Nowe polityczne wyznanie wiary

Zdjęcie ilustracyjne.
REKLAMA

Część ludzi pokolenia pamiętającego czasy komuny ma pewnego rodzaju naturalną odporność na propagandę polityczną wynikającą właśnie z zetknięcia się z wirusem polit-socu i chcąc nie chcąc przechorowania tamtego ustroju. Komunizm niby się „skończył”, ale tak naprawdę przeobraził w komunizm kulturowy i dzisiaj znowu podstępnie atakuje społeczeństwa Zachodu. A tymczasem także u nas do głosu dochodzi pokolenie urodzone w połowie lat 80. albo już w latach 90., które PRL-u nie pamięta i nie ma naturalnie wykształconych przeciwciał do metod stosowanych przez ustroje totalniackie.

Jest wiele relacji i książek traktujących o czasach stalinowskich i wszechobecnym w tym okresie zwyczaju samokrytyki. Samokrytyka była rodzajem komunistycznej spowiedzi, podczas której przyłapany na niepoprawności politycznej delikwent wyznawał swoje błędy, deklarował skruchę i wolę pokuty. To z tego okresu pochodzi słynna wypowiedź niejakiego Mieczysław Moczara, późniejszej prawej ręki Gomułki, który przed swoimi stalinowskimi kolegami deklamował, że „Związek Radziecki to nie tylko nasz sojusznik, ale Związek Radziecki to także nasza ojczyzna”. Nawet Gałczyński musiał zapewniać, iż „(…) wstydzi się tego, że kręte dróżki sanacyjnej nocy doprowadziły go do tygodnika »Prosto z mostu«”. Samokrytyka musiała być „uczciwa, jawna i bolszewicka”, a więc była elementem wielkiej socjotechnicznej operacji mającej na celu przebudowanie społeczeństwa zgodnie z regułami nowej tyranii.

REKLAMA

Po odwilży politycznej metody pilnowania prawomyślności stały się bardziej wyrafinowane i przyjmowały formułę, którą można w skrócie określić jako „całowanie gaci po Leninie”. Przykładowo jeżeli ktoś chciał zostać luminarzem nauk społecznych, to obowiązkowo w swoich dysertacjach musiał skrytykować teorie poczęte na Zachodzie i zacytować klasyków marksizmu-leninizmu. Nie ominęło to nawet braci Kaczyńskich, którzy – jak swego czasu dużo o tym pisano – we własnych pracach naukowych również odwoływali się do dzieł Lenina czy dokonań tubylczych komunistów.

Jak ktoś chciał wydać podręcznik do ekonomii i opisać w nim „ekonomię kapitalizmu”, to obowiązkowo we wstępie musiał zaznaczyć, jakie te opisywane w dalszej części teorie są błędne, szkodliwe oraz dlaczego rację mają jedynie Marks i Lenin. Podaję te przykłady z powodu zaznaczonego na samym wstępie. Otóż nasze średnie i młode pokolenie często nie tylko, że nie zdaje sobie dzisiaj sprawy, iż jest obiektem kolejnej operacji socjotechnicznej, ale co gorsze to młode pokolenie nie zdaje sobie sprawy, że „mówi prozą”. A konkretnie, że samo często zaczyna stosować metody i głosić przekonania będące zagrożeniem dla wolności słowa oraz prawa do poszukiwania prawdy.

Oświadczenie o Putinie

Oto niedawno przez kilka dni z rzędu media miały używanie, ponieważ kandydatka do Senatu, która miała wystartować w wyborach z ramienia tzw. paktu senackiego, została zobligowana przez prezesa Kosiniaka-Kamysza do złożenia oświadczenia, że uważa Władimira Putina za zbrodniarza wojennego. Prezes PSL wymusił takie oświadczenie, gdyż współcześni ormowcy donieśli mu, że wspomniana kandydatka wcześniej protestowała „przeciwko ukrainizacji Polski”. Kandydatka samokrytykę złożyła, Putinowi dowaliła, ten po tym wszystkim popadł w depresję, ale koniec końców PSL, a tym samym „pakt senacki”, i tak uznali, że wyrażona skrucha nie jest wystarczająca i kandydatka nie wystartuje z ich listy do Senatu.

Ale przykład został dany, bo zaledwie kilka dni później gościem słynnych porannych RMF-owych rozmów z red. Mazurkiem był nie kto inny jak Przemysław Wipler. Rozmowa – jak to z red. Mazurkiem – zahaczała o różne tematy, byle tylko nie o te najważniejsze, gdy w pewnym momencie Pan Redaktor zapytał rozmówcę, „czy Władimir Putin jest zbrodniarzem wojennym”. Na to Przemysław Wipler bez wahania odparł: „Tak, to zbrodniarz wojenny”. Można się zatem spodziewać, że od teraz co najmniej do zakończenia kampanii wyborczej pytanie i deklamacja formułki o Putinie jako zbrodniarzu wojennym będzie stałym punktem debat wyborczych, rozmów politycznych, wywiadów, ocen i analiz. Dziwić się należy, że oświadczenie o stosunku do Putina – obok oświadczenia lustracyjnego – nie było zawarte w formularzu zgłoszenia kandydata na posła czy senatora. Ale jak widać, wszystko jeszcze przed nami…

REKLAMA