Lekarz rozjechał jego ciężarną żonę i córeczkę

Policja
Policja. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: PAP
REKLAMA

Bulwersująca sprawa ciągnie się od 2020 roku. To wtedy lekarz Krzysztof S. rozjechał ciężarną żonę i córeczkę pana Andrzeja. Choć minęło tyle czasu, sprawca pozostaje na wolności i dalej wykonuje swój zawód.

Do zdarzenia doszło 22 października 2020 roku w Gilowicach na Śląsku. Krzysztof S., z zawodu lekarz, jechał swoim Hyundaiem z nadmierną prędkością. Kierowca wypadł z drogi i uderzył 36-letnią Małgorzatę i jej trzyletnią córkę Laurę.

REKLAMA

Kobieta była w ciąży – zginęła na miejscu i jej nienarodzone dziecko również. Trzylatka walczyła w szpitalu o życie przez kilka dni, ale lekarzom nie udało się jej uratować.

Choć S. jest zawodowym lekarzem, to nie udzielił pomocy swoim ofiarom na miejscu.

To wszystko wydarzyło się na oczach pana Andrzeja – męża i ojca ofiar. Razem z rodzinę wybierał się na kawę, blisko, bo do sąsiadów.

Obecnie mężczyzna samotnie wychowuje drugą córkę – Ritę. Od wypadku ma jednak problemy i pozostaje pod opieką psychologiczną. Walczy też o sprawiedliwość, ale ta cały czas pozostaje niewymierzona.

72-letni Krzysztof S. zasłaniał się w sądzie m.in. psem, który miał wyskoczyć na drogę, a później spadkiem cukru. Obie te wersje zostały odrzucone przez sąd.

W listopadzie 2022 roku, czyli aż 2 lata od zdarzenia, Krzysztof S. zostaje skazany na 2,5 roku więzienia, ale za kratki nie trafia.

Lekarz cały czas bowiem zasłania się złym stanem zdrowia, a sąd odracza wykonanie kary. Jednak mimo rzekomo złego stanu zdrowia S. został zatrudniony w szpitalu w Suchej Beskidzkiej i spokojnie dalej wykonuje swój zawód.

– Wcześniej walczyłem o jak najwyższą karę dla tego mężczyzny. Teraz chcę, żeby w ogóle trafił do więzienia. To jest dramat, co ten człowiek wyprawia. Cały czas próbuje się wymigać od kary – mówi w rozmowie o2.pl pan Andrzej.

Choć pod koniec sierpnia sąd stwierdził, że nic już nie stoi na przeszkodzie, by S. trafił do więzienia i tam leczył swoje schorzenia, to mężczyzna wciąż pozostaje na wolności.

Sąd Rejonowy w Żywcu, który odpowiada za wykonanie kary, wstrzymuje się bowiem z decyzją i bada, czy aby na pewno S. jest na tyle zdrowy, by móc trafić do więzienia.

– Widziałem jego zachowanie po wypadku. Twierdził, że nie udzielił pomocy, bo ja chciałem go zabić. Ma gdzieś to, co się stało. Jego to nie rusza. Normalnie sobie żyje. Nie było z jego strony żadnego, ludzkiego podejścia, empatii – opowiada pan Andrzej. – Przez cały proces robi z siebie ofiarę. Jest cwany, wyrachowany.

Odszkodowania za błędy medyczne. Nowe przepisy

REKLAMA