Braun: Gra sił w Konfederacji!

Grzegorz Braun
Grzegorz Braun. / foto: PAP
REKLAMA

Z posłem Grzegorzem Braunem, o roszadach kadrowych w Konfederacji, zagrożeniach czyhających na środowisko i „tajnych broniach” formacji rozmawia Marta Markowska.

Marta Markowska: Z pewnością tym, co najbardziej interesuje naszych Czytelników, jest Pański komentarz do czystek, które odbyły się ostatnio wśród kandydatów do sejmu z ramienia Pańskiej partii, drogą wewnętrznego głosowania. Mowa tu oczywiście o pani Monice Stanisławskiej-Pitoń oraz pani Justynie Sosze. Czy mógłby się Pan do tego faktu odnieść?

REKLAMA

Grzegorz Braun: To jest – w rozmaitych przejawach – ostra, a z naszego punktu widzenia momentami nawet nieprzyjemnie brutalna gra sił w Konfederacji. No i cóż, wszyscy Państwo wiedzą, że w Konfederacji Wolność i Niepodległość, partia Konfederacja Korony Polskiej, którą mam zaszczyt reprezentować, jest akcjonariuszem mniejszościowym, więc można tę sytuację nazwać nie tyle czystkami, co głosem demokracji. Większość Rady Liderów obrała taki kurs polityczny i w tych indywidualnych przejawach dotknęło to znakomite kandydatki, rekomendowane przez Koronę na listy Konfederacji. Zasadniczo nie zmienia to niczego, jeżeli chodzi o naszą współpracę z nimi. Korona się swoich kandydatów nie wypiera, natomiast musi upłynąć jeszcze jakiś czas, żeby – co od Państwa zależy – wzmocniła się w Konfederacji na tyle, żeby nawet głos demokracji nie był nam straszny.

Tak czy inaczej, w Konfederacji są dwie szkoły jazdy – jedna mówi, że trzeba projektowi dokręcać śrubki oraz integrować całe towarzystwo, a niektórych trudno jest tak całkiem zsocjalizować, bo są do tego zbyt oryginalni i przez to „odstają od grupy”. Wtedy się ich ucina. Tnie się po skrzydłach. Druga szkoła z kolei jest taka, żeby te skrzydła trochę szerzej rozkładać oraz pozwolić się zmieścić w projekcie różnym ludziom, tonom i barwom. Ja, co zaświadcza już wieloletnia praktyka, jestem zwolennikiem tej drugiej szkoły. Zdaje mi się, że siła i urok Konfederacji tkwią w rozmaitości i że jeżeli komuś jakieś kandydatury „nie leżą” (a u każdego zapewne by się takie znalazły), to lepiej innych nie tępić, tylko zaproponować coś od siebie. Niech się wewnętrznie Konfederacja pięknie różni i wtedy to wszystko będzie miało jakąś kompozycję. Jako reżyser w moim poprzednim życiu cenię sobie dramaturgię, a istotą dobrej dramaturgii jest kontrapunkt – czyli czasem nawet i skrajne przeciwieństwo.

Na kontrapunkcie stoi każda dobra sztuka, bo w sztuce chodzi o to, żeby było ciekawie. Ja więc to moje oczekiwanie ciekawej dramaturgii przekładam również na pracę polityczną oraz Konfederację, dlatego powiadam: nie jest dobrą sztuką ta, w której wszystko jest wygładzone i zaprasowane na kancik, jak w koszarach, kiedy pan kapral przyszedł i sprawdził linijką, czy równo gacie są złożone – tylko ta, gdzie pomimo pewnej harmonii, występuje ciekawa improwizacja.

Wspomniał Pan, że pośród poszczególnych środowisk tworzących Konfederację, Korona jest w mniejszości. Ostatnio widzieliśmy tego przejaw, kiedy na 18 sierpnia zapowiedziana została ogólnopolska trasa Konfederacji, na której plakacie widnieje jedynie prezes Sławomir Mentzen oraz poseł Krzysztof Bosak – dwóch z trzech liderów Konfederacji. Dlaczego Pan jako prezes Korony, został w tej trasie pominięty?

To nie jest mój format. Koledzy mają własny. Dwa misie z okienka – to jest format, który ma już swoją renomę, kilkadziesiąt odcinków w okienku internetowym, Bosak-Mentzen, Mentzen-Bosak. Siedzą, gadają i to jest ciekawe. Ludzie to oglądają. Jest to fajnie zrobione, żywe – co nie jest tak łatwo osiągnąć, kiedy mamy tylko dwie gadające głowy i nie ma w tle pirotechniki ani bitwy pod Grunwaldem. Do czego można by to porównać… jest Bolek i Lolek, i nie ma… chociaż, przepraszam: to złe porównanie, bo tam w pewnym momencie pojawiła się Tola. I ona właśnie wszystko zepsuła. Odcinki „Bolka i Lolka” z Tolą nie były już takie ciekawe. Więc kto by się wpychał między wódkę a zakąskę? Koledzy mają format telewizyjny, a ja w jakieś tam swoje trasy też się od czasu do czasu wyprawiam i zapewniam, że nie mają do mnie o to pretensji.

No właśnie – zaobserwowałam ostatnio na Facebooku, że trwa cykl spotkań pt. „Wakacje z Konfederacją Korony Polskiej”. Czy trasa cieszy się popularnością?

Musiałbym tutaj natychmiast wykonać „telefon do przyjaciela”, czyli kolegów i koleżanek, którzy się tym zajmują, dlatego że – chwała Bogu! – nie wszystko w Koronie robię ja sam. Jest to dla mnie taki czas, w którym przeżywam satysfakcję, że leży w gruzach ten mit Korony jako mojego osobistego fanklubu i partii jednego człowieka. Tak nigdy nie było, a teraz, mam nadzieję, stanie się to dla wszystkich oczywiste – w miarę, jak kandydaci Korony będą się prezentować. Np. dr Sławomir Ozdyk z Bydgoszczy stanął niedawno do konferencji prasowej, gdzie sam przedstawił się jako „dwójka” z rekomendacji Korony na liście Konfederacji. Kogo my tam nie mamy!

Oczywiście prezydium partii to są ludzie już dawno wyeksponowani i zasłużeni dla całego projektu – wraz ze mną, członek Rady Liderów Włodzimierz Skalik (Opole), Roman Fritz – drugi wiceprezes Korony w Rybniku, Tomasz Grzegorz Stala (wydawnictwo 3DOM) – otwiera listę w Częstochowie, kolega Niżnik – gdyńska trójka, Sławomir Sala z listy koszalińskiej, pan dr Sowiński ze Szczecina, Krzysztof Bartosik z Białegostoku – przedsiębiorca, ale w swoim pierwszym życiu piłkarz ręczny, Rafał Foryś – fundacja „Rolnik handluje”, w Radomiu – pan profesor Zajączkowski, w Lublinie – pan profesor Mirosław Piotrowski, w Przemyślu – pan profesor Andrzej Zapałowski, specjalista ds. bezpieczeństwa oraz Wołynia, czyli ludobójstwa ukraińskiego na Polakach, w Elblągu – Jan Krysiak, w swoim czasie wiceprezydent miasta Łodzi – Ireneusz Jabłoński z listy sieradzkiej, kolega Damian Garlicki (dwójka pilska) – ratownik medyczny, który dał się poznać w dobie walki z mniemaną „pandemią” i który będzie (mam nadzieję) nemezis ministra Niedzielskiego wystawianego przez reżim z tamtego okręgu…

Ja wymieniam tylko kandydatów Korony, bo „każda pliszka swój ogonek chwali”. Jestem dumny z tego, że mogę przyczynić się do rekomendowania tak znakomitych kandydatów. Długo bym opowiadał, a nie chcę tego wywiadu zamienić w wyłączną autoreklamę Korony, ale wiedzą Państwo – tego wszystkiego nie mógłbym powiedzieć, gdyby nie Konfederacja Wolność i Niepodległość. Gdyby nie piąty sezon naszej, nazwijmy to, kooperatywy politycznej: Ruch Narodowy, Nowa Nadzieja i Korona między tymi partnerami większościowymi. Na tym polega urok tej sytuacji, która zrobiła się poważna, bo wygląda na to, że damy radę dowieźć to wszystko do kryterium wyborczego, a tam Państwo zdecydują, kto z nas jest Państwa ulubieńcem na liście.

Myślę, że każdy z naszych Czytelników znalazłby na tej liście kogoś dla siebie, wybór jest całkiem spory. Przejdźmy tymczasem do kandydatów Nowej Nadziei – Jakub Banaś, syn prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia, wystartuje do sejmu z warszawskiej listy Konfederacji jako „dwójka”, tuż po prezesie Sławomirze Mentzenie. Czy Pańskim zdaniem jest to dobry pomysł?

Jest to mocne. Pan dr Mentzen przedstawił czołówkę listy warszawskiej i oto na dwójce odkryta została ta właśnie karta. Kolega Jakub Banaś to przedsiębiorca zaangażowany w działania swojego ojca, Banasia seniora. Działania mające na celu odzyskiwanie państwa polskiego dla Polaków, są prowadzone też na bardzo poważnym poziomie – na poziomie Najwyższej Izby Kontroli. Skąd, jak nie z NIK-u, najlepiej widać nędzę, upadek i wewnętrzne skorumpowanie naszego państwa? Gdyby wyciągać praktyczne wnioski z raportów NIK-u, to można powiedzieć, że Banaś przeprowadził wyjątkowo rozległy audyt państwowości polskiej i jest to audyt, który wypada dramatycznie. Zauważmy, że NIK nie rekomendował przyjęcia sprawozdania rządu z wykonania budżetu. Są to rzeczy dość bezprecedensowe.

Poszedł na tę wojnę kolega Jakub Banaś i mam nadzieję, że jest to świadectwo powagi, z jaką Konfederacja rusza do walki o odzyskanie Polski dla Polaków oraz tego, że Konfederacja zdolna jest nie tylko krytycznie gawędzić na tematy państwowe, ale jest też potencjalnie państwowotwórczą formacją – ponieważ na jej listach znajdują się ludzie, którzy praktycznie, a nie tylko w teorii, tworzą państwo polskie. A jest to zupełnie inna bańka i grupa wyborców, którzy dzięki takim kandydaturom będą mogli dostrzec Konfederację oraz dokonać właściwego wyboru. Kolega Jakub Banaś to od teraz jedna z tajnych broni, którą nasze środowisko dysponuje.

Omówiliśmy już zatem sprawy związane zarówno z Nową Nadzieją, jak i Konfederacją Korony Polskiej, ale nie wspomnieliśmy jeszcze o Ruchu Narodowym, nad którym zebrały się ostatnio czarne chmury. Czy rezygnacja posła Roberta Winnickiego z działalności politycznej na pewno podyktowana jest troską o stan jego zdrowia, czy, jak donoszą krążące po mediach społecznościowych informacje, może być pokłosiem wycieku maili sugerujących, że Narodowcy dogadują się potajemnie z PiS-em?

Śledzie po obiedzie. Nie powiem, ciekawe te maile, ale mocno przeterminowane. Jednak bardzo dobrze, że czytamy te maile i nikt nie kwestionuje ich autorstwa. Zauważmy, jak to zabawnie przyschło – już nikt nie mówi, że to jacyś ruscy hakerzy się włamali i sfałszowali całą tę korespondencję wielkiego szpitalnika Dworczyka, tylko dość powszechnie przyjęło się, że jest to oryginał, a nie żadna podróbka.

Jeśli chodzi o Konfederację, gdzieś tam marginalnie się przez tę korespondencję przewijającą, maile te świadczą o ograniczonej orientacji tych, którym zdaje się, że orientują się najlepiej. One, paradoksalnie, powinny dawać naszym działaczom, kandydatom i wyborcom otuchę, bo ledwie 3 lata temu zdawało się władzy, że ma wszystko pod kontrolą i ze szczebla ministerialnego oraz Kancelarii Premiera Konfederację „ogarnia”, a okazuje się, że wcale tak nie jest. Patrząc z perspektywy aktualnego reżimu jest ona „błędem w systemie”, a oni bardzo chcieliby ten „błąd” naprawić. Jedna pani senator ze strony totalnej opozycji powiedziała ostatnio, że „PO prędzej porozumie się z PiS-em, niż z Konfederacją”. Oczywiście, chcieliby sobie tę Konfederację jakoś oswoić, wypuszczają na rynek różne jej podróbki, ale póki zachowuje ona wewnętrzną rozmaitość, nawet posuniętą do wewnętrznych napięć, które są ożywcze i ciekawe, zachowuje też swoją autentyczność.

Dziękuję za rozmowę.

REKLAMA