Egzekucja Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński
Jarosław Kaczyński. / foto: PAP
REKLAMA

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił, że 2024 r. nastąpi zmiana na stanowisku prezesa PiS, bo wówczas kończy się jego kadencja. „Sądzę, że nie może być to ktoś z krótkim stażem w naszej partii. Musi być to ktoś młodszy ode mnie o pokolenie, sprawdzony w ogniu i lodowatej wodzie” – scharakteryzował go Kaczyński.

Tekst o „krótkim stażu” został uznany za prztyczek bezpośrednio w Mateusza Morawieckiego, który w PiS jest od marca 2016 r. Kilkanaście dni temu na łamach Super Expressu pojawił się sondaż, z którego ma wynikać, że 33 proc. pytanych chciałoby, aby Kaczyńskiego zastąpił właśnie Morawiecki.

REKLAMA

Dalsze miejsca to Andrzej Duda (20 proc.), Elżbieta Witek (12 proc.) i Beata Szydło (10 proc.). Dalsze miejsca zajęli: Zbigniew Ziobro (5 proc.), Joachim Brudziński (2 proc.) i Antoni Macierewicz (1 proc.). 17 proc. ankietowanych nie miało zdania.

Ten sondaż został potraktowany w PiS jako początek starań Morawieckiego o wysłanie Kaczyńskiego na emeryturę i przejęcie władzy w PiS. Sam Kaczyński wcale nie chce politycznej emerytury. Może rozważać taktyczną zmianę i zrobienie figuranta np. Mariusza Błaszczaka prezesem, wciąż chce jednak rządzić partią.

Koniec Kaczyńskiego

Kaczyński (18 czerwca skończył 74 lata) nie chce wcale odchodzić z polityki. Na emeryturę wysłał go jako pierwszy, tuż po wyborach, 39-letni nowy szef gabinetu Andrzeja Dudy Marcin Mastalerek. Ten zaś ma konflikt z Kaczyńskim od 2015 r., gdy szef PiS wyrzucił z partyjnych list. Postawił sprawę na ostrzu noża: jeżeli do Sejmu ma kandydować Mastalerek, to on, Kaczyński, rezygnuje. Skąd taka ostra reakcja? Mastalerek uważany z jednego z autorów sukcesu Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w 2015 r., otwarcie pokazywał, że lekceważy Kaczyńskiego. Do politycznego grobu zaprowadziła go sytuacja, gdy siedząc z kilkoma kolegami na piwie, pokazał im, że dzwoni do niego sam prezes Kaczyński, a następnie nie odebrał telefonu. Gdy Mastalarek znalazł się później w PKN Orlen jako dyrektor, a Kaczyńskiego doszły słuchy, iż to on wspierał Andrzeja Dudę w pomyśle zawetowania jego ustaw w 2017 r. przejmujących sądy, to kazał go zwolnić. W ten sposób Mastalerek został jednym z nielicznych „zasłużonych” pisowców, któremu nie udało się dorobić na rządach swojej partii.

Do kancelarii Andrzeja Dudy Mastalerek trafił wprost z prywatnej Ekstraklasy. Przyniósł ze sobą powiew bezczelności i zakłamania, którego po przegranych wyborach w PiS już trudno znaleźć. Duda jego nominacją chciał się odegrać na Kaczyńskim, ale także, a może przede wszystkim przygotować się do przejęcia schedy po Kaczyńskim. Duda nie chce być samemu prezesem partii. Ale ma ambicje, aby patronować np. wyborowi Mastalerka. Taki obrazoburczy dla Kaczyńskiego scenariusz jest nie do pomyślenia, jeżeli będzie miał cokolwiek do gadania.

Kaczyński staje się jednak dla PiS coraz większym obciążeniem. Jest w słabej formie intelektualnej. Wcześniej pilnował, aby otaczający go wianuszek doradców był odpowiednio głupszy od niego. Jak zauważył profesor prawa Wojciech Sadurski, który zna go z czasów studenckich, Jarosław Kaczyński nigdy nie był specjalnie błyskotliwy. Teraz w związku z wiekiem i biologicznym „zużyciem” Kaczyński, aby zachować swoją przewagę nad otoczeniem, musiał zwyczajnie zmienić swoich „dworzan” na głupszych. To właśnie promocja głupoty i uniżoności jest jedną z przyczyn porażki wyborczej PiS.

Hardych i krnąbrnych ludzi w rodzaju Mastalerka na przestrzeni 8 lat zastąpili pochlebcy w rodzaju Radosława Fogiela, Michała Moskala czy też Mateusza Morawieckiego. Jak słabe jest intelektualnie to otoczenie, pokazuje przykład procesu, który wytoczył mi Jarosław Kaczyński. Celem tej akcji miało być powstrzymanie kolportowania informacji o tym, że szef PiS jest gejem. Zamiast tego Kaczyński dostał proces, o którym pisały największe światowe media. Nikt z otoczenia prezesa nie miał odwagi powiedzieć mu, że składanie pozwu w takiej sytuacji doprowadzi właśnie do takiego scenariusza. Że coś, co było tajemnicą poliszynela, taktownie przemilczaną przez główne polskie media, nagle awansowało do rangi kilkalnego tematu.

Prawdziwą przyczyną przegranej PiS jest też brak profesora Waldemara Parucha. Zmarły w 2022 r. profesor nie tylko był bliskim przyjacielem Kaczyńskiego, ale przede wszystkim mózgiem wszystkich cynicznych kampanii PiS. Takich jak szczucie na nielegalnych imigrantów/uchodźców. W kontekście tego, że PiS odpowiadał za największy transfer do Polski obcokrajowców w historii (nie tylko Ukraińców i Białorusinów, ale także setek tysięcy mieszkańców Azji, Afryki i muzułmanów), było to wyjątkowo cyniczne kłamstwo.

Kaczyński kończy się, bo nie ma już energii, aby stoczyć kilka kolejnych bitew. Z jednej strony musi pokonać wewnętrzny bunt tych, którzy chcą go wysłać na polityczną emeryturę. Jest uważany za bagaż, który szkodzi partii, ale nie ma żadnej refleksji osobistej, aby samemu usunąć się w cień. Z drugiej strony stoi przed olbrzymim wyzwaniem, jakim są nadchodzące wybory samorządowe i do europarlamentu, w których PiS będzie w nowej dla siebie sytuacji. Nie będzie miał wsparcia mediów publicznych (TVP, Polskie Radio). Nie będzie miał także finansowania dla „swoich” mediów, takich jak Do Rzeczy, media braci Karnowskich (wpolityce.pl, tygodnik Sieci, telewizja wPolsce.pl), media Tomasza Sakiewicza (portal niezalezna.pl, tytuły Gazety Polskiej, Telewizja Republika).

Dla partii przyzwyczajonej, że od 7 lat rywalizuje „na dopingu”, będzie to dramat. Dodatkowo kilkadziesiąt tysięcy działaczy i ich rodzin straci pracę w kontrolowanych przez państwo mediach, urzędach, instytucjach, spółkach skarbu państwa. Poskładać to będzie bardzo trudno. Dlatego stawiam hipotezę, że 2024 r. będzie ostatnim rokiem Kaczyńskiego w polityce i rokiem, w którym PiS zacznie się rozpadać.

REKLAMA