Antyzachód i walka o globalne południe

Flagi Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA.
Flagi Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
REKLAMA

Konflikt pomiędzy USA a Chinami o dominację w świecie ma różne formy. Ostatnio podkreśla się rywalizację na polu technologicznym, wskazując szczególnie na amerykańskie embargo dotyczące branży półprzewodników oraz na chiński zakaz eksportu niektórych metali ziem rzadkich.

Niemniej ważna jest rywalizacja pomiędzy oboma supermocarstwami o przyciągnięcie jak największej ilości liczących się państw w świecie oraz uzyskanie przewagi w poszczególnych regionach globu.

REKLAMA

Coraz większe znaczenie ma walka o globalne południe, czyli walka o wpływy w tych regionach świata, których państwa dotychczas nie deklarowały się po żadnej ze stron. Są to kraje Ameryki Południowej i Środkowej, Afryki oraz Bliskiego Wschodu i Centralnej Azji. W tą walkę oba supermocarstwa wciągają sprzymierzeńców oraz swoich zwolenników.

Wojna na Ukrainie wzmocniła nie tylko jedność Zachodu. Przeciwnicy zachodniej cywilizacji też nie są pasywni. Antyzachód reprezentuje grupa zwana BRICS. To umowna grupa łącząca wrogów, przeciwników oraz państw neutralnych wobec Zachodu, zwana BRICS. Nazwa BRICS to akronim pochodzący od pierwszych liter państw tej grupy: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i South Africa (RPA). Grupa czyni wysiłki w celu konsolidacji, a przede wszystkim w celu zgrupowania wokół siebie jak największej liczby państw. Intensywne od jakiegoś czasu działania przynoszą już efekty. Argentyna, Arabia Saudyjska, Egipt, Etiopia, Iran oraz ZEA (Zjednoczone Emiraty Arabskie) od nowego roku staną się członkami tego ugrupowania. W ten sposób na świecie następuje powolna polaryzacja.

Mamy dwa nieformalne opozycyjne bloki: G7 i BRICS.

G7

To grupa zachodnich państw dysponujących największym potencjałem gospodarczym. Tworzą ją: USA, Japonia, Niemcy, Wlk. Brytania, Francja, Włochy i Kanada. G7 nie ma żadnych organów, statutu czy struktury. Przywódcy ww. państw spotykają się wraz z liderami Unii Europejskiej w celu omówienia międzynarodowej sytuacji i podejmują nieformalne decyzje ważne dla świata. Właśnie ta nieformalność, brak mandatu do podejmowania jednostronnych rozstrzygnięć mających globalne znaczenie, stała się jednym z powodów powstania grupy BRICS. Warto dodać, że w latach 1997-2014 udział w spotkaniach G7 brała Rosja.

BRICS

Właśnie Rosja była inicjatorem powstania tej grupy w 2009 r. Moskwa, zapewne już planując aneksję Krymu, a przewidując swój bojkot, szukała możliwości stworzenia innego ugrupowania. Warto przy tym zauważyć, że data powstania BRCIS nie jest przypadkowa. Rok 2009 to okres największego jak dotychczas finansowego kryzysu Zachodu, a przede wszystkim znacznego osłabienia gospodarki USA.

BRICS nie ma struktury organizacyjnej, nie jest żadnym paktem czy unią, jest raczej klubem mającym za zadanie skoordynować pewną działalność państw należących do tej grupy w celu przełamania dominacji Zachodu w świecie. Najpierw dominacji gospodarczej, a potem politycznej. BRICS krytykuje przede wszystkim światowy system finansowy, który uważa za pole przewagi Zachodu narzucającego finansowy dyktat państwom nazywanych kiedyś tzw. państwami Trzeciego Świata.

Należy podkreślić, że państwa BRICS w ciągu tych kilkunastu lat działalności rozwinęły zakres koordynacji spraw obejmujących kwestie polityki międzynarodowej, finansów, handlu, transportu, wymiany naukowej, wymiany młodzieży czy konsultacji władz poszczególnych resortów. Pomimo nieraz zasadniczych różnić pomiędzy państwami BRICS stara się być coraz bardziej współpracującą grupą.

Podobnie jak liderzy G7, przedstawiciele najwyższych władz państw BRICS (prezydenci, premierzy) odbywają coroczne spotkania, rotacyjnie w każdym z tych krajów. Wśród szczytnych celów głoszonych przez państwa BRICS, takich jak umożliwienie rozwijającym się krajom swobodnego rozwoju, jak obrona przed neokolonializmem i potępienie wyzysku krajów światowego południa, kryją się egoistyczne cele poszczególnych członków. Słabością BRICS jest bardzo duża nierównowaga pomiędzy poszczególnymi państwami. PKB Chin jest ponad dwa razy większe niż pozostałych państw łącznie, co wpływa niekorzystnie na spójność grupy i relacje pomiędzy członkami, którzy nakierowani są na stosunki z Pekinem, z niekorzyścią dla relacji pomiędzy sobą. Właśnie Chiny stały się głównym orędownikiem rozszerzenia BRICS. To kalkulacja wynikła z gorszego potencjału ekonomicznego. Państwa G7 mają łączne PKB stanowiące ca. 43 proc. globalnego PKB, podczas gdy BRICS tylko 26 proc. Dominacja G7 jest więcej niż wyraźna. Przyjęcie nowych państw ma wzmocnić potencjał ugrupowania, w którym dominują Chiny. Podobny punkt widzenia reprezentuje Rosja. Ona uważa, że przyjęcie nowych członków osłabi krytycyzm pod jej adresem i zmniejszy ilość państw jej niechętnych. Indie i Brazylia były w tej sprawie sceptyczne, ale ostatecznie się zgodziły. W zamian za to Indie, Brazylia i RPA uzyskały poparcie Chin i Rosji w swoich staraniach o uzyskanie stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Korzyści z rozszerzenia BRICS

Po pierwsze Chiny wchodzą mocniej w region Bliskiego Wschodu. Arabia Saudyjska, Egipt, Iran i ZEA to kluczowe państwa tego regionu. Trzy z nich (poza Egiptem) to potentaci w wydobyciu surowców energetycznych, kluczowych w walce o dominację. USA kilka lat temu zdecydowały się na opuszczenie tego regionu. Chiny to bezwzględnie wykorzystały. Najpierw pogodziły Saudyjczyków z Irańczykami, a teraz jednych i drugich zaprosiły do BRICS. Po utracie Arabii Saudyjskiej i Turcji jako swoich realnych sojuszników, Amerykanie stają przed groźbą dwuznacznej pozycji, jaką zaczyna zajmować proamerykański do tej pory Egipt.

Po drugie Pekin na globalnym południu stawia na znaczące państwa. W Afryce są to ponad 100-milionowe Egipt i Etiopia, a w Ameryce Południowej Argentyna, drugi pod względem potencjału i ważności kraj tego kontynentu.

Po trzecie zwiększy się potencjał BRICS. Zmniejszy się dystans pomiędzy PKB G7 a PKB BRICS. Ten ostatni zwiększy się z 26 proc. do 29 proc.

Nowi członkowie BRCIS

Należy zadać pytanie, co skłoniło tych nowych członków do wstąpienia do BRICS – do grupy, w której mamy dwa dyktatorskie reżimy, dwie demokracje i jedną kulejąca demokrację. Główną przyczyną jest możliwość polepszenia swojej międzynarodowej pozycji w relacjach politycznych i gospodarczych wobec dominującego ekonomicznie Zachodu poprzez udział w alternatywnym ugrupowaniu, nawet jeśli ono bardziej przypomina klub dyskusyjny niż sojusz. Klasycznym przykładem jest postawa Indii, największej liczebnie demokracji świata. Państwo, które przez Zachód jest uważane za swojego „cichego” sojusznika, ze względu na ich konflikt z Chinami wybrało jednak inną drogę. Indie sprzyjają Zachodowi, ale to nie przeszkadza im być w jednej grupie z Chinami. W ten sposób równoważą wpływu Zachodu, stając się jeszcze bardziej niezależne, a tym samym bardziej cenione. Podobnie można mówić o Brazylii i Argentynie, państwach, które można zaliczyć do państw szeroko rozumianego Zachodu, z którymi łączy ich system polityczny, religia, języki i kultura (szczególnie w Argentynie) przyniesiona przez europejskich emigrantów.

Możliwość równoważenia wpływów Zachodu przez BRICS przyciąga wiele państw. Według medialnych informacji uczestnictwem jest zainteresowanych ponad 40 państw, a 23 z nich złożyło już aplikacje o przyjęcie do Grupy. Należy przy tym pamiętać o jednym, o czym w Polsce nie za bardzo się pamięta. My na Zachód patrzymy jako na naszą cywilizację, od której nas oderwano i do której powróciliśmy. Dla większości krajów aspirujących do BRICS Zachód to kolonizatorzy i neokolonizatorzy ciągnący niczym nieusprawiedliwione nadmierne zyski z tych krajów. Dlatego też uważają BRICS za swoją szansę.

Do tego należy dodać „wspólnotę polityczną” większości nowych członków z dominującymi w BRICS Chinami popieranymi przez Rosję. Arabia Saudyjska, Iran, ZEA, Egipt, to państwa, w których – podobnie jak w Pekinie czy w Moskwie – zawsze rządzi aktualna władza, a wybory zawsze wygrywają rządzący. Antydemokratyzm jest spoiwem. Zachód wymaga od rządzących w krajach dawnego Trzeciego Świata przestrzegania demokratycznych reguł, praw człowieka… itp., natomiast Pekin i Moskwa nie stawiają takich warunków. Dlatego też m.in. przywódcy wielu krajów nie mają żadnych obiekcji w należeniu do tego towarzystwa.

Odłożona największa bitwa świata

Największa bitwa rozegra się nie w walce o globalne południe, być może nawet nie na rynku nowoczesnych technologii, choć jest on super ważny, ale na rynku walutowym. Światową walutą jest amerykański dolar. Szacuje się, ze 2/3 jego wartości krąży poza granicami USA. To tak naprawdę oznacza, że świat kredytuje Stany Zjednoczone. Przewaga amerykańskiej waluty jest przytłaczająca. PKB USA w wartości nominalnej stanowi ok. ¼ globalnego PKB. Udział amerykańskiego handlu stanowi kilkanaście procent handlu światowego, natomiast udział amerykańskiego dolara to 85 procent w transakcjach na rynkach spot, forward i swap. Dolar jest również główną walutą światowych rezerw. Według Banku Światowego jego udział w tych rezerwach wynosi 59 proc. Udział chińskiego juana w międzynarodowym handlu wynosi zaledwie ok. 3 proc. Z kolei cyfrowy juan (cyfrowy renminbi) będący pierwszą cyfrową walutą wydaną przez Bank Centralny Chin jako projekt zastępowania gotówki cyfrową walutą (będący de facto państwową kryptowalutą) nie ma najmniejszych szans, żeby stać się walutą międzynarodową. Waluty innych państw BRICS na rynku międzynarodowym się nie liczą. Dlatego też Pekin wie, że nie złamie dominacji USA bez radykalnych zmian na rynkach walutowych i naciska na swoich partnerów w tej sprawie. Podobne stanowisko odnośnie dedolaryzacji prezentuje Rosja. Jednak ich partnerzy, szczególnie Indie i Bazylia nie są bynajmniej entuzjastami takiego rozwiązania. Po prostu nie mają zaufania do chińskiej waluty i nie chcą się od niej uzależnić.

Na ostatnim szczycie w Johannesburgu w RPA w dniach 22-24 sierpnia 2023 r. nie była także dyskutowana sprawa wspólnej waluty BRICS opartej na złocie, mimo że początkowo ją zapowiadano. O braku dyskusji poinformował minister finansów RPA Enoch Godongwana. Temat ten miał być nawet nieporuszany w nieoficjalnych rozmowach. Sprawę podsumował jeden z przedstawicieli Indii, mówiąc, że jego kraj ma dobre relacje z USA i z UE i nie zamierza tego zmieniać.

Czy to oznacza, że USD może spać spokojnie? Z pewnością przez najbliższe lata z dużym prawdopodobieństwem nic nie będzie w stanie zagrozić jego dominującej pozycji rynku światowej waluty, tym bardziej że jedyny prawdziwy konkurent dolara, czyli euro, stało się walutą, której pozycja na międzynarodowym słabnie, zamiast wzrastać. Warto podkreślić, że przez pierwszą dekadę obecnego wieku PKB USA i EU były zbliżone. Od 2011 r. zaznaczyła się przewaga Ameryki i ona rośnie, nawet jeśli do obecnego PKB UE dodamy nienależącą już do Unii Wlk. Brytanię. Wyraźnie widać powiększającą się przewagę wolnorynkowej gospodarki amerykańskiej nad w znacznej mierze zbiurokratyzowaną europejską. Jedynie co może zachwiać pozycją USD, to postępujący rozwój gospodarek wschodzących krajów: Chin, Indii, Brazylii, Indonezji, ale to nie nastąpi okresie obecnej dekady.

Skutkiem natomiast będzie nacisk na państwa Zachodu, szczególnie na USA, w celu reformy światowego systemu instytucji finansowych oraz w celu stworzenia wielobiegunowego systemu oznaczającego osłabienie pozycji Zachodu w świecie. Nie powstanie natomiast blok antyzachodni kierowany przez Chiny, bo nikt nie życzy sobie nowego dominatora.

REKLAMA