Pół tysiąca członków syryjskich i libańskich klanów przestępczych wzięło się za łby w centrum niemieckiego Essen [VIDEO]

Zamieszki w Essen. Zdjęcie: screen (TVP INFO)
Zamieszki w Essen. Zdjęcie: screen (TVP INFO)
REKLAMA

Podobno były to sceny, jakich dotąd nie widziano w Niemczech. W piątkowy wieczór w Essen ponad 500 mężczyzn stanęło naprzeciwko siebie. Byli to członkowie syryjskich i libańskich „wielkich rodzin” – pisze portal dziennika „Bild”. Doszło tam do wielkiej bijatyki.

Politycy i policjanci biją na alarm – w walkach klanów chodzi o panowanie na ulicach, a „klany nie uznają naszego państwa”. W centrum Essen w Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW) doszło do masowych bijatyk. Minister spraw wewnętrznych NRW Herbert Reul mówi, że to „niedopuszczalne, gdy hordy mężczyzn zbierają się razem, a czasem nawet uzbrajają się, by zastraszać lub atakować innych”. Policja podkreśla, że w Niemczech obowiązuje „prawo państwowe, a nie prawo rodzin”.

REKLAMA

Manuel Ostermann, zastępca szefa niemieckiego związku zawodowego policji, ostrzega w rozmowie z „Bildem” przed „punktem krytycznym”. Biorąc pod uwagę masowe zamieszki „z coraz większą liczbą mężczyzn gotowych do przemocy”, należy stwierdzić, że „osiągamy teraz niebezpieczny punkt krytyczny”. Chodzi „o panowanie na ulicach”. W Niemczech „nie ma miejsca na eskalację przemocy” – stwierdził Ostermann.

Michael Maatz, zastępca szefa związku zawodowego policji w Nadrenii Północnej-Westfalii, powiedział portalowi, że „klany nie uznają naszego państwa. Mają swój własny system prawny. W razie potrzeby konflikty rozwiązuje się również przemocą”.

Rzecznik ds. polityki wewnętrznej grupy parlamentarnej CDU/CSU w Bundestagu Alexander Throm domaga się rozprawienia się z klanami. „Takie zatargi zagranicznych klanów muszą zostać zduszone w zarodku”, mówi Throm. „Koszty tych operacji policyjnych nie mogą być ponoszone przez niemieckiego podatnika, ale muszą być ściągane od sprawców”.

Kolejny kraj, który trzeźwieje po eksperymencie z „ubogacaniem kulturowym”?


 

REKLAMA