
Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk ujawnił, co sądzi na temat tzw. języka inkluzywnego. Przyznał też, że „czasami ma ochotę się po prostu wycofać”.
W rozmowie z wprost.pl prof. Bralczyk mówił m.in. o promowanym przez postępowców „języku inkluzywnym”, czyli inaczej włączającym.
– Język inkluzywny produkuje konflikty z jednego podstawowego powodu: ponieważ właściwie nikt nie określił, kto kogo do tego języka włącza? Kto ma prawo decydować, co jest włączające, a co nie jest? – ocenił.
– Gdybym był na przykład kobietą z niepełnosprawnością o odmiennych od heteroseksualnych preferencjach i do tego kolorową, to wcale nie chciałbym być włączany przez kogoś do czegoś. Ponieważ ja byłbym w grupie społecznej, do której nikt nie ma prawa mnie włączać, ani nikt nie ma prawa mnie z niej wyłączać – podał przykład.
Prof. Bralczyk wskazał, że podobnie jest z „włączaniem kobiet do dyskursu publicznego”.
– Przecież kobiety są w dyskursie społecznym poprzez fakt swojego istnienia w społeczeństwie. Nikt ich z niego nie wyłącza. Podobnie jak tautologią w Polsce jest mówienie, że kobiety mają takie samo prawa jak mężczyźni. To powoduje, że przestajemy to prawo głosu kobiet uważać za coś oczywistego i dostrzegamy, że to jakiś przywilej – wyjaśniał.
Profesor odwołał się też do konkretnych przykładów językowych, które jak na dłoni ukazują absurd całej sprawy. Podał także jeden prosty sposób na rozwiązanie mnożących się problemów.
– Jeżeli mówimy „członek” to ma on rodzaj męski i żeński – „członkini”. Ale na „członka” nigdy nie powiemy „członkini”, a na „członkinię” kiedyś – być może – powiedzielibyśmy „członek”, ale dziś już się boimy – powiedział.
– Mówić jednocześnie: „członkinie i członkowie” to trochę rozwlekle, więc szuka się trzeciej formy, więc może te „członcza”? Czegoś takiego, co byłoby jednocześnie lapidarne i zadowalałoby obie strony – dodał.
– Ale jest jeszcze inne – sprytniejsze – wyjście z sytuacji. Można sprawić, że obie strony będą równie niezadowolone. I to dopiero będzie sprawiedliwe – skwitował.
Prof. Bralczyk przyznał też, że nie jest zachwycony zmianami, jakie zachodzą w „naszym języku”. Stwierdził, że „czasami ma ochotę się po prostu wycofać”.