Warzecha OSTRO o unijnych wymysłach: „Taki jest ukryty cel tego kompletnego absurdu” [VIDEO]

Łukasz Warzecha/Fot. screen YouTube/Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha/Fot. screen YouTube/Łukasz Warzecha
REKLAMA

Publicysta Łukasz Warzecha w swoim wideoblogu odniósł się do ESG, czyli systemu raportowania. Obciążający przedsiębiorców pomysł powstał w Unii Europejskiej.

– ESG to jest skrót od Environmental Social Governance, czyli środowisko naturalne, sprawy społeczne, zarządzanie. To jest system raportowania o tym, co przedsiębiorstwo robi w sferze niefinansowej, czyli w sferze która generalnie jest opisywana jako należąca do „zrównoważonego rozwoju” – wyjaśnił Warzecha.

REKLAMA

– Co to w praktyce właściwie oznacza? Normalnie, jak mają państwo spółkę giełdową (…), to ona ma oczywiście obowiązek raportowania. To jest rozsądne, po to, żeby inwestorzy na giełdzie wiedzieli, jaka jest sytuacja tej spółki – wskazał.

– Ale to raportowanie dotyczy spraw wymiernych, takich twardych spraw, rachunkowości, spraw finansowych (…), ale ESG wprowadza zupełnie co innego – dodał.

– ESG wprowadza około 1100 pozycji, o których trzeba będzie raportować i które dotyczą rzeczy zupełnie niewymiernych albo wymiernych z dużym trudem – zwrócił uwagę publicysta.

Warzecha wymienił przykładowe pozycje: „jaki ślad węglowy pozostawia firma”, „czy w firmie przestrzegane są prawa człowieka i prawa pracownicze”, „czy w firmie jest zrównoważone płciowo zatrudnienie”, „czy firma chroni środowisko naturalne”.

– Przedsiębiorcy, zamiast poświęcać czas na wymyślanie innowacji i zajmowanie się tym, czym powinni się zajmować, czyli po prostu robieniem biznesu i generowaniem zysku, będą się musieli teraz zajmować głupotami, które wynikają z ESG – podkreślił.

„Wyścig na poprawność polityczną”

– O ile standardy raportowania są wyznaczone już teraz dla dużych firm, a będą wyznaczone dla średnich i małych, to stan docelowy, który ma być raportowany nie jest wyznaczony. Nie ma np. mowy o tym, jak wysoki ma być procent kobiet albo osób niebinarnych we władzach firmy. To jest zaproszenie do swego rodzaju wyścigu na poprawność polityczną – ocenił.

– To będzie wyścig o bardzo konkretne pieniądze, dlatego że już zaczyna się mówić o tym, że od odpowiedniego kształtu raportu ESG będzie zależała dostępność kredytów. To nie będzie tak, że będzie można sobie tę sprawę olać. Będzie trzeba wchodzić w ten cały absurd związany z tzw. zrównoważonym rozwojem, bo inaczej nie dostanie się pieniędzy na działalność – wyjaśnił.

Publicysta odniósł się także do kosztów wprowadzenia tego systemu, które wyliczył w raporcie dla WEI Damiana Olko. „ Firmy bezpośrednio objęte dyrektywą CSRD co roku będą ponosić koszt w wysokości od 1,4 do 2,6 mld zł” – zacytował.

– To będą straty tych firm, bo my mówimy o czymś, co nie przynosi zysku, o czynności całkowicie zbędnej i całkowicie idiotycznej, co więcej – ocenił.

„Dodatkowo, poniosą jednorazowy koszt dostosowania się do tej regulacji w wysokości od 800 mln do 1,1 mld zł” – cytował dalej Warzecha.

Publicysta przytoczył jeszcze jeden fragment raportu: „Gdyby CSRD rozszerzono na wszystkie MŚP z wyłączeniem osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą o zatrudnieniu do 9 osób, coroczne bezpośrednie obciążenia wyniosłyby od 9,8 do 23,6 mld zł, a koszty jednorazowe wdrożenia regulacji od 5,5 do 13,2 mld zł”.

– To są bardzo konkretne, wielkie pieniądze, które popłyną w dużej mierze do tych firm, które już są na to przygotowane i będą na tym pasożytować – wskazał.

„Taki jest ukryty cel”

Zdaniem Warzechy takie raportowanie powinno być dobrowolne. – Niech sobie będzie raportowanie ESG, można nawet zdefiniować jego zasady, ale niech ono będzie dobrowolne (…), ale to nie powinno być obowiązkowe i na pewno to nie powinien być warunek otrzymania pieniędzy z kredytu – stwierdził.

– To jest system, który uderzy przede wszystkim w mniejszych. Będzie jakaś grupa firm, których nie będzie stać na to, żeby wynająć sobie firmę robiącą dla niej te raporty, a potem jeszcze nie będzie ich stać na opłacenie audytu tych raportów i oni po prostu będą musieli zrezygnować z działalności albo ewentualnie zrezygnować z bycia spółką giełdową – wyjaśnił.

– Zostaną ci najwięksi. I moim zdaniem o to tutaj właśnie chodzi, taki jest ukryty cel tego kompletnego absurdu (…). Chodzi tutaj o to, żeby wyeliminować słabszych, mniejszych graczy i zostawić tylko tych największych, których będzie stać na to, żeby cały ten mechanizm obsłużyć – skwitował.

REKLAMA