Tak być nie musi, tak być może…

Sondaż i urna wyborcza.
Urna wyborcza - zdj. ilustracyjne. / Fot. PAP
REKLAMA

Zarzuty kierowane pod adresem opozycji, iż nie ma konkretnego programu wyborczego alternatywnego wobec propozycji PiS, są słuszne, pozostaje tylko pytanie, po co opozycji jakikolwiek program? Z programami są tylko kłopoty, bo sypią się fatalnie, gdy przychodzi do ich realizacji; najczęściej okazują się, że były tylko kiełbasą wyborczą, albo ideologiczno-demagogiczną „kosmetyką”.

Prawdziwy program opozycji w Polsce opiera się na założeniu, że wcześniej czy później Waszyngton wycofa się z polityki europejskiej pozostawiając ją strategicznym partnerom, Niemcom i Rosji, co bez potrzeby programów i zobowiązań wyborczych wyniesie tę opozycję do władzy. Najwidoczniej opozycja ta uważa, że ten czas nie jest wcale odległy! Że pokolenie Tusków, Czarzastych, Trzaskowskich, Biedroniów etc. załapie się jeszcze na tę nową koniunkturę… Co ciekawe, założenie to wcale nie jest bezpodstawne.

REKLAMA

Na razie polityka światowa jak gdyby zastygła, zamarła… Dość powszechnie spodziewane jest jej „drgnięcie” dopiero po wyborach prezydenckich w Ameryce, ale na dobrą sprawę – czy są to oczekiwanie uzasadnione? Bez względu na to, kto je wygra – sytuacja może ulec przewleczeniu, a obecny status quo przekształcić się w długotrwałą, nową „zimną wojnę”, lecz na mocno zmienionym tle geopolitycznym.

Mocno zmienionym – bo stosunki rosyjsko-chińskie nabrały nowej jakości strategicznej, groźnej dla Stanów Zjednoczonych, zdradzających pewne – bardzo wstępne, jeszcze słabe, ale jednak – oznaki imperialnej schyłkowości. Powiedzmy: impotencji. Oczywiście imperia umierają powoli, ale i historia przyspiesza. Próba BRICS (pozbawienia Ameryki jakże tłustej renty finansowej, ciągnionej od prawie półwiecza z emisji pustego, inflacyjnego dolara i narzucenia go jako środka płatniczego w światowych transakcjach dotyczących zwłaszcza ropy naftowej) musi spędzać sen z powiek Rezerwie Federalnej.

Rosyjsko-chińska aktywność w krajach Trzeciego Świata – której ożywienie obserwujemy ostatnio – przypomina churchillowskie „podpalić Europę” w odpowiedzi na niemiecką agresję z roku 1939. A przy tym wszystkim nie bardzo widać, jakie właściwie środki pozostają w odpowiedzi przesuwającej się na lewo, pod wpływem żydowskiego lobby politycznego, Ameryce?

Wystarczy być i czekać?

Dozbrajanie Ukrainy w coraz nowocześniejszy sprzęt militarny, zmuszające Rosję do wzmożonego wysiłku ekonomiczno-wojskowego jest też kosztowne dla Ameryki i NATO, poza tym zwiększa ryzyko aktów konfrontacji bezpośredniej, do której strona zachodnia najwyraźniej nie jest przygotowana, której obawia się bardziej niż Moskwa i Pekin.

Powiedzieć można, że na naszych oczach dokonuje się doniosła, powolna, ale czytelna zmiana dotychczasowego układu politycznych sił światowych, a nad dynamiką tej zmiany Ameryka i NATO nie sprawują już takiej kontroli, jakiej by sobie życzyły.

Czy pokolenie dzisiejszej opozycji totalnej w Polsce słusznie kalkuluje, sądząc, że doczeka finału, konkretów i zdąży jeszcze skonsumować albo przynajmniej „pożywić się” politycznie na tym postępującym, nowym światowym dealu? Czy to tylko wishfull thinking, „głodnemu chleb na myśli” – nic innego nie pozostaje? W każdym razie przy takim założeniu niepotrzebne są żadne programy wyborcze: wystarczy być i czekać.

Judeo-Ukraina

Tymczasem ekipa Zełenskiego umacnia swą władzę na Ukrainie: trwają czystki kadrowe pod szyldem walki z korupcją. Wygodna pozycja polityczna. Igor Kołomojski, sponsor i „wynalazca” Zełenskiego, szef diaspory żydowskiej na Ukrainie, a zarazem przewodniczący Żydowskiego Komitetu Europejskiego, afiliowanego w Brukseli przy Unii Europejskiej (ciekawy status prawny!), posiadacz aż trzech obywatelstw (ukraińskie, cypryjskie, izraelskie) został ostatnio przyaresztowany pod zarzutem wejścia w posiadanie nienależnych pieniędzy. Rzecz w tym, że majątek Kołomojskiego wyceniany był jeszcze niedawno na prawie 7 miliardów dolarów (próbował prać tę forsę m.in. w Ameryce), gdy tymczasem rząd Zełenskiego żąda od niego zwrotu zaledwie 1,2 mln hrywien, czyli kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Z pewnością je zapłaci.

REKLAMA