Francuzi nie chcą migrantów

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP/Abaca
REKLAMA

Z najnowszego badania Odoxa Backbone dla „Le Figaro” wynika, że działania rządu w tym obszarze spotykają się z masową krytyką społeczną. Rządowy projekt ustawy imigracyjnej ma trafić do parlamentu już w listopadzie, ale nacisk społeczny na zaostrzenie przepisów jest wyjątkowo duży.

Sondaż wykazał, że Francuzi oczekują zmian i to zmian raczej radykalnych. 74 proc. opinii publicznej odrzuca dotychczasowe działania władzy wykonawczej i prezydenta Emmanuela Macrona. Chcieliby zaostrzenia przepisów i polityki restrykcji. Szerokie poparcie mają np. pomysły umieszczania cudzoziemców z nakazem opuszczenia terytorium kraju na listach osób poszukiwanych w celu realizacji takiego nakazu (82 proc. poparcia. Wyznaczenie kwot przyjmowanych imigrantów i coroczne ich aktualizowanie przez parlament popiera 81 proc. badanych.

REKLAMA

Możliwość wypowiedzenia się Francuzów, co sądzą o imigracji w drodze referendum, popiera 75 proc. Obowiązek składania wniosku o azyl w pierwszym państwie bezpiecznym cieszy się uznaniem 73 proc. 72 proc. chciałoby systemu Państwowej Pomocy Medycznej i zastąpienia jej jedynie pomocą w nagłych wypadkach. Chcieliby także ustalenia maksymalnego terminu, w jakim administracja ma udzielić osobie ubiegającej się o azyl wizyty w celu złożenia wniosku (81 proc. za). 64 proc. nie ma nic przeciwko temu, żeby osoby ubiegające się o azyl mogły podejmować legalnie pracę. Francuzi są coraz mniej nieprzychylni imigracji legalnej. W zawodach, w których brakuje pracowników, za ściąganiem ich z zagranicy jest 57 proc. ankietowanych. Generalnie sprzeciwiają się temu jedynie wyborcy Zjednoczenia Narodowego (74 proc. jest na nie).

Rząd zdaje sobie sprawę z nieprzychylnego klimatu dla imigracji, ale jak na razie prowadzi politykę doraźną i trochę „pod publiczkę”. MSW Darmanin wprowadził np. kontrole granicy z Włochami i gromko krzyczy, że imigranci z Lampedusy do Francji nie wjadą. Jednak nie tak znowu dawno młodzi Francuzi z organizacji Pokolenia Tożsamości, którzy chcieli pilnować granic kraju z Włochami i Hiszpanią przed zalewem migrantów, byli zatrzymywani i stawiani przed sądem…

W listopadzie nowe prawo przeciw „inflacyjnym produktom”

Rząd Élisabeth Borne chce zakazać inflacyjnego „kurczenia” się produktów. Chodzi nie tyle o utrzymywanie stałych cen, ale zmniejszanie ilości, co jest zabiegiem uprawianym przez wielu producentów celem zrekompensowania sobie skutków inflacji. Premier chciałaby, by nowe prawo weszło w życie już w listopadzie, minister gospodarki jest ostrożniejszy i mówi raczej o początkach roku 2024 r. ze względu na potrzebę porozumienia się z Komisją Europejską.

Nowe uregulowania legislacyjne mają zmusić producentów do czytelnego podawania nowych wag swoich produktów. Borne w wywiadzie dla „Le Parisien” mówiła, że „od listopada wszystkie produkty, których dotyczą zmiany ilościowe, będą musiały to wskazywać na etykietach, aby nie wprowadzać konsumentów w błąd”. Wcześniej minister Bruno Le Maire szczegółowo opisał takie rozwiązanie na antenie TV France 2. On także mówiło nałożeniu obowiązku „eksponowania” zmian ilościowych, a praktyki stosowane przez producentów nazwał wprost „oszustwem”.

Krytycy zauważają, że producenci są już zobowiązani do podawania wagi swoich produktów i zaznaczania tego faktu, jeśli coś uległo zmianie. Dość często robią to jednak bardzo „małą czcionką”, a interwencja rządu wynika z faktu, że konsumenci są ciągle mało „uświadomieni”. Kolejnym krokiem będą zapewne kontrole nowych opakowań…

Kościoły francuskie zyskają szansę?

We Francji na 50 tys. budowli sakralnych, tylko 10 500 jest objętych ochroną jako zabytki. Daje to prawo do uzyskiwania pomocy finansowej z Ministerstwa Kultury na prace konserwatorskie. Pozostałe budynki sakralne należą do gmin, zwłaszcza wiejskich, a te nie mają na ogół środków finansowych na remonty. W dodatku przepisy nie nakładają na samorządy takiego obowiązku.

Wcześniej o budynki sakralne dbały użytkujące je wspólnoty wiernych. Dechrystianizacja kraju, spadek liczby księży i wiernych spowodował, że dużą część kościołów po prostu zamknięto. Nieużytkowane niszczeją w jeszcze szybszym tempie. Wielu historyków od lat apeluje, że dziedzictwo Francji może się rozpaść na naszych oczach.

Efektem jest coraz częstsze wyburzanie lub desakralizowane świątyń i oddawane ich na świeckie cele. W tym przypadku plan ratowania kościołów ogłoszony przez Macrona zasługuje na pozytywną ocenę. Chodzi o plan wsparcia państwa dla „dziedzictwa religijnego” kraju. Pomoc w renowacji ma dotyczyć kościołów i kaplic znajdujących się w gminach liczących poniżej 10 tys. mieszkańców. Deklaracja prezydenta miała związek ze zbliżającymi się we Francji tzw. Dniami Dziedzictwa.

Pierwsze działania w tym kierunku zostały podjęte jeszcze w czerwcu. Macron zwrócił się wówczas do Ministerstw Kultury i MSW, które zajmuje się też sprawami „kultów”, o podjęcie „środków mających na celu pomoc zabytkom w gminach liczących mniej niż 10 tys. mieszkańców, znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej”. Chodzi zwłaszcza o kościoły, które są cenne historycznie, ale nie zostały wpisane na listę zabytków. Teraz rejestrowane są jako „pomniki historii”, co kwalifikuje je do otrzymania pomocy z budżetu centralnego. Muszą jednak spełnić pewne kryteria, które dotyczą wartości historycznej, artystycznej lub choćby pewnej wartości naukowej czy technicznej.

Procesy o historię i rolę marszałka Philippe’a Petaina

Sąd Kasacyjny unieważnił uniewinnienie prawicowego polityka i szefa partii Rekonkwista Érica Zemmoura. Chodzi o wyrażoną  przez niego opinię o roli marszałka Petaine’a w czasie II wojny wobec sytuacji Żydów. W październiku 2019 r. Éric Zemmour stwierdził, że marszałek Pétain „uratował” wielu francuskich Żydów podczas drugiej wojny światowej. Za taką opinię, został oskarżony o „negacjonizm” oraz o „kwestionowanie Holocaustu i zbrodni przeciw ludzkości”. W maju sąd w Paryżu wydał co prawda wyrok uniewinniający publicystę, ale teraz został on w kolejnej instancji podważony.

Zemmour będzie sądzony ponownie, chociaż jego opinia ma pokrycie w faktach historycznych, on sam jest z pochodzenia Żydem, a w jego obronie występowali nawet francuscy rabini. W roli „sygnalisty” wystąpiła tu UEJF (Studencka Unia Francuskich Żydów). Podczas procesu w pierwszej instancji Éric Zemmour jasno mówił, że nie kwestionuje żadnych zbrodni przeciw ludzkości, ale o faktach i roli marszałka Pétaina w czasie II wojny światowej wobec społeczności żydowskiej powinni decydować historycy, a nie wymiar sprawiedliwości. Wydaje się, że współczesne sądownictwo ciągle poszerza jednak swoje kompetencje, od wchodzenia w rolę władzy wykonawczej, ustawodawczej, po… nauczanie historii.

Przychodzi facet do… ginekologa

Przychodzi facet do ginekologa i mówi, że jest babą – tak mógłby się zaczynać kolejny dowcip, ale okazuje się, że współcześnie to już rzeczywistość. We francuskich Pirenejach Atlantyckich doszło do podobnego wydarzenia i wzbudziło to całą masę dyskusji w mediach społecznościowych i nie tylko. Ginekolog pracujący w poliklinice w mieście Pau odmówił zbadania „kobiety transpłciowej” i stwierdził, że dla niego jako lekarza jest ona dalej mężczyzną, a na tym „gatunku” to on się nie zna. Wytłumaczył, że leczy tylko „prawdziwe kobiety” i wywołał ideologiczną burzę.

Sprawa trafiła do mediów, a „osoba transpłciowa” o imieniu „Sandrine” poskarżyła się w dzienniku „Le Parisien”, że była „zszokowana odmową” i nazwała lekarza „transfobem”. Poskarżył się również „partner” Sandrine, który opowiadał, że w dodatku „sekretarka lekarza była chłodna i nas wyrzuciła”. Sam lekarz tłumaczył się dziennikowi, że „nie jest w stanie zbadać osoby trans i jej coś doradzić, bo nie ma takich umiejętności”, a „z naukowego punktu widzenia mężczyzna to mężczyzna, a kobieta to kobieta i nawet jeśli uważa się za kobietę, to pozostaje mężczyzną”. W sprawę wdał się dalej „kolektyw SOS Homofobia”, potępiając „transfobię, która uniemożliwia wielu osobom transpłciowym dostęp do opieki medycznej”. Obrońcy lekarza tłumaczą go, że rzeczywiście „ginekolodzy nie są uczeni opieki nad transpłciowymi kobietami”. Aby uniknąć takich „incydentów” w przyszłości, SOS Homofobia zaproponowała wprowadzenie osobnych „oznaczeń” dla ginekologów przyjmujących „kobiety transpłciowe”.

W końcu na odsiecz lekarzowi przyszły… feministki. Marguerite Stern i Dora Moutot ze stowarzyszenia „Femelliste” udzieliły wsparcia ginekologowi z Pau. To efekt zaniepokojenia feministek, „transpłciowcami”, którzy coraz brutalniej wkraczają w świat zarezerwowany dotąd tylko dla kobiet od sportu po szatnie i toalety. „Mężczyzna, nawet jeśli deklaruje się jako kobieta, nie powinien chodzić do ginekologa, bo to nie ma sensu” – stwierdziły jasno panie Marguerite Stern i Dora Moutot. Dodały, że takie osoby i tak nigdy nie będą miały np. „okresu” ,”menopauzy”, czy problemów z antykoncepcją lub ciążą, nie przeprowadzają też aborcji, ani „badań szyjki macicy”. Ich zdaniem takie wizyty u ginekologa to czysta hucpa.

Swoje tezy feministki opublikowały na łamach dziennika „Le Figaro” i skrytykowały mocno działania „aktywistek transpłciowych”, które planują zaatakować „wszystkie przestrzenie zarezerwowane dla kobiet”. Wymieniły tu właśnie ginekologię, sport kobiecy, a nawet więzienia dla kobiet. Ich zdaniem oskarżenia o „transfobię” to wręcz rodzaj „terroru transpłciowego”.

Miał być dowcip, a sprawa zrobiła się poważna i ginekolog znalazł się w opałach. Na marginesie tej historii warto wspomnieć, że we Francji ukazuje się właśnie książka dziennikarki Nory Bussigny, która pod przybranym nazwiskiem przeniknęła do kręgu aktywistów tego typu. Efektem jest praca zatytułowana „Les Nouveaux inquisiteurs” (Nowa inkwizycja) wydana przez Albin Michel.

Autorka mówi, że inspiracją do napisania tej pracy była radykalizacja działaczy LGBT, których ekstremizm coraz mocniej odkleja się nawet od poglądów większości osób z tego środowiska. Podobno dla „doświadczenia wokizmu”, autorka poświęciła się, zrobiła sobie piercing i ubrała różową perukę. Brała udział w „akcjach”, „szkoleniach”, zamkniętych forach dyskusyjnych. Z jej „integrowania się z kręgami aktywistów” wyszła książka, która pokazuje „samozwańczy progresywizm” i totalitarne „odrzucanie tych, którzy myślą inaczej”. Podobno jest to już „faszyzm” a rebours

Drag queens pod ochroną

Przykładem na zagrożenie „wokizmem” jest historia czytania dzieciom genderowych lektur przez tzw. drag queens. Osoba protestująca przeciw seksualizowaniu dzieci i promocji LGBT-izmu może we Francji trafić do więzienia

Prokurator w Rennes zażądał dla mężczyzny, który „zakłócał” czytanie dla dzieci organizowane przez drag queens, kary roku więzienia i grzywny w wysokości 45 tys. euro. Proces odbywał się we wrześniu przed sądem w Rennes, ale ostatecznie padło żądanie wyroku „tylko” 6 miesięcy więzienia. Poszło o wydarzenia z maja tego roku. Podczas „warsztatów czytelniczych” dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat prowadzonych przez przebierańców, czyli tzw. drag queens, kilku działaczy prawicy zorganizowało pikietę przed budynkiem biblioteki medialnej w Saint-Senoux w departamencie Ille-et-Vilaine. Organizatorem tej „nielegalnej demonstracji” był założyciel stowarzyszenia Oriflamme Rennes, uważanego za „spadkobierców Action Française”. Według prokuratury w Rennes jest to „osoba znana już wymiarowi sprawiedliwości” z tego typu działań, czyli niemal „recydywista”. Ma koncie znoszenie „nienawistnych haseł” pod adresem społeczności LGBT+. Prokuratura twierdziła, że ulotki rozdawane podczas pikiety pod biblioteką „zawierały także obraźliwe określenia pod adresem merostwa Saint-Senoux”, które oskarżono o robienie z dzieci „plasteliny do realizacji dekadenckich urojeń”.

Prokurator Philippe Astruc zarzucał oskarżonemu „zorganizowanie bez zezwolenia publicznej demonstracji”, „umyślne zakrycie twarzy podczas demonstracji”, „ryzyko zakłócenia porządku publicznego”, a  także „publiczne nawoływanie do nienawiści lub przemocy ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową”. Sąd musiał brać pod uwagę społeczną niechęć wobec tego typu akcji deprawacji dzieci. Takie „seanse lektur” spotkały się z oburzeniem m.in. polityków prawicy. Przeciw podobnym „występom drag queens” i „warsztatom” oswajania dzieci z ideologią LGBT, organizowanymi przez merostwo Lyonu, protestował np. szef Rekonkwisty Éric Zemmour. Wyrok zapadł więc łagodny, ale droga do „terroru rewolucyjnego” powoli się już otwiera.

REKLAMA