Piłka po stronie Ormian!

Nagorny Karabach.
Nagorny Karabach. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikimedia, Sonashen, CC BY-SA 3.0
REKLAMA

Sytuacja w Nagornym Karabachu staje się krytyczna. Enklawa jest faktycznie blokowana przez Azerbejdżan. Według oświadczeń władz enklawy, którą miejscowi Ormianie zwą Arcachem, sytuacja jej mieszkańców stała się coraz cięższa. Grozi im głód. Do Arcacha nie docierają żadne dostawy żywności, lekarstw i wszelkiego innego zaopatrzenia. Jej mieszkańcy czują się też zdradzeni przez wszystkich. Zarówno Erewań, jak i Moskwa uważają, że muszą oni uznać władzę Azerbejdżanu i zaakceptować fakt, że są jego obywatelami.

Tymczasem Ormianie z Arcacha nie chcą nawet o tym słyszeć. Twierdzą, że jeżeli ich enklawa nie dostanie statusu autonomii, to będą musieli ją opuścić! Baku zaś ze swej strony twardo zapowiada, że na żadną autonomię się nie zgodzi. Z jego punktu widzenia emigracja Ormian jest rozwiązaniem jak najbardziej korzystnym i pożądanym.

REKLAMA

Los karabachskich Ormian jest obecnie głównym punktem sporu między Azerbejdżanem a Armenią, uniemożliwiającym zawarcie przez obie strony traktatu pokojowego. Armenia, a także dyplomaci z UE i USA, pośredniczący w rozmowach między nią a Azerbejdżanem, opowiadają się za utworzeniem „międzynarodowego mechanizmu dla zabezpieczenia praw i gwarancji dla Ormian w enklawie”.

Rosja, która od dawna usiłuje doprowadzić do pokoju w regionie, organizując rozmowy między Azerbejdżanem a Armenią, nie popiera takiego rozwiązania . Jej zdaniem Ormian w Karabachu powinno bronić prawo obowiązujące w Azerbejdżanie i międzynarodowe konwencje o ochronie praw mniejszości narodowych, które Baku jest zobowiązane przestrzegać.

Baku nalega też na jak najszybsze rozmowy między przedstawicielami enklawy a nim bez żadnych pośredników, w trakcie których zostaną wyjaśnione wszystkie kwestie.

Przedstawiciele Ormian z Nagorno Karabachu uważają, że rozmowy z Azerami są możliwe, ale na neutralnym terytorium i z udziałem międzynarodowych pośredników. Baku takie warunki zdecydowanie odrzuca. Uważa stawianie takich warunków przez przedstawicieli ormiańskiej enklawy za niedopuszczalne. Jego zdaniem rozmowy powinny odbyć się w Baku lub w innym mieście na terytorium Azerbejdżanu. Przy okazji Baku ujawniło, że jego przedstawiciele od dawna prowadzą nieoficjalne rozmowy z przedstawicielami Stepanakertu (stolica enklawy), które były utrzymane w tajemnicy i nie były nagłaśniane w mediach.

Kto wsadził kij w szprychy

Rozmowy te dotyczyły głównie kwestii technicznych. Dotyczyły one m.in. wzajemnego wykorzystania infrastruktury i innych spraw technicznych. W marcu br. obie strony bez nagłaśniania tego faktu zgodziły się na rozpoczęcie bezpośrednich rozmów między Baku a Stepanakertem. Miały one się odbyć w Ewłachie – miejscowości leżącej 100 km od Stepanakertu. Pośrednikami w ich organizacji mieli być przedstawiciele rosyjskich sił pokojowych. Ktoś jednak wsadził kij w szprychy procesu pokojowego i Ormianie rozmowy zbojkotowali. Wściekły prezydent Azerbejdżanu wprowadził blokadę azerskiej enklawy, chcąc zmusić Ormian do podjęcia rozmów. Baku dwukrotnie wysyłało zaproszenia do Stepanakertu, by jego wysłannicy przyjechali do stolicy Azerbejdżanu, ale ten propozycję zignorował.

Ze swojej strony Stepanakert zaproponował najpierw spotkanie wysłanników obu stron najpierw w Sofii w Bułgarii, a później w słowackiej Bratysławie, gdzie w roli pośredników mieli wystąpić wysłannicy USA i UE. Baku odrzuciło te propozycje bez żadnych komentarzy. Jego rzecznicy oświadczyli, że upór Stepanakertu tylko osłabia jego pozycję.

Niezależni obserwatorzy przypominają, że upór Ormian pogarsza ich kartę przetargową. Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny o Górski Karabach prezydent Ilcham Alijew oświadczył, że gotów jest dać Ormianom z enklawy specjalny autonomiczny status pod warunkiem, że uznają ją za azerbejdżańskie terytorium. Ormianie tę propozycję jednak odrzucili.

Żadnego statusu nie będzie

Po zwycięstwie w wojnie Alijew oświadczył, że teraz Ormianie o specjalnym statusie mogą zapomnieć. „Status poleciał do wszystkich diabłów, rozleciał się w proch i puch, nie ma go i nie będzie. Póki co, ja jestem prezydentem, żadnego statusu nie będzie!” – hardo oświadczył, by mieszkańcy enklawy nie mieli złudzeń!

Na początku sierpnia w wywiadzie dla „Euronews” Ilcham Alijew potwierdził, że Ormianie będą żyć pod władzą Azerbejdżanu tak jak inne mniejszości w państwie.

Stwierdził, że: „Ormianie w Karabachu powinni zrozumieć, że będą częścią społeczeństwa Azerbejdżanu, otrzymają gwarancję bezpieczeństwa i prawa do wychowania, do zachowania swojej kultury, religii, a także praw samorządowych. Będą żyć normalnym życiem. Przestaną być zakładnikami manipulacji. Ponadto muszą zrozumieć, że obecna sytuacja nie zmieni się na ich korzyść, jeżeli będą nadal nas ignorować.”

W Stepanakercie natomiast słyszy się głosy, że zjednoczenie z Azerbejdżanem oznacza przekroczenie „czerwonej linii”, której tutejsi Ormianie nie chcą przekraczać. Uważają, że jak tylko enklawa Arcach trafi pod władzę Azerbejdżanu, to on zaraz zacznie przeprowadzać na przyłączonym do siebie terytorium czystkę etniczną. Według Ormian mieszkających w Górnym Karabachu, jeżeli enklawa przejdzie pod władzę Azerów, to dla nich nie będzie na niej przyszłości. Będą musieli porzucić ojczystą ziemię i zamieszkać gdzie indziej. Utrzymują, że nigdy nie zaakceptują warunków trwałego pokoju, jeżeli te będą dla nich poniżające. Niektórzy mówią też o możliwości wznowienia wojny, nie licząc się z tym, że ona mogłaby skończyć się kolejną rzezią Ormian. Ci jednak nawet sobie nie wyobrażają, by mieli przyjąć obywatelstwo Azerbejdżanu.

Sytuacja jest trudna, a rozwiązania, które zadowalałyby wszystkie strony, póki co nie widać. Jeżeli Ormianie w enklawie nie ustąpią, wszystko – w tym także najgorsze – może się zdarzyć. Ilcham Alijew wydaje się być bardzo zdeterminowany.

REKLAMA