Rocznica. W Powstaniu Warszawskim zginęła mama Janusza Korwin-Mikkego

Ryszard Mikke, Maria z Rosochackich i dwuletni Janusz Korwin-Mikke/fot. Instagram januszkorwinmikke
Ryszard Mikke, Maria z Rosochackich i dwuletni Janusz Korwin-Mikke/fot. Instagram januszkorwinmikke
REKLAMA

Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie Janusz Korwin-Mikke miał niecałe dwa lata. Trzeciego dnia zrywu zginęła jego matka Maria.

Janusz Korwin-Mikke urodził się 27 października 1942 w okupowanej przez Niemców Warszawie jako jedyne dziecko Ryszarda Mikkego i Marii z Rosochackich. Gdy 1 sierpnia 1944 roku wybuchało powstanie był małym dzieckiem – miał niespełna dwa lata.

REKLAMA

Rodzina dzisiejszego posła Konfederacji poniosła ogromną stratę w trakcie walk. Trzeciego dnia powstania na Śródmieściu zginęła matka Janusza Korwina-Mikkego – Maria. Miała zaledwie 27 lat.

Rodzinę polityka prześladował każdy totalitarny reżim panujący w Polsce po 1939 roku. Rok po Powstaniu Warszawskim ojciec Janusza Korwina-Mikkego trafił na rok do więzienia.

W PRL za działalność opozycyjną do więzienia trafi również sam Janusz Korwin-Mikke. Możliwe, że to właśnie te doświadczenia sprawiły, że dziś polityk jest najbardziej rozpoznawalną twarzą ruchu tych, którzy miłują wolność.

Janusz Korwin-Mikke o Powstaniu Warszawskim: Ta decyzja jest niewybaczalna

Janusz Korwin-Mikke ma krytyczne zdanie na temat Powstania Warszawskiego. Oto, co polityk Nowej Nadziei pisał na ten tema w 2011 roku:

„Czcimy ludzi, którzy mając kilkanaście pistoletów, rzucili się na armię niemiecką, a przynajmniej na tę jej część, która stacjonowała w Warszawie. Czcimy bohaterstwo, ich pomysłowość. Z tak małą siłą ognia utrzymać się przez dwa miesiące to jest wielki wyczyn. Trzeba to podziwiać! Natomiast w każdym normalnym kraju ludzie, którzy rozpoczęli powstanie trafiliby pod sąd wojenny.

Po słynnej „szarży Lekkiej Brygady” (podczas Bitwy pod Bałakławą, która rozegrała się 25 października 1854 roku między sprzymierzonymi siłami brytyjsko-francusko-tureckimi a wojskami rosyjskimi, w trakcie wojny krymskiej – dop. red.), w której zginęło niepotrzebnie stu trzydziestu żołnierzy, dowódcy trafili pod sąd wojenny, który zresztą się dość łagodnie z nimi obszedł. W przypadku Powstania Warszawskiego – nie ma okoliczności łagodzących!

Co prawda ci którzy podejmowali tę decyzję, nie wiedzieli, że wśród nich jest dwóch agentów sowieckich, którzy namawiają do powstania jako „wielcy patrioci”, ale wiedzieli doskonale, że te powstanie jest skierowane przeciwko Armii Czerwonej, przeciwko Sowietom! I Sowieci też doskonale o tym wiedzieli… Jeżeli więc 27 lipca radio sowieckie nawoływało do powstania, to chyba jest rzeczą oczywistą, że należało powstania NIE wywoływać! Jeżeli nasz wróg do czegoś nas namawia – to OCZYWIŚCIE nie należy tego robić… To nawet najbardziej tępy facet powinien zrozumieć.

Ta decyzja jest niewybaczalna. Zginęło 200 tysięcy cywilów. Zginęło kilkanaście tysięcy żołnierzy. Tych najdzielniejszych, którzy potem – przez lata – mogli być kośćcem oporu przeciw Sowietom. W gruz zaległo miasto, którego odbudowa była niesłychanie kosztowna. To wszystko dlatego, że dwudziestu paru ludzi podjęło zupełnie kretyńską decyzję. Pod sąd nie da się już ich postawić, ale – pod sąd Historii, moralny osąd Historii – postawić należy… Tymczasem widzimy próby robienia z nich bohaterów! Nie z żołnierzy, ale z tych co wywołali Powstanie! Ba, nawet się uzasadnia Powstanie, znajduje się dla niego „jakieś rozsądne powody”!

REKLAMA