Premier Włoch Giorgia Meloni w liście do kanclerza Niemiec Olafa Scholza wyraziła zdumienie decyzją Berlina, który zapowiedział finansowanie organizacji pozarządowych, zajmujących się przyjmowaniem nielegalnych migrantów na włoskim terytorium i ratowaniem ich na Morzu Śródziemnym.
Treść listu przytoczyła agencja prasowa Ansa. Jak zaznaczyła włoska premier, Niemcy nie uzgodniły decyzji o finansowaniu NGO z jej rządem.
Następnie napisała: „Jeśli chodzi o ważną i trudną kwestię udzielania pomocy na lądzie, należy zadać sobie pytanie, czy nie zasługuje na to, by ułatwić ją zwłaszcza na terytorium Niemiec, a nie Włoch”.
“Poza tym powszechnie wiadomo, że obecność statków organizacji pozarządowych na morzu ma bezpośredni wpływ na zwielokrotnienie się liczby wysyłanych niestabilnych łodzi, co powoduje nie tylko dalsze obciążenie dla Włoch, ale także zwiększa ryzyko nowych tragedii” – oceniła szefowa rządu.
Jej zdaniem wysiłki, także finansowe, podejmowane przez kraje Unii Europejskiej w ramach konkretnego wsparcia dla Włoch powinny przede wszystkim skoncentrować się na opracowaniu „strukturalnych rozwiązań dla zjawiska migracji”. Jako przykład podała współpracę UE z krajami tranzytu migrantów na południowym brzegu Morza Śródziemnego.
Decyzję Niemiec skrytykował także włoski minister obrony Guido Crosetto. „Berlin udaje, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak robiąc stawia w trudnej sytuacji kraj, który teoretycznie jest przyjacielem” – stwierdził w wywiadzie dla dziennika „La Stampa”. W jego opinii priorytetem powinna być walka z przemytnikami ludzi.
Informacja z Niemiec, potwierdzona przez MSZ w Berlinie pojawiła się tuż po kolejnej fali migracyjnej na włoską wyspę Lampedusa, na którą w pierwszej połowie września w ciągu kilku dni dotarło około 10 tys. osób.
We Włoszech od lat trwa polemika na temat roli organizacji pozarządowych, których statki zabierają na pokład migrantów z dryfujących łodzi. Pojawiają się głosy, że ich obecność na morzu wręcz zachęca przemytników do wysyłania migrantów do Włoch. Statki organizacji były nawet nazywane przez niektórych polityków poprzednich rządów „taksówkami”.