
Z badania przeprowadzonego dla „Wprost” na panelu Ariadna wynika, że Polacy mają bardzo lewicowe spojrzenie na kwestię parytetów.
Parytety to forma dyskryminacji, którą lewica nazywa „dyskryminacją pozytywną, polegająca na administracyjnym rezerwowaniu miejsc (kwot) dla kobiet np. na listach wyborczych.
W rzeczywistości jest to szkodliwe społecznie i ośmieszające kobiety działanie. Szkodliwe społecznie, bo skąd możemy wiedzieć, że na liście nie mógł znaleźć się ktoś, kto lepiej się do tego nadawał, ale usunięto go, by według wymogów na jego miejsce wstawić kobietę?
Ośmieszające kobiety, bo nawet jeśli jakaś kobieta jest świetnym politykiem i doskonałą posłanką, to zawsze będzie można jej wyrzucić, że na liście znalazła się nie dlatego, że na to zapracowała, a dlatego, że po prostu jej komitet wyborczy został zmuszony do wystawienia jej.
W walce o większą reprezentację kobiet w polityce jest to ogromna droga na skróty. W dodatku jest to działanie antywolnościowe – komitety nie mogą wystawiać kogo chcą i tym samym wyborcy mają ograniczone prawo wyboru.
Warto też nadmienić, że może się to obrócić przeciwko samym kobietom, bo jeśli będzie ich nadreprezentacja, to będą musiały ustępować miejsca mężczyznom.
Polacy jednak popierają ten system – wynika tak z sondażu przeprowadzonego dla tygodnika Wprost.
– Czy popierasz parytet płci, czyli równy udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych w wyborach do Sejmu? – pytali polskich obywateli ankieterzy.
41 proc. badanych odpowiedziało, że „zdecydowanie tak”, a 28 proc. „raczej tak”. Łącznie to 69 proc. odpowiedzi pozytywnych.
7 proc. badanych wybrało odpowiedź „raczej nie”, a 9 proc. „zdecydowanie nie”. Odpowiedzi negatywnych było łącznie 16 proc., natomiast 15 proc. nie miało w tej kwestii zdania.