Bandery” – pisze Autor i twierdzi, że mamy „wiele przesłanek wskazujących, że rysująca się bliska współpraca Polski z Ukrainą ma solidne podstawy i możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość”, bo „niepodległa Ukraina to partner, z którym współpraca Polski może zagwarantować bezpieczeństwo Europie Środkowo-Wschodniej”.

REKLAMA

Romuald Szeremietiew zauważa wprawdzie, że „może znaleźć się ktoś, kto będzie twierdził, że Ukraińcy nie wyrzekną się nienawiści do Polski, a po wygranej z Rosją zwrócą się przeciwko nam” – ale jest to, zdaniem Autora, „mało prawdopodobne”. Rozbierzmy sobie z należytą uwagą te konstatacje.

Suwerenność kiedyś i dziś

II Rzeczpospolita była państwem suwerennym, nie podporządkowanym Berlinowi w takim stopniu, w jakim dzisiejsza III Rzeczpospolita podporządkowana jest – via Bruksela – polityce niemieckiej. Toteż analogie typu: przedwojenne relacje polsko-ukraińskie, a relacje dzisiejsze należy stosować ze szczególną powściągliwością i ostrożnością.

III Rzeczpospolita nie jest państwem suwerennym – akces do Unii amputował nam ogromną część suwerenności. Wystarczy zauważyć, że 80 procent naszego ustawodawstwa bierze się z brukselskich dyrektyw, bez zgody Berlina nie możemy nawet uzdrowić sądownictwa, osławiony TSUE soli nam przykładne kary wedle swego politycznego widzimisię, subwencje z UE uzależnione są od rujnującej polityki ekoenergetycznej, a ostatnio przeprowadzono w UE procedurę zaciągania pożyczek przez Brukselę (mówimy: Bruksela – myślimy: Berlin) i nakładania podatków – bez pytania o zgodę władz poszczególnych krajów członkowskich… Przed wojną „panowaliśmy nad sytuacją” w relacjach z Ukraińcami – jak pisze Szeremietiew – ale tylko dlatego, że byliśmy jeszcze państwem suwerennym.

Dziś też posiadamy policję, wojsko i Straż Graniczną (a nawet więcej służb tajnych niż przed wojną), ale państwem suwerennym już nie jesteśmy. Złudzenia kłamstwa o suwerenności władze czerpią obecnie z amerykańskiego poparcia, ale i ono kosztuje pewną rezygnację z suwerenności – przypomnijmy rezygnację z jej części w sprawie nowelizacji ustawy o IPN, w sprawie TVN (dwa razy!) czy w sprawie dyplomatycznego milczenia wobec aktu JUST. Autor tekstu w „Sieci” powinien dostrzegać, że różnice między suwerennością II Rzeczypospolitej a obecnej aż kłują w oczy!

Jednak Bandera

„Współczesne państwo ukraińskie stanęło przed wyborem tradycji petlurowskiej albo banderowskiej” – pisze Szeremietiew. Nie – państwo ukraińskie już wybrało tradycję banderowską! Do niej jak dotąd odwołuje się – wcale nie obiecując, że w przyszłości odwoła się do tradycji petlurowskiej.

Co więcej: nie wydaje się, by po zakończeniu działań wojennych – czy to rozejmem z utratą Donbasu i Krymu, czy z odzyskaniem tych obszarów – Ukraina stała się państwem suwerennym! Będzie od tej suwerenności jeszcze dalsza niż dzisiejsza Polska.

Zniszczona, wręcz zrujnowana, potrzebująca dziś 4 miliardów dolarów z zagranicy, by utrzymać swą biurokrację państwową… Z oligarchami własnymi, prawdziwymi feudałami – i feudałami zagranicznymi… Po zawieszeniu broni rzucą się na Ukrainę „inwestorzy” jak padlinożercy – a nie wydaje się, żeby polscy przedsiębiorcy mieli dość kapitałów, by konkurować z „inwestorami” niemieckimi, amerykańskimi czy żydowskimi.

Wdzięczność Ukraińców za polską pomoc nie będzie miała większego znaczenia, bo „wdzięczność” nie jest kategorią polityczną – jest nią walka interesów. Alianci byli nam bardzo wdzięczni za nasz wkład w wysiłek wojenny, ale sprzedali nas jak cielaka na jarmarku w Jałcie; podczas wojny wietnamskiej Amerykanie byli bardzo wdzięczni Diemowi, ale sprzedali go bez skrupułów komunistom…

Sterowani przez lobbies

Wbrew temu, co twierdzi Szeremietiew, wcale nie ma „wielu przesłanek, by twierdzić, że rysująca się bliska współpraca Polski z Ukrainą ma solidne przesłanki i możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość”. Tych przesłanek nie ma ani wielu, ani nie są solidne.

„Niepodległa Ukraina to partner, z którym współpraca Polski może zagwarantować bezpieczeństwo Europie Środkowo-Wschodniej” – pisze dalej Autor. Zapytam: czy jakakolwiek współpraca dwóch jaskrawo niesuwerennych państw może cokolwiek gwarantować Europie Środkowo-Wschodniej?

Raczej obydwa te niesuwerenne państwa będą rozgrywane politycznie i ekonomiczne przez Niemcy, Amerykę, wspólnotę żydowskich lobbies politycznych istniejących w różnych krajach i kogo tam jeszcze, a w takich rozgrywkach zasada „dziel i rządź” odgrywa ważną rolę. Hipotetyczna, przyszła jedność polsko-ukraińska może więc łatwo ustąpić miejsca sprzecznościom, ostremu podziałowi interesów.

Czynnik żydowski jest tu nie do pominięcia. Rząd Zełenskiego to już drugi rząd ukraiński z premierem pochodzenia żydowskiego. Zełenski, o czym wiadomo przecież, jest politycznym instrumentem Igora Kołomojskiego, szefa żydowskiej diaspory (ok. 300 tysięcy, przed emigracją wojenną, której rozmiary nie są dokładnie znane), a zarazem szefa Żydowskiego Parlamentu Europejskiego afiliowanego przy Unii Europejskiej… Ten parlament żydowski stawia sobie za cel – cytuję statut – „dbanie o interesy Żydów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej”. Uwaga: ustawa JUST zobowiązuje każdorazowe władze amerykańskie…

Poza tym: ataman Semen Petlura został zamordowany w Paryżu, gdzie przebywał na emigracji, przez ukraińskiego Żyda, uniewinnionego (!) przez sąd – tłumaczył się, że zabił Petlurę z zemsty za jego antysemityzm… Czy aby marzenie Romualda Szeremietiewa, by kult Bandery zastąpić na Ukrainie szacunkiem dla Petlury, nie jest w tej sytuacji naiwnym wishfull thinking (myśleniem życzeniowym)? Kołomojski ze swym żydowskim parlamentem w Brukseli zgodzi się na to?… A przecież i niesuwerenna Polska, i jeszcze mniej suwerenna Ukraina będą podlegać politycznej rozgrywce z udziałem UE, więc Brukseli, więc Berlina!

Interesy przede wszystkim!

Nie sadzę, aby dzisiejsi Ukraińcy nienawidzili Polaków i z tego powodu zwrócili się przeciwko nam w przyszłości tak, jak podczas holokaustu na Wołyniu. Ale interesy – zwłaszcza „rozgrywających” – mogą być powodem zmiany politycznego kursu władz Ukrainy, bez względu na narodowe sentymenty czy resentymenty. Berlin może stać się „przyjacielem niesuwerennej Ukrainy”, przyjętej do UE, pozostając nadal poplecznikiem Rosji. Czyż ukraińscy działacze niepodległościowi – Konowalec, Melnyk, Bandera i inni – nie byli finansowani przez niemiecki wywiad wojskowy? Trudno mi więc „wyrazić przekonanie, że napaść rosyjska na Ukrainę ostatecznie przesądziła na rzecz kierunku propolskiego w polityce Kijowa” (jak uważa Romuald Szeremietiew). Bo ten Kijów po wojnie nie będzie suwerenny. Jeszcze mniej niż Polska dzisiaj.

Romuald Szeremietiew ani zająknął się w swym tekście o problemie 1,5-2 mln. Ukraińców przebywających w Polsce: a to przecież problem polityczny w pełnym wymiarze (vide: prawa mniejszości, forsowane przez Brukselę, to tylko fragment tego problemu!) i problem finansowy.

REKLAMA