„Znachor” według Netflixa. Sommer: „Nieznośny smrodek dydaktycznego filosemityzmu”

Tomasz Sommer oraz kadr ze zwiastuna filmu
Tomasz Sommer oraz kadr ze zwiastuna filmu "Znachor". / foto: PAP/screen YouTube: Netflix Polska (kolaż)
REKLAMA

Netflix nakręcił nową wersję polskiego klasyka, czyli „Znachora”, według powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Wersja w reżyserii Jerzego Hoffmana z 1981 roku wydawała się nie podrobienia. I dalej nie jest, ale nowy film da się oglądać, chociaż widać tu dodatki z zakresu „polit-poprawności”.

Starsi znali jeszcze wersję przedwojenną. Film Znachor z 1937 r. okazał się największym przebojem filmowym Polski przedwojennej. Jednak to ekranizacja Hoffmana, choćby ze względu na obsadę aktorską, doczekała się tysiąca telewizyjnych „powtórek”. W stosunku do wersji książkowej wprowadzono wówczas także kilka „poprawek”, ale raczej drobnych.

REKLAMA

Najnowsza wersja „Znachora” („Forgotten Love” – „Zapomniana miłość”) w reżyserii Michała Gazdy ucieka od porównań z poprzednimi wersjami. Są zupełnie nowe wątki, a Dobraniecki nie jest np. wybawcą Kosiby przed sądem, ale „czarnym charakterem”, znacznie mocniej zaznaczonym, niż nawet w oryginale książkowym.

Film jest chwalony, a nawet pojawiły się opinie, że to najlepsza polska produkcja „Netflixa”. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że twórcy nie uniknęli wprowadzania „postępowego” zmieniania tła filmu. Hoffmanm, kręcąc film w czasach PRL, musiał jakoś dać sobie radę z „kresowym” wątkiem. Tutaj poszli za jakąś dziwną „historyczną poprawnością”. Tym bardziej dziwną, że przecież pisarzowi zarzucano związki z endencją, a w jego wczesnych felietonach czy w powieści „Ostatnia brygada” dopatrywano się… antysemityzmu.

Tomasz Sommer zwrócił uwagę na jedną z takich zmian: „ Jest w tym filmie wątek, którego nie ma w poprzednich wersjach, ani w powieści-scenariuszu Dołęgi-Mostowicza. Cóż to za wątek? Otóż córka prof. Wilczura Marysia, pracuje nie w sklepie u Michaliny Szkopkowej, jak napisał Dołęga, tylko w żydowskim wyszynku. Jego właściciel jest dla Marysi jak ojciec, a jego córka to jej najlepsza przyjaciółka. Oczywiście cała rodzina i cały geszeft pokazane idyllicznie. Nieznośny smrodek dydaktycznego filosemityzmu. Czy bez niego by tego filmu nie wzięli do Netflixa?”

REKLAMA