Bosak: Koalicja z PiS-em? Nie jesteśmy tym zainteresowani [WYWIAD]

Krzysztof Bosak.
Krzysztof Bosak. / foto: PAP
REKLAMA

Z posłem Krzysztofem Bosakiem o postawie polskich władz w rocznicę rzezi wołyńskiej, potencjalnej współpracy z PiS, a także zagrożeniu, jakie niesie obca kulturowo imigracja, rozmawia Marta Markowska. 

Marta Markowska: Obchodzimy 80. rocznicę rzezi wołyńskiej. Jak Pańskim zdaniem powinna wyglądać pamięć o Wołyniu i jak ocenia Pan postawę Prezydenta Andrzeja Dudy wobec księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który w odróżnieniu od obozu rządzącego, stara się tę pamięć pielęgnować? 

REKLAMA

Krzysztof Bosak: Słusznie ktoś powiedział, że skoro prezydent nie potrafi zająć się tym, co do prezydenta należy, to czasem ksiądz musi go zastąpić. Myślę, że rzeczywiście do takiej sytuacji tutaj doszło. Ksiądz Isakowicz-Zaleski od wielu lat jest strażnikiem pamięci i głosem sumienia w tych sprawach. Słusznie skrytykował tu Prezydenta Andrzeja Dudę, którego wypowiedź była zbędna i szkodliwa – zarówno dla niego samego – ponieważ wyszedł na człowieka emocjonalnego i aroganckiego, jak i dla państwa polskiego, gdyż pokazała nerwowość prezydenta i ujawniła pewną słabość tej prezydentury, tj. niezdolność do reprezentowania polskiego interesu w sposób akceptowalny i zrozumiały dla własnych obywateli w relacjach polsko-ukraińskich. No, ale to, że prezydent ze względu na swoją bliską przyjaźń z prezydentem Zełeńskim troszkę nam odpłynął, jest widoczne od dawna. Byliśmy przecież świadkami podobnej jego postawy na odcinku relacji polsko-żydowskich, gdzie wiele osób też widziało, że ma on problem z tym, by asertywnie reprezentować polskie interesy i wydaje się je poświęcać w imię rzekomo dobrych stosunków, które ostatecznie wcale się takie nie okazały.

Czas pokaże, czy prezydent wyciągnie odpowiednie wnioski z reakcji Polaków na jego poczynania. Tymczasem rzućmy okiem na nieustanne oskarżenia wobec Konfederacji o planowanie utworzenia koalicji z PiS-em. Są to oczywiste pomówienia, czy też jest w tym jakieś ziarno prawdy?

Nie ma w tym w ogóle prawdy. Jest to próba walki politycznej, tzn. inne partie polityczne, takie jak Lewica, Platforma, PSL czy ruch Szymona Hołowni, chcą walczyć z Konfederacją, przedstawiając ją jako siłę bądź to pozbawioną zdolności koalicyjnej, bądź to politycznie wręcz niesamodzielną. Ja rozumiem, dlaczego oni to robią – boją się nas. Boją się odpływu swoich wyborców do nas, boją się wzrostów sondażowych Konfederacji. Natomiast oczywiście nie ma żadnych podstaw do takich teorii. My o tym wielokrotnie mówiliśmy publicznie i każdemu możemy powiedzieć to prywatnie, że nie ma takiego planu, nie ma takich rozmów, nie jesteśmy tym zainteresowani. Ja do tego, co ostatnio mówiłem, często dodaję takie sformułowanie, że dla zwykłej higieny politycznej w naszym systemie demokratycznym dobrze byłoby odsunąć PiS od władzy, bo duża część kadry rządzącej jest nie mniej zdeprawowana niż Platforma po ośmiu latach rządzenia. Odstawka do opozycji dobrze zrobi nie tylko im, ale i przede wszystkim państwu polskiemu, poprzez „przewietrzenie” instytucji i wpuszczenie do nich paru nowych ludzi ze świeżym spojrzeniem na rzeczywistość.

Rozumiem, że po wyborach Konfederacja planuje pozostać niezależną i samodzielną formacją, jak do tej pory? 

Zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy niezależni. To nie jest kwestia planów, lecz naszego charakteru. Natomiast, jeśli chodzi o taktykę dalszych działań politycznych, to będziemy patrzeć, jakie są wyniki. Tak jak to się zwykle robi w demokracji, będziemy sprawdzać oczekiwania naszych wyborców. Na przykład, wg ostatniego sondażu, 75 proc. naszych wyborców nie chce, abyśmy współrządzili z PiS-em. Tak właśnie będziemy planować dalsze działania, zawsze w sposób niezależny.

Niezależność i siła Konfederacji wyjątkowo „uwiera” partie mainstreamowe. Ostatnio Donald Tusk postanowił „uśmiechnąć się” do jej wyborców i zasłynął w Internecie z wypowiedzi, w której nawołuje do obrony granic Polski przed coraz liczniej spływającymi do Europy imigrantami. Czy to dopiero początek jego walki o prawicowych wyborców? 

Na pewno. Natomiast Platforma Obywatelska odeszła bardzo daleko od swoich założeń z 2001 r., kiedy była partią, nazwijmy to, centroprawicową oraz konserwatywno-liberalną. W tej chwili jest partią centrolewicową, socjalliberalną oraz poprawną politycznie. Myślę, że jakiś jeden gest w miarę poprawny politycznie, typu: zwrócenie uwagi na skalę imigracji zarobkowej z państw muzułmańskich, nie jest w stanie tego odkręcić. Oni mają już skrajną lewicę na swoich listach i w swoim klubie – mam tu na myśli „Zielonych” – zupełnie wyparli się już wartości konserwatywnych, w międzyczasie Tusk zrobił karierę w Brukseli. Trudno będzie im to odkręcić, ale widać, że zawsze jest jakaś taka grupa wyborców wahających się, o których toczyć się będzie walka. I tę walkę Konfederacja ma zamiar stoczyć, artykułując hasła, postulaty i program, który jest dostępny dla Polaków (co pokazuje, że jesteśmy formacją odpowiedzialną). To partia, która rozrasta się kadrowo, która codziennie organizuje dobre, merytoryczne konferencje prasowe, która na każdym posiedzeniu sejmu ma wystąpienia, poprawki i projekty ustaw trafiające w punkt i która podnosi poprzeczkę innym partiom, jeśli chodzi o jakość pracy politycznej. I to jest zła wiadomość dla Platformy oraz Lewicy, które przyzwyczaiły się, że swoją pozycję po prostu mają, że ona jest im dana jeszcze na mocy porozumień z okrągłego stołu, że te ich środowiska mogłyby pełnić pierwszoplanową rolę polityczną do końca świata i jeden dzień dłużej. My pokazujemy, że możemy ich zdetronizować i przesunąć do drugiej lub trzeciej ligi – i mam nadzieję, że tak się właśnie stanie.

Jednym z przejawów dużej aktywności Konfederacji w sejmie są przedstawione przez nią niedawno propozycje pytań na referendum ws. polityki migracyjnej. Powiedział Pan, że PiS chce, żebyśmy zajmowali się tylko jedną rzeczą tj. regulacją, którą narzuca nam UE (albo przyjmujesz imigranta, albo płacisz karę). Tymczasem Konfederacja chce zadać Polakom pięć pytań: pierwsze o politykę Unii, pozostałe o politykę rządu (por. ramkę). Z jakimi reakcjami się one spotkały?  

Było ciekawie. Nawet niechętni nam dziennikarze przyznali, że nasza propozycja jest interesująca, że wyprzedza konkurencję (tzn. że reszta opozycji nie ma pomysłu na takie referendum, a my przedstawiliśmy konkrety), że te propozycje dotyczą spraw, którymi rzeczywiście Polacy są zainteresowani – tzn.: czy chcemy dawać „socjal” imigrantom, czy chcemy przyjmować masową imigrację zarobkową z państw muzułmańskich i innych obcych kręgów kulturowych, jaki dokładnie model polityki migracyjnej chcemy przyjąć – taki jak Zachód, czy może jakiś inny? Ludzie chcą to wiedzieć, ponieważ widzą, co robi państwo, widzą hipokryzję rządu PiS oraz pana Morawieckiego. I Konfederacja tutaj, moim zdaniem, zadziałała dosyć sprytnie, mając dobry „timing”, pomysły oraz refleks polityczny, co zostało docenione przez obserwatorów. Natomiast – bez żadnych złudzeń – w sejmie nikt nas za to po plecach nie poklepie, bo oni patrzą na nas albo z zawiścią, albo z zazdrością, albo z obojętnością. 

Pozostańmy jeszcze w temacie imigrantów. Zacytował Pan na Twitterze filmik z sondą uliczną przeprowadzoną wśród mieszkańców irlandzkiego miasta Galway, którzy mieli odgadnąć imię w ostatnim czasie najczęściej nadawane tam chłopcom. Kiedy okazało się, że to nie Jack czy Peter, których spodziewali się ankietowani, lecz Muhammad, potrafili powiedzieć tylko „OK” i „to interesujące”. Jakie wnioski można z tego wyciągnąć? 

Niektórzy młodsi z bardziej „niewyparzonym językiem” mówili jeszcze: „it’s crazy”. Ci starsi natomiast nie pozwalali sobie na żaden konkretny komentarz, co pokazuje, moim zdaniem, jak to społeczeństwo jest spętane poprawnością polityczną, że zostało do niej wytresowane. To tresowanie polega na tym, że jeżeli ktoś wyjdzie poza granice dopuszczalnej poprawności politycznej, to dostaje „po łapach”: albo jest zwalniany z pracy, albo kasowany z jakiegoś forum internetowego, albo ktoś z nim zrywa relacje koleżeńskie czy rodzinne. I ta tresura społeczeństwa przekształciła Irlandczyków z dumnego narodu, który wywalczył sobie niepodległość, w populację, która jest zastępowana przez imigrantów spoza Europy. Jedyne, co po konfrontacji z tymi faktami są teraz w stanie powiedzieć, to „OK”, i tyle. To bardzo znamienne, bo pokazuje, jakie ryzyko stoi przed nami, jeżeli my w Polsce damy sobie narzucić zasady poprawności politycznej – że będzie cała masa rzeczy, których mówić nie wolno, nie wypada, które w razie czego mogą przekreślić wszelkie szanse na karierę.  

My nie jesteśmy impregnowani. Niektórzy w Polsce uważają, że my jesteśmy jakimś szczególnym społeczeństwem, którego zagrożenia, którym uległ Zachód, nie dotyczą. Wręcz przeciwnie! Jest w nas sporo kompleksów, jesteśmy bardzo otwarci na inne narody oraz kultury, w związku z czym powinniśmy być bardzo ostrożni, aby nasza otwartość nie okazała się naiwnością. 

rozmawiała Marta Markowska


REKLAMA