BRICS, czyli przyszłość

Szczyt przywódców państw BRICS w 2019 roku. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
Szczyt przywódców państw BRICS w 2019 roku. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Media właśnie podały, że na szczycie BRICS, mającym miejsce w RPA, tworzące tę organizację międzynarodową państwa podjęły decyzję o przyjęciu w swoje szeregi Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Iranu, Argentyny i Etiopii.

Obserwatorzy i komentatorzy nieuważani czy też zindoktrynowani przez liberalne media, należące do zachodnich koncernów, najwięcej miejsca poświęcili wykpiwaniu przyjęcia Etiopii – państwa bardzo ubogiego i mocno uzależnionego od zagranicznej pomocy gospodarczej.

REKLAMA

Miałoby to świadczyć o przekształcaniu się BRICS-u w klub państw trzeciego świata, biedoty żebrzącej o zachodnie kredyty i technologie. Obserwatorzy bardziej uważni zwrócili uwagę na przyjęcie do BRICS potentatów w eksporcie ropy naftowej, a mianowicie Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Iranu. Oznacza to, że BRICS skupia w tej chwili (włącznie z Rosją) państwa eksportujące ponad połowę ropy naftowej na świecie. Stąd, jak się zdaje, słuszne komentarze, że może to stanowić autentycznie wstęp do końca petrodolara, a w konsekwencji do upadku dolara jako waluty światowej. Przyjęta do organizacji Argentyna też już odeszła od rozliczania się w dolarach w handlu z Brazylią.

Z drugiej strony do BRICS nie przyjęto innych poważnych potentatów w eksporcie ropy naftowej, a mianowicie Algierii i Wenezueli. O ile ta druga odmowa jest dla mnie zrozumiała z powodu najprawdopodobniejszego weta Brazylii, to nieprzyjęcie Algierii nie jest dla mnie jasne. Zresztą kulisy decyzji o przyjęciu lub nieprzyjęciu poszczególnych państw aspirujących do tej organizacji w ogóle nie są przejrzyste.

Rosja nie przeforsowała przyjęcia do BRICS swoich kluczowych sojuszników w postaci wspomnianej Wenezueli, lecz także Białorusi, co jest wyraźnym znakiem, że nie jest ona w tej organizacji podmiotem dominującym. Z drugiej strony w doniesieniach medialnych czytamy, że Chiny przeforsowały przyjęcie do BRICS Iranu, acz kandydatura ta napotkała na opozycję. Wniosek z tego jest taki, że podmiotem dominującym są tutaj Chiny. Nie dziwi mnie to. Xi Jinping powoli wyrasta na nowego cesarza świata, a BRICS na organizację międzynarodową skupiającą wszystkie te państwa, które zwracają się przeciwko zachodniej, szczególnie zaś anglosaskiej, dominacji nad światem i uznają chińską hegemonię. Stąd nie dziwi odrzucenie wniosków o członkostwo ze strony państw prozachodnich: Nigerii czy Boliwii. Zapewne z powodu chińskiego weta nie przyjęto do BRICS państw bliskich geograficznie Chinom, które jednak traktują je jako zagrożenie. Mam tutaj na myśli Wietnam i Indonezję, a także Kazachstan, którego polityka międzynarodowa jest niestabilna.

Widać wyraźnie kierunek, w jakim BRICS będzie podążał. Hegemonia Stanów Zjednoczonych opiera się na systemie sojuszy ze słabszymi podmiotami, skupionymi pod względem polityczno-gospodarczym w grupie G7, a pod względem polityczno-militarnym w NATO. Daje to Stanom Zjednoczonym dostęp do baz, możliwość kierowania siłami zbrojnymi mniejszych sojuszników, możliwość sprzedawania im uzbrojenia i zarabiania na tym, a także uzależniania ich armii od własnych dostaw. Za pomocą grupy G7 Amerykanie ustanawiają zaś różnego rodzaju sankcje ekonomiczne, etc. Chiny potrzebują podobnych instrumentów i, jak sądzę, do tego właśnie zamierzają użyć BRICS-u, która to organizacja skupia państwa nastawione „rewizjonistycznie” wobec anglosaskiej hegemonii. Szukając klucza przyjęcia lub nie przyjęcia poszczególnych aspirujących do BRICS-u państw, wyobraziłem sobie mapę świata i w wyobraźni naniosłem na nią te państwa, które zostały przyjęte. I znalazłem, jak sądzę, prawdopodobny klucz.

Otóż, do BRICS zostały przyjęte państwa, które znajdują się na trasie projektowanego Nowego Jedwabnego Szlaku, a konkretnie jego nitki południowej, ciągnącej się od Szanghaju do północnej Afryki. Mamy więc Iran – którego przy tej nitce nie sposób pominąć ze względów geograficznych, co tłumaczy naciski Pekinu, aby państwo to przyjąć – a za jego pomocą Chiny znalazły środek nacisku na Irak zdominowany przez szyitów. Następnie mamy Arabię Saudyjską i Egipt. Jesteśmy już w północnej Afryce. Dlatego logiczne było przyjęcie biednej jak mysz kościelna Etiopii, która ma stanowić placówkę chińską na końcu Jedwabnego Szlaku. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Iran są także dla Chin kluczowe ze względu na światowe zasoby ropy naftowej.

Jeśli myślimy o decyzjach o rozszerzeniu BRICS pod kątem projektu Nowego Jedwabnego Szlaku, to teraz staje się dla nas rzeczą bardziej zrozumiałą nieprzyjęcie do tej organizacji Białorusi i Kazachstanu. Każdy, kto interesował się projektem Nowego Jedwabnego Szlaku, musi pamiętać, że pierwotnie miał on ciągnąć się od Szanghaju do Europy Zachodniej, za pośrednictwem Kazachstanu, Rosji i Białorusi. Z powodu przedłużającej się wojny na Ukrainie nie ma go jednak jak pociągnąć w kierunku południowym, na Węgry. Z powodu zaś polityki polskiej, lobbowanej przez Waszyngton, jest on zablokowany przez równiny środkowej Europy. Konflikty polsko-białoruskie powodują, że nie można go pociągnąć na linii Chiny-Kazachstan-Rosja-Białoruś-Polska-Europa. Słowem, północna nitka Nowego Jedwabnego Szlaku została tymczasowo zablokowana, póki Rosjanie nie poradzą sobie z Ukrainą i nie wymuszą na niej zgody na puszczenie jej ku Węgrom. Dlatego członkostwa w BRICS nie dostał ani Kazachstan, ani Białoruś – chwilowo nie są w tym projekcie potrzebne Pekinowi.

Obrady BRICS i podjęte decyzje o jego rozszerzeniu świadczą o całkowicie przewidywalnym dla mnie przemodelowaniu potęg mocarstw. Rosji nie udało się wprowadzić do organizacji swoich sojuszników, gdy Chiny wprowadziły własnych. Potwierdza to wcześniejsze przypuszczenia, że w sojuszu rosyjsko-chińskim Moskwa jest podmiotem słabszym, jak mawiają Niemcy, jest „Juniorpartnerem”. Cesarz świata może być tylko jeden: imperatorem świata staje się XI Jinping, a stolica imperium będzie w Pekinie.

REKLAMA