Klimatyzm oraz „równi i równiejsi”

Klimatyzm.
Zdj. ilustracyjne. / Fot. Tobias Rademacher/Unsplash
REKLAMA

Francuski rząd „uspokaja”, że nie będzie ograniczeń lotów na osobę, ale dąży do „zmiany zachowań przez nowe standardy i podatki”. Klimatyści dobrze wiedzą, że pomysły w rodzaju reglamentacji np. lotów samolotem wywołałyby bunt społeczny i zostaliby pogonieni. Dlatego trochę postraszą, a później łaskawie pozwolą latać i maluczkim, tyle że znacznie drożej, więc i tak nastąpi „wykluczenie”. Karty w tej rozgrywce niechcący odkrył minister ds. transportu Francji i znany „obrońca praw LGBTQ” Clement Beaune.

Komentując pomysł „ograniczenia liczby lotów w ciągu życia”, stwierdził, że „nie wierzy w takie rozwiązania” i „w ograniczanie mobilności”. Można by mu przyklasnąć, gdyby nie to, że zaraz dodał, że jednak „wierzy”, ale w „zmiany zachowań, w tym poprzez standardy i podatki”. Czyli będzie marchewka, ale i podatkowy kij. Pod hasłem „ochrony klimatu” i tak złupią i ograniczą.

REKLAMA

Beaune wyraził swoje poglądy podczas Spotkania Przedsiębiorców Francji (REF 2023), zorganizowanego przez Medef. Minister ds. transportu opowiedział się w teorii przeciwko hipotetycznemu ograniczaniu podróży, ale jeśli loty obłoży się znacznymi podatkami, to wychodzi przecież na to samo!

Klimatyści walczący z „globalnym ociepleniem” twierdzą, że transport odpowiada za 30 proc. emisji gazów cieplarnianych (pewnie nie widzieli pożarów lasów np. w Kanadzie). Radykałowie chcieliby zakazać i ograniczyć loty samolotami, jazdę samochodami, a nawet transport wodny. Pojawiły się nawet pomysły wprowadzenia limitu „czterech lotów w ciągu życia” dla każdego obywatela. Ta szalona idea zakłada, że człowiek miały prawo w tym „nowym systemie” do dwóch lotów na „poznawanie świata” w młodości, a kolejne dwa odbywałby na emeryturze, by spędzić wymarzone wakacje. Można sobie jeszcze wyobrazić, że dla kontrolowania przemieszczania się warto by jeszcze zaraz po urodzeniu od razu „zaczipować” potencjalnych podróżników. W obliczu takich totalitarnych absurdów taki minister Beaune, który zamiast „ograniczeń” będzie wprowadzał „zmiany zachowań”, m.in. podwyżkami podatków, to niemal „liberał” i „ludzki człowiek”. W dodatku „pomoże” nam przez „dekarbonizację sektora transportu”, a nowe podatki na bilety lotnicze nie będą „karać samolotu, a raczej finansować przekształcenia”.

Rzecz jasna ograniczenia nie będą dla wszystkich. Są przecież „równi i równiejsi”. We Francji Zieloni przeforsowali likwidację lotów krajowych na krótkich dystansach, gdzie można się w rozsądnym czasie dostać pociągiem. Tymczasem premier Elisabeth Borne i minister edukacji Gabriel Attal do położonego niezbyt daleko od Paryża Rennes polecieli sobie 4 września samolotem.

Wybrali 38-minutowy lot samolotem prezydenckim zamiast podróży pociągiem TGV, która do Rennes trwa 1,30 h. Premier i jej minister mocno podpadli lewicowym politykom i ekologom. Ci szybko obliczyli, że zmarnowano 600 kg paliwa i poczyniono pokaźny „ślad węglowy”. Na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że na otwarciu roku szkolnego w Rennes, gdzie się udali, byli już bardziej „eko” i na użytek mediów skosztowali posiłku wege, „przyjaznego dla środowiska”. Zieloni pisali o „czystej hipokryzji” i trzeba im przyznać rację. Otoczenie premiera tłumaczyło, że wybór samolotu był podyktowany tym, że Elisabeth Borne miała wiele zaplanowanych spotkań i napięty terminarz. Ten sam rząd zachęca jednak Francuzów do korzystania z pociągu, gdy istnieje alternatywa kolejowa i przejazd w czasie krótszym niż 2 godz. 30 minut.

Za aktem rzekomego „antysemityzmu” stał… Żyd

We francuskim mieście Levallois-Perret pod Paryżem, na lokalnym, „koszernym” sklepie żydowskim nieznany sprawca wymalował w nocy z 18 na 19 sierpnia antysemickie napisy o „żydowskim złodzieju”. Informacja obiegła wszystkie media, padły potępienia ze strony lokalnych władz i przyszło oburzenie także ze sfer rządowych. Minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin natychmiast oświadczył, że jest „głęboko zszokowany” i zmobilizował policję, ale nagle historia została wyciszona. Poinformowano jedynie, że postawiona w stan pogotowia policja złapała sprawcę. Ten jednak zamiast trafić do aresztu, pozostanie na wolności i ma stawić się przed sądem dopiero 14 grudnia, a i to tylko za zniszczenie fasady sklepu. Jak na akt antysemityzmu wyjątkowa łagodność postępowania.

Sprawa zaczęła wyglądać dość dziwnie. Okazało się, że sprawca „antysemickich napisów” ma 74 lata oraz że sam jest…. Żydem i to synem ocalałych z Holokaustu! Całe wydarzenie ma być tylko „sporem handlowym” pomiędzy nim a kierownikiem sklepu-restauracji. „Mój klient nie jest antysemitą, którego szukał Gérald Darmanin, ale człowiekiem stojącym w obliczu sporu handlowego, który odleciał” – mówi adwokat sprawcy Ian Knafou.

Prawda może być tu nawet bardziej złożona. Diasporze żydowskiej we Francji przydarzyły się już podobne „wpadki”. W IX dzielnicy Paryża nieznani sprawcy niszczyli mienie, w tym samochody w dzielnicy żydowskiej. Sprawcami okazali się jednak wyznawcy religii mojżeszowej. Sprawie „ukręcono łeb”. W tym przypadku chodziło o wywołanie poczucia zagrożenia Żydów we Francji, co miało doprowadzić do ich „powrotu” do Izraela. Był też rzekomo pobity rabin, co zakończyło się wiecami potępienia z udziałem prezydenta, deputowanych, biskupów etc. Okazało się, że sprawa ma tło o charakterze obyczajowym i dotyczyła relacji pozamałżeńskich. „Antysemityzm” w Levallois-Perret to podobno tylko „spór handlowy”…

Ponad 2000 osób stanęło przed sądem

Minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti pochwalił się, że „porządek króluje” już w Paryżu, odnosząc się do kilkudniowego buntu i podpalania przedmieść setek francuskich miast na przełomie czerwca i lipca. Ogłoszony właśnie ich bilans ma pokazać, że państwo zareagowało „szybko, stanowczo i skutecznie”. Minister poinformował, że ponad 2000 osób stanęło przed sądem w związku z zamieszkami, które nastąpiły po śmierci 17-letniego Nahela zastrzelonego przez policjanta w Nanterre, 27 czerwca, po odmowie poddania się kontroli drogowej.

Sądy osądziły w sumie 2107 uczestników zamieszek, z czego 1989 osób skazano. 1787 ma wyroki więzienia (niewielkie, w tym elektroniczne bransoletki), a pozostali otrzymali wyroki w zawieszeniu. Najwyższe wyroki otrzymały osoby, które naruszyły „integralność fizyczną funkcjonariuszy policji” oraz podpalacze i osoby okradające masowo sklepy.

Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych po ośmiu nocach zamieszek aresztowano 4000 osób. Dodatkowo 350 osób już po zakończeniu rozrób. Okazuje się, że przed sądami stanęła połowa z nich…

Syn emira ofiarą przestępczości

Do zdarzenia doszło w nocy z czwartku na piątek 25 sierpnia, a w sprawie zatrzymano dwie osoby. 12-letni syn emira i wysokiego dygnitarza Zjednoczonych Emiratów Arabskich padł ofiarą kradzieży. Tego typu przestępstwa nie są nad Sekwaną niczym nadzwyczajnym, ale ze względu na status ofiary wizerunek Francji może jednak ucierpieć. Do kradzieży doszło w turystycznym sektorze Paryża Trocadéro-Champ-de-Mars, w 7. dzielnicy.

Około godziny 00:40 do policjantów z brygady BAC podszedł ochroniarz ofiary, który zgłosił im kradzież telefonu komórkowego swojego młodego protegowanego. Jak na ochroniarza to reakcja mocno „praworządna”. Na plus należy zaliczyć, że ochroniarz syna emira umiał wskazać dwie osoby, które brały udział w kradzieży i te zostały natychmiast zatrzymane. Skradzionego telefonu jednak nie udało się odzyskać. Ofiara wraz z ochroniarzem najwidoczniej stracili zaufanie do policji, bo nie tylko nie złożyli oficjalnego zawiadomienia o przestępstwie, ale na drugi dzień opuścili francuską stolicę.

Cytowane przez francuskie „źródła policyjne” mówią, że „na szczęście była to tylko kradzież telefonu, a nie np. rana kłuta, bo byłby to już incydent dyplomatyczny”. To kolejny przykład tego, że socjalistyczne władze miasta i rząd nie radzą sobie z bezpieczeństwem okolicy Wieży Eiffla. To turystyczne miejsce regularnie jest świadkiem kradzieży, napadów, a nawet gwałtów. Prawicowa opozycja postulowała nawet zamykanie pól Marsowych na noc…

REKLAMA