Za aktem rzekomego „antysemityzmu” stał… Żyd. Sprawę wyciszono

Fot. ilustr. Fdesedouche
REKLAMA

We francuskim mieście Levallois-Perret pod Paryżem, na lokalnym „koszernym” sklepie żydowskim nieznany sprawca wymalował w nocy z 18 na 19 sierpnia antysemickie napisy o „żydowskim złodzieju”. Informacja obiegła wszystkie media, padły potępienia ze strony lokalnych władz i przyszło oburzenie ze sfer rządowych.

Minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin, natychmiast oświadczył, że jest „głęboko zszokowany” i zmobilizował policję, a tu nagle historia została wyciszona. Poinformowano, że postawiona w stan pogotowia policja szybko złapała sprawcę. Ten jednak zamiast trafić do aresztu, pozostanie na wolności i ma stawić się przed sądem dopiero 14 grudnia, a i to tylko za zniszczenie fasady sklepu.

REKLAMA

Sprawa zaczęła wyglądać dość dziwnie. Okazało się, że sprawca „antysemickich napisów” ma 74 lata, a jeszcze później, że sam jest…. Żydem i to synem osób ocalałych z Holokaustu. Ma to być tylko „spór handlowy” pomiędzy nim a kierownikiem sklepu-restauracji. „Mój klient nie jest antysemitą, którego szukał Gérald Darmanin, ale człowiekiem stojącym w obliczu sporu handlowego, który odleciał” – mówi adwokat sprawcy Ian Knafou.

Prawda może być nawet bardziej złożona. Diasporze żydowskiej we Francji przydarzyły się już podobne „wpadki”. W IX dzielnicy Paryża, nieznani sprawcy niszczyli mienie, w tym samochody w dzielnicy żydowskiej. Sprawcami okazali się jednak wyznawcy religii mojżeszowej. Sprawie „ukręcono łeb”. W tym przypadku chodziło o wywołanie poczucia zagrożenia Żydów we Francji, co miało doprowadzić do ich „powrotu” do Izraela.

Był też rzekomo pobity rabin, co zakończyło się wiecami potępienia z udziałem prezydenta, deputowanych, biskupów, etc. Okazało się, że sprawa ma tło o charakterze obyczajowym i relacjami pozamałżeńskimi. „Antysemityzm” w Levallois-Perret to podobno „spór handlowy”…

Źródło: Le Parisien/ Media-Presse-Info

REKLAMA