Polityka wobec Chin

Flagi Niemiec i Chin
Flagi Niemiec i Chin. / foto: Xingchen Yan/Unsplash
REKLAMA

Gospodarka Niemiec już od ubiegłego roku tkwi w stagnacji i recesji. W związku z tym władze RFN i kierownicy niemieckiej gospodarki – niejako wbrew zaleceniom i naciskom władz USA postępującym od ponad dwóch lat – nie zamierzają znacząco ograniczać swojego handlu i współpracy z Chinami. Chcą przede wszystkim zabezpieczyć tę intratną współpracę przed kolejnymi „ryzykownymi sytuacjami” i zagrożeniami, które mogą wyniknąć ze światowej polityki USA, Chin i innych mocarstw.

Od marca ub. roku, w związku z amerykańsko-rosyjską wojną na Ukrainie, wzrosła polityczna, elektroniczno-wywiadowcza i finansowo-bankowo-gospodarcza kontrola władz USA nad władzami i systemem RFN. Niemcom grozi między innymi dalsze przymusowe zwiększanie wydatków na (nie swoje) cele wojskowe i polityczne władz USA i Wielkiej Brytanii. A także stopniowe ograniczanie dostępu niemieckich firm i produktów do amerykańskiego rynku samochodowego, chemicznego i do innych. W związku z ową kontrolą, ograniczeniami i ryzykami, a także z nasilającą się rywalizacją Chin i USA, władze Niemiec już od października ub. roku próbują ułożyć sobie lepsze własne relacje i biznesy z Chinami.

REKLAMA

Rządowy Berlin dąży przede wszystkim do zmniejszenia zagrożeń politycznych i protekcjonistycznych związanych z dotychczasową wieloletnią i bardzo pomyślną współpracą gospodarczą z Pekinem i wielkimi chińskimi firmami – tą z lat 1990-2020. Władzom RFN i kierownikom niemieckiej gospodarki chodzi przede wszystkim o to, żeby globalna polityka USA i NATO, która w okresie ostatnich ok. 17 miesięcy podporządkowała sobie już niemal całkowicie politykę zagraniczną i wojskową Niemiec i innych państw Europy i która przymusiła te państwa m.in. do znacznego zaangażowania swoich środków i zapasów na rzecz interesów kijowskiej Ukrainy i USA, nie spowodowała jakiegoś znacznego pogorszenia relacji i interesów Niemiec z Chinami. Władzom RFN i kierownikom niemieckiej gospodarki chodzi także o to, żeby istniejące od lat więzy handlowe i łańcuchy dostaw z Chin i do Chin – te kluczowe dla ponad siedmiu tysięcy niemieckich dużych i średnich przedsiębiorstw mocno współpracujących z Chinami – nie uległy teraz i w najbliższych latach zerwaniu czy jakiemuś znacznemu zmniejszeniu. Bo nieoficjalny cel zerwania bądź rozluźnienia istniejących od dawna powiązań i interesów niemieckich czy francuskich firm i instytucji z Chińczykami jest od ponad 2 lat ważnym elementem polityki „demokratycznych” władz USA.

Tym celom służyła już m.in. wizyta wielkiej delegacji Niemiec w Pekinie 3-4 listopada ub. roku. Kanclerzowi Olafowi Scholzowi towarzyszyli wówczas, obok kilku ważnych ministrów, także szefowie kilkunastu największych niemieckich koncernów i firm – takich, jak m.in. Volkswagen, BMW, BASF, Bayer i Deutsche Bank. Według oficjalnych komunikatów, w trakcie tej wizyty kanclerz i jego ministrowie ponoć „zwracali szczególną uwagę” na istniejące w Chinach urzędowe problemy i bariery dla firm niemieckich i innych z obszaru UE. W tym na problemy ze swobodnym dostępem do rynków Chińskiej Republiki Ludowej – w ostatnich ponad trzech latach znacząco bardziej ograniczonym z przyczyn covidowych i politycznych niż do stycznia 2020 roku. Jednak nadal aż ok. 10 proc. całego handlu zagranicznego Niemiec przypada na Chiny – największego w świecie handlowego partnera Niemiec od roku 2016 i od kilku lat już wyraźnie większego niż USA. Obroty handlowe między Chinami a Niemcami osiągnęły w samym roku 2022 aż ponad 299 miliardów euro (!), przy niemieckim deficycie w tym handlu w wys. około 85 mld euro.

Dlatego rząd RFN jesienią ub. roku w końcu zgodził się m.in. na zawarcie z Chińczykami porozumienia w sprawie sprzedaży 24,9 proc. udziałów w wielkim kontenerowym terminalu portu w Hamburgu chińskiemu koncernowi spedycyjnemu COSCO. Zgodził się także na chińskie plany przejęcia fabryki wielkiego producenta półprzewodników Elmos w Dortmundzie przez firmę Silex – należącą do chińskiego koncernu Sai Microelectronics. Czy te i inne ustępstwa władz Niemiec spowodują faktycznie większe otwarcie rynków i władz Chin na firmy i produkty niemieckie? To się okaże zapewne nie wcześniej niż w roku 2024.

Papierowa „strategia wobec Chin”

Kolejnym istotnym etapem w polityce rządu RFN wobec Chin, również w aspekcie wizerunkowo-propagandowym (głównie wobec władz USA), było ustalenie i publiczne przedstawienie 13 lipca (przez minister spraw zagranicznych Annalenę Baerbock) rządowej „Strategii wobec Chin”, czyli planu działań.

To przedstawienie nastąpiło po kilku miesiącach dyskusji i negocjacji prowadzonych wśród koalicyjnych partii, szefów resortów i gospodarki. Ten dość obszerny tekst (ok. 60 stron) stwierdza między innymi, że wzajemne stosunki bilateralne Niemiec i Chin w ostatnich latach uległy pogorszeniu. Między innymi z przyczyn „tendencji autokratycznych”, „łamania praw człowieka” i naruszania zasad gospodarczej konkurencji w polityce władz Chin oraz z powodu ich agresywnej polityki zagranicznej – przejawiającej się zwłaszcza w okresowych „groźbach wobec Tajwanu”, we wspieraniu Rosji i w nasilaniu politycznej presji na sąsiadów.

W „Strategii” podkreślono jednak, że pomimo powyższych negatywnych zjawisk bez udziału Chin nie uda się rozwiązać licznych problemów globalnych, dlatego Niemcy oferują Chinom jeszcze większą współpracę, a nawet wzywają Pekin do „przejęcia większej odpowiedzialności w polityce międzynarodowej” (?).

Wydaje się, że główną ideą tego dokumentu jest niemiecka potrzeba „ograniczenia ryzyka” we wzajemnych stosunkach gospodarczych w celu m.in. pewnego ograniczenia dotychczasowej handlowej zależności Niemiec od Chin, ale oczywiście bez zrywania więzi z tym największym handlowym partnerem Niemiec w jakiejkolwiek dziedzinie czy branży.

Głównym tematem „Strategii” są oczywiście sprawy gospodarcze. Władze RFN deklarują, że będą dążyć do ograniczenia nadmiernych i obciążonych ryzykiem zależności ekonomicznych. Zamierzają także „dywersyfikować” swoje relacje gospodarcze z zagranicą poprzez rozwijanie współpracy także z innymi regionami świata, co ma stanowić jakąś przeciwwagę dla dotychczasowej przewodniej roli Chin w eksporcie i imporcie Niemiec. Rząd Republiki Federalnej podkreśla również konieczność większego kontrolowania napływu do Niemiec i innych krajów Unii Europejskiej chińskich inwestycji (zgodnie z zaleceniami USA), zwłaszcza w obszarze tzw. infrastruktury krytycznej i nowoczesnych technologii. Nie wspomina jednak o konieczności jakiegoś większego nadzoru Berlina nad inwestycjami firm niemieckich w Chinach.

„Strategia” akcentuje też konieczność „uzgadniania stanowiska” wobec Chin „z partnerami” z UE i dążenia do wypracowania w kwestiach chińskich polityki jednolitej dla całej UE. Rząd RFN zaznacza, że taka jednolita polityka wymagałaby jednak „usprawnienia procesu podejmowania decyzji” w organach UE, a przede wszystkim wprowadzenia zasady głosowania większościowego w każdej sprawie, tj. zniesienia obowiązującego w UE prawa weta. Postulowana przez Niemcy wspólna polityka wobec Pekinu miałaby być także uwzględniana w każdym przypadku rozszerzania UE – wszystkie państwa kandydujące i przystępujące do UE powinny podzielać aktualne stanowisko władz UE i RFN w sprawach współpracy z Chińską Republiką Ludową. Sehr schön und demokratisch!

„Strategia” rządu RFN podkreśla też m.in. pożądaną „odpowiedzialność” niemieckich firm za redukcję ich obecnej zależności od firm i instytucji chińskich i zastrzega, że w razie jakiegoś politycznego kryzysu (chodzi tu zapewne np. o inwazję ChRL na Tajwan) te firmy nie będą mogły liczyć na pomoc niemieckiego państwa. Widać więc, że obecna polityka Berlina wobec Chin oznacza już dość wyraźne odejście od wieloletniej polityki poprzednich gabinetów rządowych (kanclerz Angeli Merkel), które silnemu wspieraniu przez rząd współpracy Niemiec z Chinami, zwłaszcza w sprawach gospodarczych, nadawały absolutny priorytet. Ale to dzięki temu priorytetowi szczególnie niemieckie firmy samochodowe, chemiczne oraz liczni producenci maszyn i urządzeń mają w Chinach, już co najmniej od kilkunastu lat, swoje prawdziwe eksportowe eldorado.

Warto przypomnieć, że w czasie ok. 16 lat swoich rządów kanclerz Merkel była w Chinach z oficjalną wizytą aż 12 razy – i zawsze w licznym towarzystwie szefów niemieckiego przemysłu. A teraz lewicowe władze Niemiec, najwyraźniej jeszcze wystraszone nieprzewidywalną sytuacją na Ukrainie i brakiem jasnych perspektyw jakiejś dalszej współpracy gospodarczej i politycznej z Rosją, podejmują specjalne środki ostrożności w swoich stosunkach z Chinami i USA i ogłaszają światu (a przede wszystkim władzom USA) swoje papierowe „strategie”, aby tylko stać się „mniej podatnymi na różne zagrożenia” związane z biznesami w Chinach i z działalnością chińskich firm w Niemczech oraz niemieckich firm w USA.

Bo właśnie w okresie ostatnich 9-10 lat znacznie wrosło też zaangażowanie chińskich firm w Niemczech – przede wszystkim w branżach nowoczesnych technologii, w tym w telekomunikacji, a także w transporcie i przemyśle wytwórczym. A przy okazji kolejnych umów i inwestycji w Niemczech Chińczycy dostają i przejmują te technologie i wiedzę, na których im zależy najbardziej.

Ta wielka współpraca przynosi więc oczywiście wielkie korzyści gospodarcze i technologiczne obu krajom i nie wydaje się, żeby dość często omawiane przez polityków, urzędników i media Niemiec „łamanie praw człowieka” w Chinach czy sprawy dotyczące Ujgurów, Tajwanu itp. drażliwe zagadnienia mogły ją mocniej ograniczyć. Jedynym poważnym czynnikiem ograniczającym tę wielką współpracę niemiecko-chińską jest od kilku lat i zapewne nadal będzie polityka, kontrole i sankcje władz i banków USA.

REKLAMA