Korwin-Mikke: Międzynarodowe Lewo

Janusz Korwin-Mikke
Janusz Korwin-Mikke. / foto: screen YouTube
REKLAMA

Każdy człowiek interesujący się polityką międzynarodową pięć razy dziennie spotyka się z frazą: „To jest sprzeczne z prawem międzynarodowym”. Jest to bardzo ważna obserwacja. Obserwacja dotyczy jednak nie prawa, lecz poczynań ludzi pragnących zrealizować dobrze określone cele.

Tymczasem nic takiego jak „prawo międzynarodowe” oczywiście nie istnieje. Proszę o to spytać jakiegokolwiek prawnika. Na to, by istniało „prawo międzynarodowe”, musiałby istnieć jakiś „rząd światowy”, który takie prawo by narzucał, miał policję, która by naruszenia tego „prawa” usuwała, a winnych stawiano by przed powołanymi przez to państwo sądami.

REKLAMA

Na razie, na szczęście, nie istnieje ani takie państwo, ani takie prawo. To, co wykłada się na licznych katedrach „prawa międzynarodowego”, to bardzo interesująca wiedza o tysiącach porozumień, które rozmaite państwa pozawierały między sobą, o zwyczajach międzynarodowych, ujmowanych często w formie „konwencyj” – np. Konwencja Wiedeńska o zwyczajach dyplomatycznych czy Konwencja Genewska i cztery Konwencje Haskie o prowadzeniu wojen. Jednak te układy dotyczą wyłącznie państw, które je podpisały. Również konwencje przyjęte przez ONZ obowiązują wyłącznie państwa należące do ONZ – a nawet od nich ciężko to wyegzekwować siłą, gdyż wymaga to jednomyślności Wielkiej Piątki z Rady Bezpieczeństwa.

Mimo to zwolennicy Państwa Globalnego uparcie i z premedytacją, gdzie tylko mogą, wciskają frazy „zgodnie z prawem międzynarodowym” lub „to narusza zasady prawa międzynarodowego”. Spiskowcy ci, rzecz jasna, używają zwrotu „zgodnie z prawem międzynarodowym” tylko wtedy, gdy większość ludzi skłonna jest przyjąć, że jest to rozstrzygnięcie słuszne. To wyrabia, jak u psa Pawłowa, odruch: „prawo międzynarodowe jest czymś dobrym”.

Na przykład ludzie są dziś przekonani, że Trybunał Norymberski karał hitlerowskich zbrodniarzy „zgodnie z prawem międzynarodowym”. Tymczasem podstawą działania tego Trybunału była Deklaracja Jałtańska, w której Alianci zapowiedzieli, że zbrodniarzy wojennych będą karać. Było to całkowicie bezprawne – w szczególności bezprawne było karanie za „ludobójstwo”.

Żelazna zasada Prawa mówi: Nullum crimen sine lege. Jest to zasada definicyjna: bez przyjęcia, że „nie można złamać prawa, jeśli to prawo nie istnieje”, nie mamy do czynienia z „Prawem”, tylko z „Lewem”. Podobnie z zasadą Lex retro non agit – „prawo” działające wstecz (?) jest „lewem”, jest jawnym bezprawiem. Tymczasem pojęcie „ludobójstwa” nie istniało w żadnym kodeksie karnym – co więcej: narodowych socjalistów karano również za czyny popełnione przed Deklaracją Jałtańską!

Był to akt całkowitego bezprawia, tryumf brutalnej przemocy nad zasadami prawnymi. Przecież „ludobójstwo” składa się z wielu poszczególnych morderstw – a morderstwo w każdym z państw, włączając w to III Rzeszę, było przestępstwem karanym śmiercią. Zbrodniarzy można więc było posłać na szubienicę całkowicie zgodnie z prawem. Jednak twórcom Nowego Porządku Świata (którzy już rozpoczęli budowę Nowego Ładu w USA i innych państwach) chodziło właśnie o to, by zniszczyć pojęcie Rechststaatu, Państwa Prawa – a wprowadzić w to miejsce d***kratyczne pojęcie „sprawiedliwości społecznej”, egzekwowanej nie zgodnie z Literą Prawa, tylko wedle Woli Ludu. Proces Norymberski niczym (w sensie prawnym) nie różnił się od Prawa Sędziego Lyncha czy hitlerowskich Volksgerichten. Już słynna sowiecka CzeKa, czerezwyczajka, była lepiej umocowana prawnie!

I o to chodziło. Święcąca od połowy lat trzydziestych tryumfy Lewica ostatecznie podkopała pojęcie Prawa, będące ostoją Prawicy. Odbywało się to w atmosferze terroru moralnego: „Przecież tak wielkie zbrodnie nie mogą być sądzone zgodnie ze staromodnym prawem” oraz: „Kto chciałby postawić zbrodniarzy hitlerowskich przed zwykłymi sądami orzekającymi zgodnie ze zwyczajnym prawem – jest poplecznikiem tych zbrodniarzy”.

Kolejnym etapem był proces śp. Slobodana Miloševicia i innych „ludobójców” z byłej Jugosławii. Spiskowcy celowo postawili ich przed „Trybunałem Haskim” – by w umysłach ludzi myliło się to z prawdziwym Trybunałem Haskim, istotnie rozstrzygającym spory międzynarodowe, ale… tylko między państwami, które dobrowolnie wniosą do Trybunału Haskiego prośbę o rozstrzygnięcie ich sporu. Ustanowiony w 1945 roku Trybunał Haski (International Court of Justice) miał znakomitą renomę bezstronności – i spiskowcy postanowili to skojarzenie wykorzystać.

By być ścisłym: początkowo Trybunałem Haskim nazywano po kolei „trybunały” powołane do osądzenia zbrodni w Jugosławii i w Rwandzie. Potem Globaliści wykorzystali okazję, by powołać Międzynarodowy Sąd Kryminalny (International Criminal Court) – też oczywiście z siedzibą w Hadze. Zrobiono to w sposób wręcz humorystyczny, bo wykorzystując posiedzenie FAO (ONZ-owskiej Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa). Potem statut tego tworu przedłożono Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ. Zagłosowało za nim 120 państw, 21 się wstrzymało, a siedem głosowało przeciwko – były to: ChRL, Irak, Izrael, Jemen, Katar, Libia i USA. Wprawdzie uciułano już 60 podpisów i statut ICC wszedł w życie, jednak podpis wycofała Federacja Rosyjska. Ponieważ statut przewiduje (bez tego mało kto by go podpisał!), że ICC sądzić może tylko ludzi z państw, które statut ICC ratyfikowały, przeto nie da się w ICC osądzić np. obywateli USA za zbrodnie w Jugosławii, Pakistanie, Afganistanie, Libii, Sudanie, Iraku etc., Izraelczyków za Palestynę, Rosjan za Ukrainę, Chin za Ujgurów. Acz przekonany jestem, że gdyby udało się kogoś dostać w swoje łapki, to by się go skazało bez względu na statut…

REKLAMA