Zwycięska kampania europejska

Janusz Korwin-Mikke.
Janusz Korwin-Mikke. / foto: PAP
REKLAMA

Z okazji wydania pierwszej całościowej biografii Ojca Założyciela polskiego ruchu konserwatywno-liberalnego w końcu po wielu latach wspominamy poważny, bo przełamujący impas, sukces wolnościowców. Jak się okazało, wyciągane wtedy przez media kontrowersyjne wypowiedzi Korwin-Mikkego nie przeszkodziły w odniesieniu sukcesu; a może nawet w tym pomogły…?

29 kwietnia 2014 roku, w Warszawie odbyła się konwencja wyborcza Nowej Prawicy, na której przedstawiono założenia programowe partii w zbliżających się kolejnych eurowyborach. Streszczały się one w kryptonimie WOLF: „W” jak wyśmiewanie i wytykanie unijnych absurdów; „O” jak obserwowanie polskiego rządu i jak obstrukcja nowego unijnego prawa; „L” jak likwidacja zbędnych unijnych przepisów; „F” jak fsadzanie do więzienia skorumpowanych polityków. W czasie konwencji kandydujący z Górnego Śląska Janusz Korwin-Mikke powiedział, że „celem Nowej Prawicy jest dokonanie kontrrewolucji i radykalna zmiana tego, co jest, czyli celem jest powrót do normalności”.

REKLAMA

Domagał się też przywrócenia zasad cywilizacji europejskiej, która była według niego sprzeczna z cywilizacją unijną: „Według zasady europejskiej mordercę się wieszało. Według unijnej jest zakaz kary śmierci. Według zasady europejskiej, kto nie pracuje, ten nie je. Według unijnej są zasiłki dla niepracujących. Cywilizacja unijna jest odwrotnością europejskiej”.

Jeszcze dosadniej o swoim stosunku do Unii Europejskiej Korwin-Mikke wypowiedział się w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Do Rzeczy”. Nawiązując do wypowiedzi Güntera Verheugena, w której ten unijny komisarz straszył siłami prawicowymi chcącymi zniszczyć 60 lat dorobku wspólnotowego, prezes KNP potwierdził, że faktycznie zamierza to uczynić, a twórców tej różowej zgnilizny – jak się wyraził – „wytarzać w smole i perzu, a następnie przegonić ulicami Brukseli”. Natomiast budynek Komisji Europejskiej doradził sprzedać i przerobić na dom publiczny, gdyż jego zdaniem świetnie się do tego nadaje.

Bardzo krytycznie o motywach uczestnictwa Korwin-Mikkego w eurowyborach wypowiedział się publicysta tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha: „Ja sam robiłem jakieś trzy tygodnie przed wyborami wywiad z Januszem Korwin-Mikkem i tam próbowałem się od niego dowiedzieć, czym on będzie się zajmować w Parlamencie Europejskim. A on potrafił powiedzieć tylko tyle, że on w ogóle niczym się nie będzie zajmował, tylko będzie mówił, bo – jak wiadomo – parlament jest od mówienia. Ale jednocześnie twierdzi, że on rozwali Parlament Europejski. Czyli tak jakby kompletnie ignorował istnienie formalnych reguł, które rządzą tym ciałem. Bo można przecież dążyć do tego, żeby zmienić jego znaczenie, zmienić jego sposób działania, ale trzeba to zrobić w ramach istniejących reguł gry. Bo jeżeli nie, to w jaki sposób Janusz Korwin-Mikke rozwali Parlament Europejski? Wejdzie tam z bejsbolem w czasie pierwszego posiedzenia i zacznie walić tym bejsbolem po pulpitach? Przecież zostałby zamknięty w wiadomej instytucji. To są właśnie paradoksy jego istnienia. Wszystko wygląda ładnie i logicznie, jeżeli człowiek jest w prezesa zapatrzony, ale jak się trochę oddali i zdobędzie się na trochę zdrowego dystansu, to widać, że to są zupełnie wyabstrahowane od rzeczywistości oddzielne konstrukty, których nie da się w żaden sposób wprowadzić w życie”.

Podczas trwania kampanii w górnośląskich miastach prezes KNP wielokrotnie podkreślał, że chce za unijne pieniądze tę Unię krytykować i wyśmiewać, a sprzedajnych urzędników Komisji Europejskiej wtrącić do kryminału. Pytany przez wyborców, czy załatwi coś dla Śląska, powoływał się na casus europosła i przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, który nic nie załatwił dla swojego regionu nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że nie mógł. Deklarował natomiast, że wbrew Unii Europejskiej i promowanemu przez nią programowi Zielonego Ładu jest przeciwko likwidacji kopalń węgla kamiennego. Podkreślił jednak, że konieczna jest ich prywatyzacja.

Kampanię do europarlamentu lider konserwatywnych liberałów prowadził nie tylko w swoim okręgu do głosowania, lecz także w innych, wspierając kandydatów KNP. W Toruniu spotkanie wyborcze zorganizowano w hotelu Bulwar. Przybyło na nie tak dużo osób, że sala, w której miało się odbyć, nie mogła pomieścić wszystkich chętnych. W związku z tym zostało ono przeniesione na zewnątrz i Korwin-Mikke przemawiał do zebranych ze schodów pożarowych.

W pierwszych dniach maja udał się natomiast do Londynu i kilku innych miast Wielkiej Brytanii, gdzie wziął udział w spotkaniach z Polonią. Konrad Berkowicz relacjonował: „W Londynie miałem takie wrażenie, że przychodzimy, a tam się nie da wejść do wynajętego na spotkanie lokalu. Lokal okazał się zbyt mały, pewnie dlatego, że organizatorzy też się nie spodziewali, że na Wyspach tak dużo ludzi przyjdzie. Mógł pomieścić 100-150 ludzi, trudno mi ocenić, natomiast już jakiś czas przed spotkaniem ciężko było tam wejść. I wchodząc, też miałem to przyjemne wrażenie, że ludzie za granicą nas znają i popierają. Już kiedy wchodziliśmy i przeciskaliśmy się przez tych ludzi, to oni nam podawali ręce. (…) To, co fajnego się wydarzyło w Londynie to to, że ludzie się nie zmieścili. Nie wiem, ilu ludzi odbiło się od klamki i zrezygnowało, widząc, że nie może wejść do klubu. I kiedy weszliśmy, i stanęliśmy przed tymi ludźmi, którzy tłoczyli się, ktoś pół żartem rzucił hasło, że w takim razie można pójść do parku. Janusz Korwin-Mikke to usłyszał i mówił sobie pod nosem: »Do parku, do parku… To jest dobry pomysł! Idziemy do parku!«. Wszyscy zaczęli bić brawo, pojawił się fajny entuzjazm. I szliśmy tą chmarą ludzi, przeszliśmy przez jezdnię i weszliśmy do parku. To było jedno z bardziej oryginalnych spotkań, na których byłem”. Poseł Dobromir Sośnierz zaznaczył, że to, iż Korwin-Mikke przemawiał w parku, mogło wzbudzić większą sensację, bo „gdyby przemawiał w czterech ścianach polskiego klubu, to pewnie Brytyjczycy nawet by się o tym nie dowiedzieli. A dzięki temu, że było to na otwartym wybiegu, to przechodnie też się tym interesowali, zatrzymywali się z zaciekawieniem, a Korwin powiedział nawet do nich kilka słów po angielsku. Choć generalnie i tak impreza była ograniczona do grona polskich emigrantów, więc tak naprawdę było to robienie z igieł wideł, bo zasięg rażenia Korwin-Mikkego w Wielkiej Brytanii jest mimo wszystko minimalny i nie wiem, po co oni w ten sposób kreują go na męczennika”.

Zwyżka notowań KNP w sondażach partii politycznych wywołała histeryczną reakcję mediów i to zarówno tych lewicowych, jak i prawicowych. Redaktor Tomasz Lis na łamach „Newsweeka”, nie przebierając w słowach, nazwał Janusza Korwin-Mikkego pajacem, homofobem, mizoginistą i softfaszystą. Mimo nieskrywanej niechęci do prezesa KNP uważał, iż to on przejmie elektorat protestu, którego trybunami byli wcześniej Tymiński, Lepper czy Palikot. Ostrzegał też przed rosnącym w Europie populizmem, personifikowanym według niego przez Nigela Farage’a, Marine Le Pen i Gerta Wildersa. Do tego grona miał też zdaniem redaktora „Newsweeka” dołączyć Korwin-Mikke.

Z kolei „Gazecie Polskiej” ciągle poszukującej „ruskich agentów i prorosyjskich tub Putina” Korwin-Mikke naraził się stwierdzeniem o słuszności aneksji Krymu przez Rosję oraz wezwaniem rządu III RP do ścisłej neutralności w tej kwestii. Zgodne z interesami rosyjskiej ambasady były też zdaniem felietonisty „Gazety Polskiej” Piotra Lisiewicza wypowiedzi prezesa KNP przeczące wierze w zamach smoleński.

Natomiast Marcin Horała w należącym do braci Karnowskich portalu wGospodarce.pl ubolewał, że Korwin-Mikke odbierze część głosów organizacjom politycznym chcącym dokonać naprawy kraju. Stwierdzał też, że prezes KNP, który nie cieszył się przychylnością mainstreamowych publikatorów, jest produktem doskonale przystosowanym do wymogów nowych mass mediów: „Świat, w którym rządzi infotainment, klikalność i filmiki nie dłuższe niż dwie minuty. Obowiązuje zasada »wyróżnij się lub giń«. A trudno wyróżnić się bardziej od Korwina. Na Fejsie nikt nie podlinkuje jakiegoś nudnego ględzenia Gowina lub Schetyny, a greps Korwina – jak najbardziej”.

Innym wytłumaczeniem wzrostu poparcia dla KNP było według polityka PiS-u to, że dla młodych wyborców Korwin-Mikke był osobą nieco zagadkową. Nie znali oni jego przeszłości, chimer i ekstrawagancji: „W każdym kolejnym roczniku gimnazjalistów, licealistów i studentów są spore grupy potencjalnie podatne na korwinizm i Korwin je zawsze na bieżąco eksploatował rabunkowo i zużywał. Poprzez kilka lat chudych nie zaistniał w ich świadomości, więc i nie wyeksploatował i narosła kumulacja potencjału”.

Kontrowersje wokół osoby prezesa KNP pogłębiły się, gdy ten opowiedział się za odebraniem kobietom czynnego prawa wyborczego (chciał im pozostawić tylko bierne prawo wyborcze). Na kilka dni przed elekcją do europarlamentu Janusz Korwin-Mikke spotkał się w programie „Kropka nad i” w TVN24 z eurodeputowanym Partii Razem Pawłem Kowalem.

Kowal, nawiązując do wyemitowanych przez Telewizję Polską spotów swojej partii, powiedział, że stanowią aluzję do słów prezesa KNP, w których tenże domagał się odebrania praw wyborczych kobietom. Zaznaczył też, że on się z takimi poglądami nie zgadza. Korwin-Mikke, tłumacząc swoje zdanie w tej sprawie, zareplikował następująco: „Jestem wielbicielem pani Thatcher, która była przeciwniczką prawa do głosowania przez kobiety, ponieważ została wybrana przez właściwie męskie kierownictwo partii konserwatywnej. Z punktu widzenia kobiety, która chce być w polityce, lepiej byłoby, żeby kobiety nie głosowały”. Chcąc jeszcze bardziej dociąć prezesowi KNP, Kowal przypomniał, że w książce „Vademecum ojca” radził on młodym mężczyznom, żeby w razie kłopotów rodzinnych zgwałcili żonę. Korwin-Mikke odpowiedział na to: „Gdyby pan się znał na kobietach, to by pan wiedział, że zawsze się troszeczkę gwałci (…). One zawsze trochę udają, że pewien opór stawiają i to jest normalne (…). Trzeba wiedzieć, kiedy można, a kiedy nie można”. W czasie dyskusji prowadząca program Monika Olejnik zarzuciła też liderowi KNP konstatację, że Hitler nic nie wiedział o eksterminacji Żydów. Korwin-Mikke oponował, prostując zniekształconą przez redaktorkę TVN24 swoją wypowiedź, która miała brzmieć, że nie ma dowodów na to, iż Hitler wiedział o Holokauście.

Niezamierzonym efektem udziału prezesa KNP w programie „Kropka nad i” były dwa pozwy sądowe w trybie wyborczym. Pierwszy złożony przez Annę Kubicę (Twój Ruch) oskarżał Janusza Korwin-Mikkego o podżeganie do gwałtu i pochwalanie pedofilii. Drugi zarzut odnosił się do tekstu lidera KNP pt. „Seksmisjonarki” zamieszczonego na stronie Korwin-Mikke.pl, który zawierał następujące słowa: „Z tym, że osobiście wolałbym, by moja córka trafiła w łapy pedofila (pedofila – nie gwałciciela), który po pupie poklepie, biuścik pomaca, może popieści i pocałuje – niż poszła na taką lekcję (wychowania seksualnego w szkole). Bo po zetknięciu z pedofilem pozostanie cenne uczucie wstydu i napięcie erotyczne – a po takiej lekcji bezpowrotnie utraciłaby zdolność kochania”.

Stołeczna prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo w sprawie wyżej wymienionych wypowiedzi prezesa KNP po wcześniejszym wysłuchaniu jego wyjaśnień. Korwin-Mikke zeznał, że jego zamiarem nie było namawianie do pedofilii ani pochwalanie łamania prawa w tym zakresie. Natomiast swoje słowa o gwałcie nazwał opinią o relacjach między kobietami i mężczyznami. Również drugi pozew złożony przez partię Polska Razem w sprawie wypowiedzi prezesa KNP o Holokauście został przez Sąd Okręgowy w Warszawie oddalony. Sąd uznał, że stwierdzenie Korwin-Mikkego nie jest agitacją wyborczą w rozumieniu przepisów prawa.

Na tym nie zakończyły się reperkusje związane z udziałem Janusza Korwin-Mikkego w programie „Kropka nad i”, ponieważ głos w sprawie wypowiedzi prezesa KNP zabrał ponownie premier Donald Tusk: „To, co Korwin-Mikke opowiada o polskich kobietach, to jest naprawdę przestępstwo. A poza tym jest to ohydne, nie ma nic wspólnego z polityką. Ja człowiekowi, który ma takie wyobrażenie kobiety, ręki nie podam”.

Mimo sporych zawirowań tuż przed elekcją do Parlamentu Europejskiego 25 maja 2014 roku KNP udało się przekroczyć próg wyborczy. Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego zajęła czwarte miejsce z wynikiem 7,15 proc. (505 586 głosów). Jej prezes z rezultatem 67 928 głosów uzyskał mandat z Górnego Śląska. Wśród powyborczych komentarzy zwrócił uwagę tekst pt. „Młode, wściekłe, wolne feniksy” zamieszczony w „Gazecie Wyborczej”. Należący do pokolenia 25-27-latków autor wyjaśnia w nim powody głosowania na KNP najmłodszej grupy wyborców, która w największej liczbie oddała swe głosy na tę partię. Nie znalazły się wśród nich – wbrew powszechnym opiniom – takie sprawy jak odebranie praw do głosowania kobietom czy monarchia, lecz te dotyczące np. roli państwa, które „okrada” swoich obywateli, odbierając im w formie podatków lwią część ich zarobków i decydując o ich zdrowiu, edukacji oraz emeryturach. Środkami tymi powinien bowiem dysponować każdy zgodnie ze swoimi potrzebami.

Domagał się też przywrócenia zasad cywilizacji europejskiej, która była według niego sprzeczna z cywilizacją unijną: „Według zasady europejskiej mordercę się wieszało. Według unijnej jest zakaz kary śmierci. Według zasady europejskiej, kto nie pracuje, ten nie je. Według unijnej są zasiłki dla niepracujących. Cywilizacja unijna jest odwrotnością europejskiej”.

Jeszcze dosadniej o swoim stosunku do Unii Europejskiej Korwin-Mikke wypowiedział się w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Do Rzeczy”. Nawiązując do wypowiedzi Güntera Verheugena, w której ten unijny komisarz straszył siłami prawicowymi chcącymi zniszczyć 60 lat dorobku wspólnotowego, prezes KNP potwierdził, że faktycznie zamierza to uczynić, a twórców tej różowej zgnilizny – jak się wyraził – „wytarzać w smole i perzu, a następnie przegonić ulicami Brukseli”. Natomiast budynek Komisji Europejskiej doradził sprzedać i przerobić na dom publiczny, gdyż jego zdaniem świetnie się do tego nadaje.

Bardzo krytycznie o motywach uczestnictwa Korwin-Mikkego w eurowyborach wypowiedział się publicysta tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha: „Ja sam robiłem jakieś trzy tygodnie przed wyborami wywiad z Januszem Korwin-Mikkem i tam próbowałem się od niego dowiedzieć, czym on będzie się zajmować w Parlamencie Europejskim. A on potrafił powiedzieć tylko tyle, że on w ogóle niczym się nie będzie zajmował, tylko będzie mówił, bo – jak wiadomo – parlament jest od mówienia. Ale jednocześnie twierdzi, że on rozwali Parlament Europejski. Czyli tak jakby kompletnie ignorował istnienie formalnych reguł, które rządzą tym ciałem. Bo można przecież dążyć do tego, żeby zmienić jego znaczenie, zmienić jego sposób działania, ale trzeba to zrobić w ramach istniejących reguł gry. Bo jeżeli nie, to w jaki sposób Janusz Korwin-Mikke rozwali Parlament Europejski? Wejdzie tam z bejsbolem w czasie pierwszego posiedzenia i zacznie walić tym bejsbolem po pulpitach? Przecież zostałby zamknięty w wiadomej instytucji. To są właśnie paradoksy jego istnienia. Wszystko wygląda ładnie i logicznie, jeżeli człowiek jest w prezesa zapatrzony, ale jak się trochę oddali i zdobędzie się na trochę zdrowego dystansu, to widać, że to są zupełnie wyabstrahowane od rzeczywistości oddzielne konstrukty, których nie da się w żaden sposób wprowadzić w życie”.

Podczas trwania kampanii w górnośląskich miastach prezes KNP wielokrotnie podkreślał, że chce za unijne pieniądze tę Unię krytykować i wyśmiewać, a sprzedajnych urzędników Komisji Europejskiej wtrącić do kryminału. Pytany przez wyborców, czy załatwi coś dla Śląska, powoływał się na casus europosła i przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, który nic nie załatwił dla swojego regionu nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że nie mógł. Deklarował natomiast, że wbrew Unii Europejskiej i promowanemu przez nią programowi Zielonego Ładu jest przeciwko likwidacji kopalń węgla kamiennego. Podkreślił jednak, że konieczna jest ich prywatyzacja.

Kampanię do europarlamentu lider konserwatywnych liberałów prowadził nie tylko w swoim okręgu do głosowania, lecz także w innych, wspierając kandydatów KNP. W Toruniu spotkanie wyborcze zorganizowano w hotelu Bulwar. Przybyło na nie tak dużo osób, że sala, w której miało się odbyć, nie mogła pomieścić wszystkich chętnych. W związku z tym zostało ono przeniesione na zewnątrz i Korwin-Mikke przemawiał do zebranych ze schodów pożarowych. W pierwszych dniach maja udał się natomiast do Londynu i kilku innych miast Wielkiej Brytanii, gdzie wziął udział w spotkaniach z Polonią. Konrad Berkowicz relacjonował: „W Londynie miałem takie wrażenie, że przychodzimy, a tam się nie da wejść do wynajętego na spotkanie lokalu. Lokal okazał się zbyt mały, pewnie dlatego, że organizatorzy też się nie spodziewali, że na Wyspach tak dużo ludzi przyjdzie. Mógł pomieścić 100-150 ludzi, trudno mi ocenić, natomiast już jakiś czas przed spotkaniem ciężko było tam wejść. I wchodząc, też miałem to przyjemne wrażenie, że ludzie za granicą nas znają i popierają. Już kiedy wchodziliśmy i przeciskaliśmy się przez tych ludzi, to oni nam podawali ręce. (…) To, co fajnego się wydarzyło w Londynie to to, że ludzie się nie zmieścili. Nie wiem, ilu ludzi odbiło się od klamki i zrezygnowało, widząc, że nie może wejść do klubu. I kiedy weszliśmy, i stanęliśmy przed tymi ludźmi, którzy tłoczyli się, ktoś pół żartem rzucił hasło, że w takim razie można pójść do parku. Janusz Korwin-Mikke to usłyszał i mówił sobie pod nosem: »Do parku, do parku… To jest dobry pomysł! Idziemy do parku!«. Wszyscy zaczęli bić brawo, pojawił się fajny entuzjazm. I szliśmy tą chmarą ludzi, przeszliśmy przez jezdnię i weszliśmy do parku. To było jedno z bardziej oryginalnych spotkań, na których byłem”. Poseł Dobromir Sośnierz zaznaczył, że to, iż Korwin-Mikke przemawiał w parku, mogło wzbudzić większą sensację, bo „gdyby przemawiał w czterech ścianach polskiego klubu, to pewnie Brytyjczycy nawet by się o tym nie dowiedzieli. A dzięki temu, że było to na otwartym wybiegu, to przechodnie też się tym interesowali, zatrzymywali się z zaciekawieniem, a Korwin powiedział nawet do nich kilka słów po angielsku. Choć generalnie i tak impreza była ograniczona do grona polskich emigrantów, więc tak naprawdę było to robienie z igieł wideł, bo zasięg rażenia Korwin-Mikkego w Wielkiej Brytanii jest mimo wszystko minimalny i nie wiem, po co oni w ten sposób kreują go na męczennika”.

Zwyżka notowań KNP w sondażach partii politycznych wywołała histeryczną reakcję mediów i to zarówno tych lewicowych, jak i prawicowych. Redaktor Tomasz Lis na łamach „Newsweeka”, nie przebierając w słowach, nazwał Janusza Korwin-Mikkego pajacem, homofobem, mizoginistą i softfaszystą. Mimo nieskrywanej niechęci do prezesa KNP uważał, iż to on przejmie elektorat protestu, którego trybunami byli wcześniej Tymiński, Lepper czy Palikot. Ostrzegał też przed rosnącym w Europie populizmem, personifikowanym według niego przez Nigela Farage’a, Marine Le Pen i Gerta Wildersa. Do tego grona miał też zdaniem redaktora „Newsweeka” dołączyć Korwin-Mikke.

Z kolei „Gazecie Polskiej” ciągle poszukującej „ruskich agentów i prorosyjskich tub Putina” Korwin-Mikke naraził się stwierdzeniem o słuszności aneksji Krymu przez Rosję oraz wezwaniem rządu III RP do ścisłej neutralności w tej kwestii. Zgodne z interesami rosyjskiej ambasady były też zdaniem felietonisty „Gazety Polskiej” Piotra Lisiewicza wypowiedzi prezesa KNP przeczące wierze w zamach smoleński.

Natomiast Marcin Horała w należącym do braci Karnowskich portalu wGospodarce.pl ubolewał, że Korwin-Mikke odbierze część głosów organizacjom politycznym chcącym dokonać naprawy kraju. Stwierdzał też, że prezes KNP, który nie cieszył się przychylnością mainstreamowych publikatorów, jest produktem doskonale przystosowanym do wymogów nowych mass mediów: „Świat, w którym rządzi infotainment, klikalność i filmiki nie dłuższe niż dwie minuty. Obowiązuje zasada »wyróżnij się lub giń«. A trudno wyróżnić się bardziej od Korwina. Na Fejsie nikt nie podlinkuje jakiegoś nudnego ględzenia Gowina lub Schetyny, a greps Korwina – jak najbardziej”.

Innym wytłumaczeniem wzrostu poparcia dla KNP było według polityka PiS-u to, że dla młodych wyborców Korwin-Mikke był osobą nieco zagadkową. Nie znali oni jego przeszłości, chimer i ekstrawagancji: „W każdym kolejnym roczniku gimnazjalistów, licealistów i studentów są spore grupy potencjalnie podatne na korwinizm i Korwin je zawsze na bieżąco eksploatował rabunkowo i zużywał. Poprzez kilka lat chudych nie zaistniał w ich świadomości, więc i nie wyeksploatował i narosła kumulacja potencjału”.

Kontrowersje wokół osoby prezesa KNP pogłębiły się, gdy ten opowiedział się za odebraniem kobietom czynnego prawa wyborczego (chciał im pozostawić tylko bierne prawo wyborcze). Na kilka dni przed elekcją do europarlamentu Janusz Korwin-Mikke spotkał się w programie „Kropka nad i” w TVN24 z eurodeputowanym Partii Razem Pawłem Kowalem.

Kowal, nawiązując do wyemitowanych przez Telewizję Polską spotów swojej partii, powiedział, że stanowią aluzję do słów prezesa KNP, w których tenże domagał się odebrania praw wyborczych kobietom. Zaznaczył też, że on się z takimi poglądami nie zgadza. Korwin-Mikke, tłumacząc swoje zdanie w tej sprawie, zareplikował następująco: „Jestem wielbicielem pani Thatcher, która była przeciwniczką prawa do głosowania przez kobiety, ponieważ została wybrana przez właściwie męskie kierownictwo partii konserwatywnej. Z punktu widzenia kobiety, która chce być w polityce, lepiej byłoby, żeby kobiety nie głosowały”. Chcąc jeszcze bardziej dociąć prezesowi KNP, Kowal przypomniał, że w książce „Vademecum ojca” radził on młodym mężczyznom, żeby w razie kłopotów rodzinnych zgwałcili żonę. Korwin-Mikke odpowiedział na to: „Gdyby pan się znał na kobietach, to by pan wiedział, że zawsze się troszeczkę gwałci (…). One zawsze trochę udają, że pewien opór stawiają i to jest normalne (…). Trzeba wiedzieć, kiedy można, a kiedy nie można”. W czasie dyskusji prowadząca program Monika Olejnik zarzuciła też liderowi KNP konstatację, że Hitler nic nie wiedział o eksterminacji Żydów. Korwin-Mikke oponował, prostując zniekształconą przez redaktorkę TVN24 swoją wypowiedź, która miała brzmieć, że nie ma dowodów na to, iż Hitler wiedział o Holokauście.

Niezamierzonym efektem udziału prezesa KNP w programie „Kropka nad i” były dwa pozwy sądowe w trybie wyborczym. Pierwszy złożony przez Annę Kubicę (Twój Ruch) oskarżał Janusza Korwin-Mikkego o podżeganie do gwałtu i pochwalanie pedofilii. Drugi zarzut odnosił się do tekstu lidera KNP pt. „Seksmisjonarki” zamieszczonego na stronie Korwin-Mikke.pl, który zawierał następujące słowa: „Z tym, że osobiście wolałbym, by moja córka trafiła w łapy pedofila (pedofila – nie gwałciciela), który po pupie poklepie, biuścik pomaca, może popieści i pocałuje – niż poszła na taką lekcję (wychowania seksualnego w szkole). Bo po zetknięciu z pedofilem pozostanie cenne uczucie wstydu i napięcie erotyczne – a po takiej lekcji bezpowrotnie utraciłaby zdolność kochania”.

Stołeczna prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo w sprawie wyżej wymienionych wypowiedzi prezesa KNP po wcześniejszym wysłuchaniu jego wyjaśnień. Korwin-Mikke zeznał, że jego zamiarem nie było namawianie do pedofilii ani pochwalanie łamania prawa w tym zakresie. Natomiast swoje słowa o gwałcie nazwał opinią o relacjach między kobietami i mężczyznami. Również drugi pozew złożony przez partię Polska Razem w sprawie wypowiedzi prezesa KNP o Holokauście został przez Sąd Okręgowy w Warszawie oddalony. Sąd uznał, że stwierdzenie Korwin-Mikkego nie jest agitacją wyborczą w rozumieniu przepisów prawa.

Na tym nie zakończyły się reperkusje związane z udziałem Janusza Korwin-Mikkego w programie „Kropka nad i”, ponieważ głos w sprawie wypowiedzi prezesa KNP zabrał ponownie premier Donald Tusk: „To, co Korwin-Mikke opowiada o polskich kobietach, to jest naprawdę przestępstwo. A poza tym jest to ohydne, nie ma nic wspólnego z polityką. Ja człowiekowi, który ma takie wyobrażenie kobiety, ręki nie podam”.

Mimo sporych zawirowań tuż przed elekcją do Parlamentu Europejskiego 25 maja 2014 roku KNP udało się przekroczyć próg wyborczy. Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego zajęła czwarte miejsce z wynikiem 7,15 proc. (505 586 głosów). Jej prezes z rezultatem 67 928 głosów uzyskał mandat z Górnego Śląska. Wśród powyborczych komentarzy zwrócił uwagę tekst pt. „Młode, wściekłe, wolne feniksy” zamieszczony w „Gazecie Wyborczej”. Należący do pokolenia 25-27-latków autor wyjaśnia w nim powody głosowania na KNP najmłodszej grupy wyborców, która w największej liczbie oddała swe głosy na tę partię. Nie znalazły się wśród nich – wbrew powszechnym opiniom – takie sprawy jak odebranie praw do głosowania kobietom czy monarchia, lecz te dotyczące np. roli państwa, które „okrada” swoich obywateli, odbierając im w formie podatków lwią część ich zarobków i decydując o ich zdrowiu, edukacji oraz emeryturach. Środkami tymi powinien bowiem dysponować każdy zgodnie ze swoimi potrzebami.

Cezary Zawalski, Tomasz Cukiernik

REKLAMA