Erdoğan nie traci nadziei

Recep Tayyip Erdogan.
Recep Tayyip Erdogan. / foto: PAP/EPA
REKLAMA

Prezydent Turcji Recep Erdoğan, po trzecim z rzędu wygraniu wyborów, stara się umacniać swoją pozycję w regionie, demonstrując całemu światu, że jest nadal globalnym graczem, od inicjatyw którego zależy w nim niemal wszystko. Jako jedyny przywódca kraju należącego do NATO, nie zerwał stosunków z Rosją i Władymirem Putinem.

By umocnić pozycję Turcji, jest gotów nadal z nim rozmawiać i prowadzić twarde pertraktacje, by udowodnić wszystkim, że w kontaktach z nim może osiągnąć więcej niż inni przywódcy Zachodu. Od wielu tygodni stara się reanimować tzw. porozumienie zbożowe, umożliwiające Ukrainie bezpieczny wywóz plonów. Rosja zerwała je, twierdząc, że państwa zachodnie nie wywiązały się ze swoich zobowiązań w ramach tego porozumienia, sprawiając, że miało ono jednostronny charakter.

REKLAMA

Po wyborze na prezydenta Turcji (to już trzecia kadencja!) eksperci twierdzili, że Recep Erdoğan będzie starał się przedłużyć działanie swoich „czarnomorskich” inicjatyw. Wie, że to one wzmocniły jego pozycję na tyle, że wygrał bardzo trudne dla niego wybory. Zyskał bowiem miano gracza i negocjatora, który potrafi rozwiązywać najtrudniejsze problemy. Jako cenny partner dla Rosji namówił ją na zawarcie tzw. porozumienia zbożowego, umożliwiającego eksport ukraińskiego zboża w świat poprzez czarnomorskie porty.

Wymagało to z jego strony ogromnych zabiegów, zarówno w ONZ, jak i z państwami zachodnimi, w tym z USA. Porozumienie to polegało bowiem na tym, że Rosja nie będzie utrudniać eksportu zboża ukraińskiego przez czarnomorskie porty i tureckie cieśniny w świat, a Zachód nie będzie przeszkadzał w sprzedaży tą samą drogą rosyjskiego zboża. Erdoğan nie zabiegał o zawarcie tego porozumienia wyłącznie z przyczyn prestiżowych. Liczył, że dzięki temu Turcja zyska z czasem rolę znaczącego centrum handlu zbożem i jego przetworami na linii Europa-Azja-Afryka. Erdoğan też zakładał, że część zboża eksportowanego w świat zostanie w jego kraju. Jest on bowiem importerem zboża. Oczywiście prezydent liczył na to, że zboże to do jego spichrzów trafi już po obniżonej cenie, znacznie niższej niż rynkowa. Uznał bowiem, że coś za wysiłki poniesione przy zawarciu porozumienia jego krajowi się należy.

Porozumienie zbożowe zbyt długo jednak nie funkcjonowało. Moskwa je zerwała, twierdząc, że jego beneficjantem była tylko Ukraina, a Zachód nie wypełnił żadnych przewidzianych przez porozumienie zobowiązań wobec Rosji.

Szukanie wyjścia z impasu

Między Turcją a Rosją zazgrzytało, ale do ochłodzenia stosunków, nie mówiąc już o ich zerwaniu, nie doszło. Od zaprzysiężenia na prezydenta (3 czerwca 2023 r.) do 1 września br. Erdoğan rozmawiał z Putinem telefonicznie jedenaście razy. Dążył też do jak najszybszego osobistego spotkania z rosyjskim prezydentem. Wiedział, że z chwilą zakończenia porozumienia zbożowego ponosi straty prestiżowe. Nie tylko wobec partnerów z Zachodu, ale wobec Kijowa, z którym Erdoğan utrzymuje bardzo ożywione stosunki.

Pierwotne umowy między Turcją a Rosją przewidywały, że teraz jest kolej na wizytę Putina w Turcji. Ostatecznie do spotkania doszło jednak w Rosji, w Soczi, na początku września. Dyplomacja turecka podjęła ogromne wysiłki, by do niego doprowadzić. Pojawiły się nawet informacje, że Putin zgodził się spotkać z Erdoğanem w ostatniej chwili. Głównym tematem tego spotkania miało być reaktywowanie „porozumienia zbożowego”, dla którego, jak publicznie stwierdził Erdoğan, nie ma żadnej alternatywy… Obserwatorzy uważali jednak, że turecki prezydent jest nadmiernym optymistą. Przypominali, że ma on bardzo niewielkie możliwości manewru. Nie był m.in. w stanie zapewnić Rosji, że Zachód będzie respektował warunki porozumienia. Niektórzy obserwatorzy przewidywali, że Erdoğan wyciągnie jednak z rękawa jakieś rozwiązanie, które przynajmniej częściowo zadowoli Moskwę. Jego eksperci na pewno nad takimi wariantami pracowali. Dyplomaci obu stron do końca prowadzili intensywne konsultacje w sprawie zawarcia porozumienia.

Atuty Erdoğana

Okazało się, że turecki prezydent ma jednak w rękawie atuty, których zamierza użyć w trakcie rozmów z Putinem. Postanowił całą rzecz wkomponować w dwustronne turecko-rosyjskie stosunki i zasygnalizować w trakcie rozmowy z Putinem, że Rosja może bardzo dużo zyskać lub stracić w zależności, jak podejdzie do kwestii reaktywacji „porozumienia zbożowego”. Założył, że być może nie uda się tego zrealizować w toku jednego spotkania z Putinem, ale wędkę trzeba zarzucić jak najszybciej. Dlatego też zapewne zgodził się zrezygnować z oczekiwania Putina u siebie, tylko postanowił udać się do niego do Soczi, w którym gościł już wielokrotnie. Z góry założył, że rozmowy będą miały charakter tylko informacyjny i kurtuazyjny. Protokół spotkania przewidywał na jego zakończenie tylko konferencję prasową. Nie przewidywano podpisania żadnych porozumień i umów mimo, że do Soczi Erdoğan zabrał ze sobą ogromną delegację, większą niż ta, która przyjechała z Putinem.

Pod sanatorium „Ruś” w Soczi podjechał kawalkadą liczącą 50 rządowych limuzyn! Rozmowy delegacji w szerokim i wąskim kręgu trwały tylko trzy godziny. Obie strony przedstawiły swoje stanowiska. Erdoğan przypomniał, że stosunki turecko-rosyjskie rozwijają się na wielu płaszczyznach, a wymiana handlowa między obydwoma krajami przekroczyła 62 mld USD rocznie i zmierza do pułapu 100 mld USD. W tym roku jej tempo nieco zmalało, ale wynosi 9 proc. rocznie.

REKLAMA