Wizyta Franciszka we Francji wstrzymała prace nad eutanazją

Papież Franciszek. Foto: PAP/EPA
Papież Franciszek. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Niestety, tylko o tydzień. We Francji przygotowane jest eutanazyjne prawo, czyli tzw. ustawa o „końcu życia”. Ze względu na przyjazd papieża Franciszka 22 września do Marsylii jednak rząd zmienił swój kalendarz prac nad tą ustawą. Przedstawienie projektu ustawy zezwalającej na „aktywną pomoc w umieraniu” zaplanowano na 21 września. Władze uznały jednak, że w czasie pobytu Franciszka we Francji,k nie wypada zgłaszać tak antychrześcijańskiego aktu wspierającego cywilizację śmierci. Termin ogłoszenia „postępowej” ustawy przesunięto więc z 26 na 28 września.

Dziennik „Le Figaro” stwierdził, że to „gest symboliczny i polityczny”. Papież przyjeżdża do Marsylii na zakończenie tzw. Spotkań Śródziemnomorskich, czyli cyklu konferencji przedstawicieli różnych religii i ruchów „zaangażowanych w ekologię i dialog”. Zdaje się, że „postępowego” papieża nie chciano stawiać pod ścianą, bo o ile dał się skusić na popieranie imigracji i ekologii, to jednak wsparcia przez głowę Kościoła eutanazji katolicy pewnie by nie zaakceptowali. Przynajmniej na razie. Rząd francuski uczynił więc „gest” i wolał odłożyć przedstawienie projektu ustawy o „końcu życia” na… tydzień. „Le Figaro” dodaje, że to „symboliczny gest, który miał nie urazić Jego Świątobliwości i francuskich katolików”, ale zauważa, że to przesunięcie terminu „niczego nie zmienia”.

REKLAMA

Bardziej był to gest pod adresem Macrona, który papieża w Marsylii ma witać osobiście, a dodatkowo pojawić się na Mszy św., chociaż – jak zapewniał Pałac Elizejski – nie będzie się modlił. Przywitanie papieża z trzymaną w drugim ręku ustawą wprowadzającą eutanazję byłoby prawdziwym faux pas i stawiałoby prezydenta w niezręcznej sytuacji. W końcu Francja to „elegancja”, więc ustawa tydzień poczeka. Podobno kiedy 24 października 2022 roku Emmanuel Macron po raz ostatni rozmawiał z papieżem, poruszono także temat eutanazji, a Franciszek miał powiedzieć do prezydenta: „Wiem, że nie zrobisz nic głupiego”.

Na marginesie przyjazdu papieża do Marsylii i udziału Emmanuela Macrona w papieskiej Mszy św., wywiązała się ciekawa dyskusja. Lewica taki gest krytykowała w ramach stałego repertuaru o „laickim państwie”. Jednak senator Partii Republikanie Stéphane Le Ruduliera zaproponował, by położyć kres laickiej schizofrenii i jego zdaniem, „nadszedł czas, aby zapisać chrześcijańskie korzenie w Konstytucji”. Projekt takiego zapisu o „obronie francuskiego dziedzictwa kulturowego” miałby się pojawić w pierwszym artykule ustawy zasadniczej i położyć kres nieustannemu ścieraniu się rozmaitych „laikardów” z obecnością symboli i elementów chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej. Katolicyzm, kapliczki, szopki czy pomniki uznano by po prostu za część owego „dziedzictwa kultury”.

Le Ruduliera wskazuje m.in. na emocje, jakie wywołał w całej Francji pożar katedry Notre-Dame de Paris, co jego zdaniem, pokazuje „przywiązania Francuzów do swojego chrześcijańskiego dziedzictwa”. W wywiadzie dla „Valeurs” mówi, że należy „odejść od hipokryzji”, a udział Macrona we Mszy św. nie musi być traktowany jako przesłanie religijne, ale właśnie „kulturowe”. Przypomniał też, że Prezydent Republiki jest zarazem tytularnym kanonikiem laterańskim i właściwie nie da się oddzielić Francji od chrześcijaństwa.

Partia Le Pen spłaciła już całą „rosyjską pożyczkę”

Kredyt z rosyjsko-czeskiego banku wzięty na kampanię wyborczą kilka lat temu, stał się głównym argumentem dotyczącym rzekomej współpracy Zjednoczenia Narodowego (RN) z Moskwą. Po agresji rosyjskiej na Ukrainę, w której Marine Le Pen zajęła jednak stanowisko pro-ukraińskie, jej przeciwnicy dalej używali tego argumentu do krytyki partii. Jordan Bardella, który zastąpił Marine Le Pen na stanowisku szefa partii (ona sama jest obecnie szefową klubu narodowego w parlamencie), zamierza uporządkować finanse RN przed kolejnymi wyborami prezydenckimi, ale też spłacając dług rosyjski, chce odebrać przeciwnikom broń i odeprzeć zarzuty o „putinofilię”.

Zjednoczenie Narodowe ogłosiło niedawno, że w pełni spłaciło słynną „rosyjską pożyczkę” zaciągniętą w 2014 roku. Chodzi o ponad 6 mln euro wraz z odsetkami. Warto tu przypomnieć, że pożyczkę zaciągnięto wówczas dopiero po tym, jak odmówiły jej wszystkie banki francuskie… Do końca 2023 roku całe zadłużenie partii ma zejść poniżej sumy 20 mln euro, a do 2027 – czasu kolejnych wyborów prezydenckich, finanse partyjne mają wyjść „na zero”. Od 2022 roku cała nadwyżka refinansowania partii ze środków publicznych w wysokości 5 mln euro przeznaczana jest w całości na redukcję zadłużenia. Taka dyscyplina finansowa utrudni RN zapewne kampanię w wyborach do PE, ale ważniejszym celem narodowców jest przecież prezydentura.

Komuniści się nie zmienią…

Lewica bogato obdziela swoich przeciwników politycznych epitetami „faszystów”, „nazistów”, „brunatnych”, etc. Historycznie i merytorycznie nie ma to żadnego sensu, ale na ogół jest to wstęp do usprawiedliwienia własnego totalitaryzmu. Warto pamiętać, że totalitaryzm czerwony ma na koncie nawet więcej ofiar, niż ten brunatny, a dodatkowo nigdy doczekał się swojej Norymbergi, więc coraz śmielej podnosi swój łeb. W dodatku, wbrew temu, co twierdzą współcześni spadkobiercy Marska i Lenina, faszyzm też był ruchem… lewicowym.

Argumentum ad hitlerum używa się też w Polsce. Niedawno niejaki Łukasz Kohut, europoseł Nowej Lewicy, pochwalił się, że „w Katowicach ruszyła petycja przeciwko organizacji konwencji Konfederacji w Spodku. I słusznie, bo Katowice to miasto różnorodności, tolerancji i szacunku. Na Śląsku nie ma miejsca na promowanie ksenofobii, nienawiści wobec kobiet oraz mniejszości”. Kohut chce zakazać konwencji działającej legalnie partii parlamentarnej, ale podobny postulat zakazu pojawiał się i u innych polityków lewicy: wspierał go aktywista gejowski Staszewski itp.

Nie inaczej jest we Francji. Przykłady tego typu totalnych zapędów widać zresztą znacznie mocniej właśnie na Zachodzie. We Francji Partia Komunistyczna zwróciła się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o odwołanie spotkania prawicowego polityka i szefa partii Rekonkwista Érica Zemmoura w Gréoux-les-Bains. Z tak bezczelnym wnioskiem wystąpił Léon Deffontaines, rzecznik Francuskiej Partii Komunistycznej, która przez lata była jedną z najbardziej stalinowskich partii i nawet po 1989 roku nie dokonała żadnej „transformacji”. Deffontaines uzasadniał, że „wydawanie zezwolenia na spotkania Érica Zemmoura oznacza ryzyko przemocy ze strony grup skrajnie prawicowych”. Tymczasem to akurat skrajnie lewicowe Czarne Bloki są obecnie największym postrachem ulic francuskich miast. Wiadomo jednak, że jeśli fakty czemuś na lewicy przeczą, to „tym gorzej dla faktów”.

Deffontaines straszył, że MSW bierze na siebie „odpowiedzialność za wyraźne zakłócenie porządku republikańskiego”, bo „żaden Republikanin godny tego miana, nie może zaakceptować faktu, że wielokrotny przestępca z nienawiści z wieloma wyrokami skazującymi może organizować publiczne spotkania”. Ten były szef Młodych Komunistów pokazał, że odpadł niedaleko od drzewa swoich stalinowskich antenatów. Komu spod ogona wypadł Kohut, były działacz m.in. Ruchu Palikota, też raczej wiadomo.

REKLAMA