Płaczek: Idę do Sejmu dla Polaków!

Grzegorz Płaczek.
Grzegorz Płaczek. / foto: Biuro Prasowe Konfederacji
REKLAMA

Wygrywając prawybory, niewątpliwie złapałem wiatr w żagle, jednak przed nami wszystkimi jeszcze bardzo dużo pracy. Aby pokonać system, konieczne jest zaangażowanie się wielu ludzi i aktywistów w różnych okręgach wyborczych. Oddolna walka wymaga sporo determinacji i często kandydaci do Sejmu uczą się na własnych błędach – mówi Grzegorz Płaczek, vloger, prezes Fundacji Nowe Spektrum i niezależny kandydat do Sejmu z ramienia Konfederacji („jedynka” w Katowicach), w rozmowie z Jakubem Zgierskim.

Jakub Zgierski: – Kiedy tak naprawdę rozpoczęła się Twoja przygoda z ruchem wolnościowym? Wielokrotnie w wypowiedziach publicznych wspominałeś, że do działania zmotywowała Cię tzw. pandemia, a właściwie to, co wyprawiały rządy i wielkie koncerny. Nie mogłeś po prostu patrzeć bezczynnie, gdy były łamane podstawowe prawa obywatelskie i to pod płaszczykiem zarówno praworządności, jak i naukowości.

REKLAMA

Grzegorz Płaczek: – Moja przygoda z wolną Polską rozpoczęła się w marcu 2020 roku. Nigdy wcześniej nie zauważałem istnienia tzw. ruchów wolnościowych. Wydawało mi się, że mieszkam w wolnej Polsce, a autorytetem dla mnie byli ministrowie oraz premier mojego kraju. Wszystko zmieniło się, gdy otrzymałem odpowiedź na moje pierwsze w życiu pismo wysłane do ministerstwa zdrowia. Zapytałem o rzeczy, które były bardzo istotne dla wielu Polaków. Pytania dotyczyły listy osób, które umarły na COVID-19 w pierwszych miesiącach pandemii. Odpowiedź, którą otrzymałem, spowodowała, że pojawiła się bardzo długa lista wątpliwości. Niemal niezauważalna liczba zgonów wyłącznie na COVID-19 przeczyła danym, które płynęły do Polaków z mediów głównego nurtu. Był to moment zwrotny w moim życiu i jego konsekwencje odczuwam do dziś. Postanowiłem zaangażować się w walkę, poznając jednocześnie, czym dokładnie są ruchy wolnościowe w Polsce. Jeszcze parę lat temu nie miałem świadomości, że są ludzie, którzy nie poddali się propagandzie mediów głównego nurtu. Wojen nigdy nie wygrywały całe narody. Historia pokazuje, że to małe grupy zaangażowanych patriotów zmieniały losy Polski.

Dzięki zaangażowaniu sympatyków i potencjalnych wyborców wygrałeś prawybory organizowane przez Nową Nadzieję w ramach Konfederacji. Teraz startujesz do Sejmu z ramienia tego ugrupowania, jednak jako kandydat bezpartyjny. Dlaczego mieszkańcy Katowic i pozostałych miejscowości w tym okręgu wyborczym powinni zagłosować właśnie na „jedynkę”, czyli Grzegorza Płaczka?

– Start w jakichkolwiek wyborach pociąga za sobą bardzo dużo konsekwencji – zarówno politycznych, jak i rodzinnych. Nie jest paradoksalnie jednoosobową decyzją, ponieważ – aby wygrać wybory i zostać posłem – kandydat musi „pociągnąć za sobą” wiele osób. Walki o mandat poselski nie da się wygrać w pojedynkę. Wygrywając prawybory, niewątpliwie złapałem wiatru w żagle, jednak przed nami wszystkimi jeszcze bardzo dużo pracy. Aby pokonać system, konieczne jest zaangażowanie się wielu ludzi i aktywistów w różnych okręgach wyborczych. Oddolna walka wymaga sporo determinacji i często kandydaci do Sejmu uczą się na własnych błędach. Działacze ze środowisk wolnościowych nie mają za sobą rozległych struktur partyjnych. Polacy muszą zrozumieć, że wsparcie każdej osoby może przechylić szalę zwycięstwa. Przed nami ostatnie dni zbierania podpisów. Codziennie jestem w terenie i widzę, że walka będzie toczyć się do ostatnich godzin. W Polsce mamy 41 okręgów wyborczych i każdy stara się zebrać minimum 5 tys. podpisów. Bez zebrania odpowiedniej ich liczby, żadna partia nie może wystawić swoich kandydatów w walce o mandaty poselskie. Dlatego apeluję w tym miejscu o wsparcie i zaangażowanie, ponieważ widzę, że jest jeszcze dużo do zrobienia.

Jesteś autorem wielu udanych i bez wątpienia przełomowych interwencji obywatelskich, które obnażyły manipulacje rządzących, przedstawicieli mediów czy generalnie tzw. elit. Czy mógłbyś pokrótce przypomnieć swoje najważniejsze akcje? Mam na myśli takie, które w znaczącym stopniu wpłynęły na świadomość opinii publicznej lub wymusiły na decydentach podjęcie określonych działań.

– W mojej ocenie najważniejszą interwencją, w której uczestniczyłem, była próba zrozumienia, dlaczego i na jakich zasadach pan Grzegorz Cessak (Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych – dop. red.) zezwolił na testowanie szczepionek przeciw COVID-19 na polskich dzieciach. Interwencja została przeprowadzona w momencie największego „zamordyzmu społecznego”, pokazując butę i arogancję obecnej władzy. Próba weryfikacji faktów w siedzibie prezesa Cessaka utwierdziła mnie w przekonaniu, że Polacy oczekują odważnych działań i bezkompromisowych postaw. Takie też płynęły do mnie sygnały ze strony sympatyków. Bardzo trudno wybrać najważniejszą interwencję, ponieważ każda mogła zadecydować o obudzeniu kolejnych Polaków. Na długie lata będę pamiętać również „wejście” do Instytutu Kardiologii w Aninie, gdzie dyrektorem jest były minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski. Jak się okazało, uzależniał pracę w placówce od faktu zaszczepienia się, co oczywiście było nielegalne. W wyniku przeprowadzonej interwencji została powiadomiona prokuratura, która po kilku miesiącach postanowiła, że nie podejmie żadnych czynności, co pokazuje, jak system broni się przed świadomymi obywatelami.

Podobno doczekałeś się w końcu odpowiedzi z prokuratury ws. zakupu szczepionek przez polski rząd. Stanowisko urzędu nie jest jednak satysfakcjonujące i ponownie oddala szansę na rozliczenie winnych, prawda?

W sierpniu 2023 roku otrzymałem postanowienie warszawskiej prokuratury, że nie podejmie ona żadnych czynności w celu zbadania, czy doszło do naruszenia prawa przez pracowników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów lub ministerstwa zdrowia w kwestii procedury zakupowej szczepionek. Wielu Polaków liczyło przynajmniej na uczciwy proces, jednak prokuratura nawet nie podjęła podstawowych czynności wyjaśniających. Wygląda na to, że prokuratura, która jest nadzorowana przez Zbigniewa Ziobrę, nie dopuszcza w ogóle myśli, aby niezawisłe sądy mogły zbadać tę jakże istotną sprawę. Mam poczucie, że narażenie budżetu państwa na miliardowe straty szybko może odejść w zapomnienie, chyba że znajdą się Polacy, którzy w najbliższych latach na to nie pozwolą.

Stosunkowo niedawno, z zupełnie innego powodu, niż byśmy sobie tego życzyli, został odwołany minister zdrowia Adam Niedzielski. Czy Twoim zdaniem on również uniknie odpowiedzialności za swoje czyny?

– Gdy Adam Niedzielski przejął pałeczkę po profesorze Szumowskim, wiele osób liczyło na to, że dojdzie do pewnej normalizacji, uspokojenia, a nadużyć władzy będzie mniej, niż miało to miejsce za czasów poprzednika. Przypomnijmy wciąż nierozliczone afery: maseczkową i respiratorową. Jednak tak się nie stało. Minister zdrowia Adam Niedzielski szedł jak walec. W ostatnich miesiącach dużo osób marzyło o tym, aby odszedł w końcu w polityczny niebyt. A tu nagle pod pretekstem ujawnienia tajemnicy lekarskiej podjęto decyzję, że traci pracę. To jest oczywiście jakiś absurd, farsa. Wielu Polaków patrzy na to z wielkim uśmiechem, próbując zrozumieć, jak to możliwe. Wprowadzono przymus szczepienia medyków, wciąż są nierozliczone afery, nikt nie odpowiedział za szpitale tymczasowe. Natomiast z powodu ujawnienia danych jednego lekarza Prawo i Sprawiedliwość podjęło decyzję, że minister zdrowia naruszył prawo i musi odejść. To jest ewidentna ustawka przed nadchodzącymi wyborami. Zwykle to jest tak, że wybory wymagają od władzy odsunięcia na chwilkę w cień osób, które wizerunkowo niszczą postrzeganie partii.

– Jak więc powinna zakończyć się kariera Adama Niedzielskiego? Sama dymisja to zdecydowanie za mało…

Uważam, że jest to osoba, która powinna stanąć albo przed Trybunałem Stanu, albo przed niezależną prokuraturą. Ktoś musi przecież sprawdzić – mam tu na myśli państwowy urząd – czy nie doszło do jawnego łamania prawa. Niestety prokuratura jest nieugięta, prokuratura się boi, prokuratura nie chce badać sprawy. Wygląda na to, że prokuratura nie dotknie zarówno profesora Łukasza Szumowskiego, jak i Adama Niedzielskiego. Przypomina to trochę układ zamknięty. Czy to się ludziom podoba, czy nie, czy już mamy inne rzeczy przed sobą, na przysłowiowym tapecie, to jednak nie może być tak, że jedna władza coś robi – wydaje się – niezgodnego z prawem, a potem przychodzi kolejna i o tym zapomina. Obawiam się, że jeżeli Prawo i Sprawiedliwość odejdzie w polityczny niebyt (mam nadzieję!), a w to miejsce pojawi się następca, czyli w tym przypadku Koalicja Obywatelska, bo tak wskazują sondaże, to nic się nie zmieni. Jedni drugich nie rozliczą, bo to jest ekipa, która się dobrze zna od lat. Dlatego jeżeli ma się coś zmienić w Polsce, to ludzie muszą wstać sprzed komputerów. Samym siedzeniem i narzekaniem, jak jest źle, nie uratuje się kraju. Na czas wyborów parlamentarnych stworzyłem stronę internetową, na którą odsyłam wszystkich zainteresowanych realnym działaniem: grzegorzplaczek.pl

 

Dziękuję za rozmowę.

REKLAMA